Kocur odpowiedział na jej pytanie niemal od razu, ożywionym głosem. Od zawsze pragnął zostać wojownikiem i przekazywanie swojej opinii na ten temat, zawsze go ekscytowało. Czuł satysfakcję, bo osiągnął swój cel i mógł teraz z dumą opisywać swoje przemyślenia.
– Korzyści jest naprawdę wiele! Pilnujesz granic klanu, by żaden obcy kot nie dostał się na teren obozu, polujesz samemu na zwierzątka i przynosisz je na specjalny stos, aby nakarmić innych – wymieniał. –Osobiście mi się bardzo podoba bycie wojownikiem. Jesteś samodzielny, no i jest również szansa na to, że dostaniesz własnego ucznia pod opiekę. Więc masz szansę przekazać swoją wiedzę dalej – odparł Mleczowy Pył, spoglądając łagodnie na kotkę. Wydawała mu się być spokojna i ciekawska, zupełnie jak on. Zdawał sobie sprawę, że pewnie będzie zadawała dużą ilość pytań i się w tym nie pomylił.
Rzucił okiem na pozostałą dwójkę rodzeństwa, która jak na razie siedziała grzecznie i przysłuchiwała się jego słowom z zainteresowaniem na pyszczkach. Co prawda rudawy wydawał się być bardziej naburmuszony, ale i tak nie ruszał się ze swego miejsca.
– Hm... Brzmi nawet dobrze – mruknęła tortie. – Mam nadzieję, że moi bracia nie sprawią ci jakiś większych problemów. Są z nich niezłe rozrabiaki – dodała z lekkim uśmiechem.
– Jak na razie, to widzę, że zachowują się bardzo grzecznie – zaśmiał się liliowy, nie wiedząc, czy zaraz nie rozpęta się jakaś burza, skoro dostał ostrzeżenie odnośnie ich standardowego zachowania.
– To pewnie cisza przed burzą. Gdy tylko się do ciebie przyzwyczają, na pewno zaczną coś kombinować – skomentowała Motylek.
Mleczowy Pył pokiwał lekko głową na znak zrozumienia. Wbił spojrzenie w dwójkę dzieci jego siostry i przekręcił oczami, widząc, jak Listek zaczepia już swojego brata, kładąc swoją jedną łapkę na jego nos.
– Przestań, ty par... – warknął, powstrzymując się od wulgarnego słowa. – Masz móżdżek ledwo co narodzonego kociaka – prychnął pogardliwe.
– Nie umiesz się bawić! – odparł jedynie niebieski.
– Uspokójcie się oboje! Mieliście być grzeczni, obiecaliście to mamie! – Motylek najwyraźniej musiała pokazać się z dobrej strony przed wujkiem. Chciał być postrzegana przez niego, jako ktoś, kto umie sobie poradzić z innymi i nie da wejść im na głowę. – Przepraszam za nich – dodała ciszej. – Widzisz, oni tak zawsze.
– Nie ma sprawy. Jak pamiętam, sam też trochę rozrabiałem i sprawiałem problemów mojej mamie oraz rodzeństwu – powiedział, przypominając sobie o swojej siostrze, która została zabita przez Klan Gwiazdy. Nie mógł się tu teraz rozkleić, więc dusił w sobie wszystkie emocje. Minęło już trochę czasu, a on wciąż nie pogodził się z jej śmiercią. Niby czas goi rany, ale nie przywróci on życia Lodowatce. Ich relacja nie była najlepsza, ale wciąż byli rodzeństwem. Nie chciał teraz o tym myśleć, gdyż jego humor od razu się pogarszał. Odrzucił złe myśli na bok, by zająć się dziećmi Rozkwitającego Pąka. Rozkojarzony nie byłby zbyt dobry w pilnowaniu trzech urwisów, więc wrócił myślami do rzeczywistości. Dwóch kocurków już się nie kłóciło, ale siedzieli obrażeni na siebie wzajemnie. Liliowy stwierdził w duchu, że dzisiejszy dzień będzie pełen wrażeń i emocji z takimi kociakami.
– Chciałabyś coś jeszcze wiedzieć? – spytał, spoglądając na czarną, która jako jedyna wydawała się skora do rozmów.
<Motylku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz