Zastępczyni przysiadła do skoku. Czarne futro wiało na silnym wietrze pory opadających liści. Stadko królików przed nią kicało nieświadome czyhającej na nich zmory. Zielonooka wojowniczka skoczyła i przebiła tętnicę zająca. Zawróciła niemalże natychmiast, by odnieść łup do obozu.
Zastała przy wejściu Słonecznikową Łodygę. Przydzieliła go do wieczornego patrolu i najwyraźniej był niezwykle punktualny. Podobało jej się to, o dziwo.
- Dlaczego już tutaj stoisz? - Warknęła. Nie byłaby sobą bez przelania emocji na innych. - Słońce nawet do końca się nie schowało.
- Nie chcę przegapić patrolu, przecież to mnie wyznaczyłaś na jego przeprowadzenie. - Miauknął. - A teraz i tak nie ma zbyt dużo do roboty.
Posłała mu ostre spojrzenie, które jednak szybko zmieniło się w ledwo wyrażalną wdzięczność. Czuła sentyment do Słonecznika, choć próbowała go stłumić. Był głupim rudzielcem i wciąż nie rozumiała, dlaczego dalej tu był. Ale był też jej wspólnikiem zbrodni. Widziała też, jak chciał stanąć w jej obronie, gdy kłóciła się z Rozżarzonym Płomieniem.
- To chociaż odsuń się na bok i nie tarasuj przejścia! - Syknęła, machając ogonem. Widząc resztę członków patrolu, którzy już zbierali się do wyjścia, westchnęła. - Pilnuj rudzielców, dobra? Wciąż im nie ufam. Skoro wcześniej popierali pierdoloną Piasek, to teraz też będą.
Gdy zobaczyła kiwnięcie pyska Słonecznikowej Łodygi, ruszyła dalej z wysoko wysuniętą brodą. Zmierzała ostrym spojrzeniem niemal każdego mijanego rudzielca. Patrzyła się z nienawiścią na Marchewkowy Grzbiet i Szczypiorkową Łodygę.
Korciło ją, by rozszarpać te jebane wronie strawy. Patrzenie na ich pyski przyprawiało ją o karygodne myśli. Żałowała, że Zajęcza Gwiazda nie wywalił z klanu tych wywłok, które własną obecnością truły tylko Klan Burzy! Automatycznie wysunęły jej się pazury, gdy szła po mak do legowiska medyków. Chciała się uspokoić i szybciej zasnąć, dlatego był jej potrzebny. Często śniły jej się przebłyski z egzekucji matki czy spalone, zniszczone ciało mentora - albo nieobecne oczy martwego ojca. Nie chciała tego widzieć. A już zwłaszcza nie chciała, by pierdolona Szczypior miała kolejne podstawy do pogardliwych plotek z Marchewkowym Grzbietem, jeśli okaże się, że czarna bełkocze coś przez sen.
Jednak gdy wchodziła do medyków, dojrzała niebieskie futro Jałowego Pyłu. Niemal natychmiast z jej gardła wydobył się cichy warkot. Zignorowała ból, który pozostał po zdradzie tego pieprzonego ,,przyjaciela" i machnęła ogonem, wchodząc do środka.
Za pozwoleniem Jeżowej Ścieżki złapała w zęby zwitkę maku i spożyła go na miejscu. I żałowała, że nie działał błyskawicznie. Zgromiła nienawistnym spojrzeniem Jałowego Pyła.
Kretyn.
Chciała, żeby coś mu się przydarzyło. Żeby rozjechał go jakiś jebany potwór dwunogów. Żeby rozszarpały go psy. Żeby Zajęcza Gwiazda wyrzucił go z klanu. Żeby Marchewa wymęczyła go na śmierć.
A jednocześnie nie lubiła tych myśli. Starała się zapomnieć o uczuciach, którymi go kiedyś darzyła.
To było niemożliwe.
wyleczony: Jałowy Pył
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz