- Wujku, ja... Nie wiem. Nie wiem, czy chciałobym mieć kocięta i nie wiem, czy byłobym dobrym rodzicem. Przepraszam...
Nie czuło tego? Dziwne... Sądził, że każdy w swoim czasie ma ten moment, gdy pragnie założyć rodzinę i mieć gromadkę cudownych szkrabów. On przynajmniej o tym marzył, a to marzenie się ziściło dzięki małemu Orzełkowi, drzewom i Kwaśnemu.
- Nie ma co przepraszać! - miauknął zdziwiony. - Możliwe, że to nie jest twój czas. Ale sądzę, że byłobyś dobrym rodzicem - dodał, klepiąc ich po grzbiecie ogonem. - Jesteś naprawdę wyjątkowym kotem, Jaśminowy Śnie.
Widząc skrzywienie na ich pysku, szybko przeprosił. Mieli przecież wybity bark! Musieli tak bardzo cierpieć, a on jeszcze dołożył im bólu. To był chyba ten moment, gdy powinien odejść, dając czas wojownikom dojść do siebie.
- Przyjdę jeszcze wieczorem - zapewnił. - Teraz pewnie ktoś inny chce cię odwiedzić - wspomniał o Rdzawym Futrze, widząc na horyzoncie jej sierść.
Jaśminowy Sen od razu się ożywiło i zaczęło wyglądać ukochanej. Wykorzystał ten moment na wyjście z legowiska medyka.
***
Nie. Nie wierzył. Nie wierzył w jego słowa. Ból palił mu pierś, a łzy samoistnie zaczęły spływać po policzkach. Jego przyjaciel, jego ukochany... był martwy. Pamiętał ich ostatnią rozmowę, tą gdzie w końcu wyznali sobie uczucia, a on... ten przeklęty rudy osobnik... zamordował go! Nie wierzył w wyjaśnienia, że za tym stał Klan Nocy. Tyle razy chodził na granicę i nigdy nie spotkał tam patrolu! Lider kłamał. On... on był winny śmierci płaskopyskiego.
Zaciskając zęby wystąpił na środek, gdzie Lisia Gwiazda stał. Jego wzrok spoczął na nim. Widział w nim, że nie podoba mu się jego zachowanie. Miał to gdzieś. Liczyło się jedno. Prawda. Prawda, którą nikt nigdy nie dostrzegał.
- Kłamiesz! - krzyknął na cały obóz, a wojownicy skupili na nim uwagę. - Dobrze wiem, że to nie Klan Nocy, to ty! Zakazałeś mu się ze mną spotykać! Groziłeś mu, że pożałuje! I co? Teraz leży martwy po naszej randce, przez Nocniaki? Brednie!
- Wujku... - Usłyszał głos Jaśminowego Snu, pełnego niedowierzania. Zignorował to jednak.
Klan musiał dowiedzieć się prawdy.
- To nie jest Miętowa Gwiazda, tylko Lisia Gwiazda! Żyje w tym ciele i ponownie niszczy nasz klan! Kwaśny mi o wszystkim powiedział, tak! - Spojrzał na pełne złości oblicze rudego. - Syn rozpozna ojca, nawet po jego śmierci, a ja mu wierzę i widzę ciebie! Żaden normalny lider, niespokrewniony z Kwaśnym nie skupiałby na nim tak uwagi! Iskrzący Krok pewnie też wie o tobie, racja? - Spojrzał tu na zastępczynię. - Widziałaś jak go zabijał? A może go chronisz? Zabił twojego brata! Ktoś taki nie zasługuję na życie! No chyba, że masz to gdzieś! - syknął, nie dostrzegając jak potężny rudas naglę znalazł się tuż obok niego. Zdziwił się, lecz nie dał po sobie tego poznać. Patrząc w jego oczy warknął mu w pysk. - Wyzywam cię na pojedynek! Uwolnię Klan Klifu od ciebie albo zginę!
Nie czekał długo na jego odpowiedź, bo Lisia Gwiazda od razu się na niego rzucił. Walczył z nim na tyle ile potrafił, ale co on mógł przy potędze takiej mrocznej duszy? Ból rozrywał jego ciało, gdy ten rozprawiał się z nim jak z zabawką. Nie pozostał jednak dłużny. Również go zranił, a ich krew zmieszała się w jedno. Wiedział jaki będzie wynik, lecz nie żałował swojej decyzji. Jeśli jego śmierć obudzi wszystkich, był na nią gotowy. Upadł pod łapy Jaśminowego Snu, charcząc i plując krwią.
- Z-z-zawsze bę-ęde przy tobie, Ja-a-aśmin. P-proszę... Kwaśny... Ja... chcemy być raz-zem... pod drzewem... Obiecaj... - zakaszlał ostatni raz, po czym zapadł się w czerń
Słyszał jednak głosy, a zaraz potem jakaś siła wyciągnęła go z ciała. Wisiał nad wszystkimi, którzy nie dowierzali w to co miało miejsce. Lisia Gwiazda umorusany we krwi, Iskrzący Krok, Jaśminowy Sen, Tańcząca Pieśń... i inni...
Pofrunął jednak w górę, ponieważ nie miał czasu biadolić nad tym, że umarł. Miał jeden cel. Odnaleźć Kwaśnego, jego miłość, ukochanego, z którym mogli być teraz na zawsze razem.
Klan Gwiazdy powitał go w ciszy, a ciemne ciernie, gdy tylko postawił łapę na świetlistej polanie, zaczęły go atakować. Nie rozumiał co się działo. Niepokój ścisnął go za serce. Zaczął się rozglądać, czując narastającą panikę. Czy to była wojna? Uskoczył na bok i zaczął biec. Ciemne kształty jednak nie przestawały go ścigać.
- Tutaj! - Usłyszał czyjś głos.
Skierował się w jego stronę i ku swojemu zdziwieniu dojrzał płaskopyskiego, którego sierść utkana była z gwiazd.
- Kwaśny! - miauknął, roniąc gwieździste łzy, przytulając się do niego mocno.
Kocur był zdziwiony tym, że się zjawił, zaczął miauczeć przypuszczenia czy nie żyję. Uspokoił go jednak.
- To nieważne czy żyję czy nie! Ważne, że jesteśmy razem. Teraz nic nas nie rozdzieli... - miauknął, lecz zamarł widząc nadchodzące kolejne ciernie, otulił go ogonem.
- Boję się, Zimorodku - wystękał mu w sierść ukochany. - A jeśli one nas rozdzielą?
- Pójdę wtedy za tobą - obiecał. - Nie płacz - musnął go językiem w pysk. - Poradzimy sobie z tym zagrożeniem i wiesz co?
- Co?
- Znajdziemy Orzełka.
Na to imię oczy Kwaśnego się rozszerzyły, a na pysk wstąpiło zrozumienie.
Szybko odskoczyli od cierni i pobiegli razem w światłość.
Może i umarli i nie byli już częścią historii żywych, lecz istnieli w Klanie Gwiazdy. Tam mogli odegrać kolejną rolę, a ich historia jeszcze nie dobiegła końca. Nie, póki byli razem.
<33
OdpowiedzUsuń