BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

28 listopada 2021

Od Bluszczowego Pnącza CD. Rysia(Rysiej Łapy)

Usłyszawszy odgłosy zamętu w swoim legowisku, oderwał się od stosu ziół i poszedł sprawdzić, któż raczył go odwiedzić i w jakim celu do niego przyszedł. Widok małej, kremowej koteczki, lekko go zaskoczył, bo kocięta zazwyczaj nie przychodziły tu same i to z własnej woli.
Niektóre wręcz wydawały się przerażone tym miejscem, bo nieraz ktoś zastraszał je niesmacznymi ziołami, które będą musiały zjeść, jeśli nie zadbają o swoje zdrowie i będą chore.
- Nie, dlaczego miałoby mi się tu nudzić? – spytał zdziwiony.
- Bo siedzisz tu całymi dniami, podczas gdy inni mogą biegać, polować i walczyć za klan! – odparła dumnie. – Ja chcę taka być. Będę najlepszym wojownikiem, jakiego mógł widzieć ten las – stwierdziła hardo, rozglądając się po legowisku i krzywiąc na widok wszelkiego zielska. – A to śmierdzi…
- Kwestia przyzwyczajenia, zapachy ziół są ważne. Poza tym, nie jestem tu zamknięty, mogę swobodnie wychodzić, nawet poza obóz. Ten stos medykamentów sam się nie uzupełnia – westchnął. – Też muszę chodzić po lesie i zbierać na bieżąco brakujące rośliny. Zawsze zabieram ze sobą któregoś z wojowników do pomocy. Jak będziesz dorosła, to i ty będziesz mogła mi czasem pomóc. W lesie potrzebna mi asekuracja – przyznał, uśmiechając się łagodnie.
Młoda wydawała się cały czas nieprzekonana, przekrzywiając łebek na bok i mrużąc oczy.
- To i tak o wiele nudniejsze, niż bycie wojownikiem – stwierdziła.
- Mnie nigdy do tego nie ciągnęło. Moim powołaniem było szkolenie się na medyka i służenie klanowi w inny sposób. Walka może wydawać ci się ekscytująca, ale jeśli zostaniesz zraniona, to właśnie uzdrowiciel pomoże wrócić ci do pełni sił – wyjaśnił. – Jeśli mogę spytać, jak masz na imię? Przepraszam, ale nie jestem w stanie skojarzyć, czy kiedykolwiek słyszałem, jak się nazywasz.
- Ryś – odparła krótko. – Skoro bycie medykiem jest dla ciebie takie ciekawe, to dlaczego jesteś tu sam? Nie powinieneś mieć ucznia albo coś? – zapytała zainteresowana.
- Nie każdego do tego ciągnie - oznajmił spokojnym głosem, cierpliwie odpowiadając na pytania kociaka. – Czasami ktoś odkrywa swoje powołanie, podczas szkolenia się na wojownika. Bywa, że ktoś zmienia profesje w dosyć późnym wieku. Zazwyczaj to znak od Klanu Gwiazdy – dodał. – Chciałabyś coś jeszcze wiedzieć? Myślę, że mam czas i mogę zaspokoić twoją ciekawość.

<Ryś?>

Od Skalnego Szczytu CD. Śnieżynki(Ośnieżonej Łapy)

Była ostatnimi czasy zagubiona w życiu. Czuła się obco we własnym ciele, widząc co rusz krew zdobiącą jej łapy. Szukała ucieczki od bezsensownych wyrzutów sumienia, dręczących ją każdej nocy. Czyżby nie nadawała się do zabijania, jeśli dalej roztrząsa zabicie kogoś, kto na śmierć jak najbardziej zasługiwał?
Wszystko na to wskazywało, skoro każdego ranka budziła się zdyszana, zamęczona koszmarami i okropnym bólem w skroni, który starała się ignorować. Nie mogła się nad sobą użalać, w klanie było dużo do roboty, a jeśli poświęci się w pełni pracy, nie będzie miała wolnej chwili, by myśleć o przeszłości. I tak nie cofnęłaby swojego czynu, więc pora zebrać swoje siły i stać się przydatnym.
Patrole miała już za sobą, więc przyszło jej donieść karmicielkom pożywienie. Złapała ze dwie większe piszczki ze stosu, po czym zaciągnęła je ku kociarni, podsuwając je dorosłym kotkom, niemalże pod sam pysk.
Następnie przysiadła przy Świetlistej Duszy, spytać na chwilę, jak się trzyma. Była to jej pierwsza i jedyna uczennica, więc zawsze będzie bliska sercu Skały. Czarna starała się dbać o dobre stosunki z każdym, aczkolwiek z niektórymi było to o wiele łatwiejsze. Świetnym przykładem była biała, z którą od samego początku złapała dobry kontakt i do dziś mogła mówić o niej jak o lepszej znajomej.
Zastrzygła uszami, słysząc niespodziewane poruszenie ze strony pociech Skrzącej Nadziei. Zawieruszenie wywołane sprawą upaprania się jednej z niedorajd ptasimi odchodami. Brzmiały na przejęte, jakby co najmniej takie zabrudzenie mogło spowodować śmierć kogokolwiek.
- Ona może! – To jedyne, co Skalny Szczyt usłyszała, gdy płowe kocię wskazało na nią łapą i z wyrzutem spojrzało na swą matkę. Czarna zmarszczyła brwi i spojrzała pytająco na Światełko, a ta tylko wzruszyła ramionami i niemalże bezgłośnie wyszeptała „Takie są dzieci”.
- Nie obchodzi mnie co ona może - odcięła się swojemu potomstwu Skrząca - tylko to, czego ty nie możesz.
Skała powstrzymała się od parsknięcia śmiechem. Zabawna konwersacja między kochającą się rodziną, szkoda, że ona nie zaznała takiej łaski. Przez surowe wychowanie nie czuła się ani trochę silniejsza, wszystko, co osiągnęła, zawdzięczała samej sobie i kotom spoza rodziny, które ją chociaż czegokolwiek nauczyły. Mentorka, znajomi…
Było ich tak wielu. Ale nigdy nie matka.
- A dlaczego ja niby nie mogę? – kontynuowało kocię, dalej wpatrując się wyczekująco w karmicielkę.
- Bo jesteś za mała i tak zresztą nie wypada, niezależnie od wieku. Świadczy to raczej o braku kultury, a nie czyni cię fajną – stwierdziła, patrząc z lekkim niedowierzaniem na koteczkę z plamą na futrze po kupie ptaka. – Chodź Sen, tu cię nie wyczyszczę. Ty za to Śnieżynko… - zaczęła, ale zaraz urwała, jakby nie wiedząc, co zrobić z drugim dzieckiem.
Czarna nastawiła ucho i zmrużyła oczy. Z młodym pokoleniem też warto zadbać o jakieś sensowne relacje.
- Przecież możesz ją tu zostawić – odezwała się. – Jestem tu ja, jest Świetlista Dusza, więc nic się jej nie stanie – dodała, puszczając do małej oczko.
Skierka nie wydawała się przekonana, ale w końcu uległa, ciągnąc na zewnątrz Sen i cicho mamrocząc na zaistniały problem.
- A więc… Śnieżynka, tak? – zagadnęła Skała, spoglądając na płowe kocię. – Jak tam twoje plany na przyszłość? Trenujesz już, by być silną wojowniczką?


<Śnieżynko?>

Od Tygryska(Tygrysiej Łapy) CD. Kamiennej Agonii

Spokój tego poranka zakłóciła jej głośna wojowniczka, spoglądająca na nią z odrazą we wzroku. Powód tego negatywnego nastawienia został jej szybko wyjawiony, chociaż ruda nie do końca rozumiała idee konfliktu czarnej wojowniczki ze wspominaną przez nią karmicielką.
- Mam imię, które znasz, więc zwracanie się do mnie "Ty" z agresją w głosie jest co najmniej nieuprzejme - mruknęła, mrużąc ślepia i patrząc na gromadzącą się złość w zielonych oczach. - Nie wiem, dokąd poszli. Wyszli stąd całkiem niedawno, więc jeśli zależy ci na ich znalezieniu, to powinni być niedaleko. Marchewkowy Grzbiet mówiła, że odwiedzą później ich ojca, więc prędzej odpowiedź znajdziesz poza żłóbkiem - dodała, na co futro na grzbiecie czarnej stanęło dęba. Kotka zadrżała, ale ze złości, która wydawała się ją w pełni wypełniać. Wysunęła pazury i cicho prychnęła. 
- Idiotka pewnie wmawia im bzdury - syknęła, odwracając się i chcąc wyjść, ale Tygrys na moment zastąpiła jej trochę.
- Przecież to są jej dzieci. Dlaczego tak ci na tym zależy? - spytała, w ostatniej chwili odskakując od łapy, która prawie ją zdeptała. Nie wiedziała, czy był to gest z przypadku, czy rozdrażnienie zastępczyni brało nad nią górę.
- Nie interesuj się. Zresztą, w takim tempie skończą głupsze niż ich matka - warknęła.
- Oh... - Tygrys wciąż nie załapała o co chodzi z kłótnią kotek, ale stwierdziła, że nie będzie się mieszać w czyjeś życie. - No to leć, skoro możesz je odratować - oświadczyła.
Kamienna Agonia spojrzała na nią morderczym wzrokiem, na moment uchylając pysk, jakby gotowa  wygarnąć młodszej, że nic nie wie o życiu i ona nie będzie jej słuchać, ale najwyraźniej powstrzymała się, bo w końcu po prostu wyszła bez słowa.

****

Tygrysiej Łapie przyszło trenować z jedną z najbardziej energicznych i radosnych kotek, jaką mogła poznać. Borówkowa Mordka momentami próbowała zarazić ja optymizmem, ale nieskutecznie.
Świeżo mianowana uczennica nie narzekała na to, problem w końcu nie był w mentorce, tylko w niej samej. To ona nie potrafiła odnaleźć powodów do szczęścia, albo po prostu odczuwanie go przychodziło jej z trudem.
Odwróciła się od stosu ze zwierzyną, po tym, jak odstawiła na nią swą pierwszą zdobycz.
Omal nie wpadła pod łapy jak zwykle rozwścieczonej zastępczyni Klanu Burzy, wrzącej i zirytowanej.
Czarna z pewnością była ciekawą personą, więc budziła w rudej jakiekolwiek skryte resztki ciekawości.
- Uważaj i nie właź mi w drogę - syknęła starsza, na co Tygrys tylko skinęła głową.
- Myślę, że każdy powinien po prostu patrzeć przed siebie, chociaż owszem, tym razem zawiniła moja nieuwaga i to ja wlazłam ci pod nogi, ale sądzę, że nie zawsze skupiasz się na tym, co jest przed tobą - oświadczyła ze stoickim spokojem w głosie.
- Czy ty mnie pouczasz?! - warkot Kamiennej Agonii rozbrzmiał po całym terenie obozowiska.
- Nie, tylko zwracam uwagę na jeden, drobny fakt - poprawiła ją, zastanawiając się, czy kotka zamierza ciągnąć tę rozmowę dalej. Niebieskooka - jeśli miałaby być szczera - nie widziała w tym ani trochę sensu. Po co robić scenę na cały klan i zwracać uwagę wszystkich dookoła, a jednocześnie marnować ich czas? Standardowe krzyki kotki były nieodłącznym elementem każdego dnia w tym miejscu, więc choć pozostali powinni się do nich przyzwyczaić, to wciąż jej napady agresji wywoływały szum.
- Chyba sobie żartu...
- Dlaczego zawsze odzywasz się tak głośno? Warto chyba uszanować, że niektórych mogą boleć uszy bądź głowa od tego hałasu. Przecież jesteś w stanie mówić ciszej, co to za problem? - przerwała jej swym pytaniem.

<Kamień?>

Od Pokrzywowej Skóry

Śnieg pod łapami był niezwykle miękki, ale równocześnie zimny i nieprzyjemny dla poduszek łap kocura. Srebrny wojownik przemykał przez rozległy las należący do terenów Klanu Wilka. Za nim znacznie spokojniej podążał Wróblowe Skrzydło. Już nie był jego uczniem ani małym kociakiem, tylko dojrzałym i dumnym wojownikiem ich klanu, z którego Pokrzywowa Skóra był niezwykle dumny. Nadal pamiętał ceremonię, gdy Wróbelek został pasowany wojownikiem. Mało wtedy nie wyskoczył ze skóry z radości!
Pokrzywowa Skóra zatrzymał się, odwracając do dawnego wychowanka, który na ten drobny gest starszego wojownika przystanął, wpatrując się w niego z uwagą. Kocur głową wskazał mu na królika. Wyglądał na okazałego a co za tym szło, pewnie równie smacznego. Klanowi Wilka przyda się zwierzyna, nie wiadomo kiedy stos zacznie maleć z powodu szalejącej Pory Nagich Drzew. 
Syn medyczki przypadł do odpowiedniej pozycji łowieckiej. Śnieg był zdradliwy, należało uważać przy każdym stawianym kroku. Robił to więc z wyczuciem. Poruszał się wolno do przodu, cierpliwie, coraz bliżej swojego celu. Niestety wiatr zmienił kierunek. Królik uniósł uszy, zawęszył i nim Pokrzywek zdążył się na niego rzucić, ten już pomknął niczym błyskawica w stronę swojej norki. Wojownik Klanu Wilka zaklnął pod nosem. Co za pech!
- Następnym razem się uda. - westchnął. Wybrali się na polowanie wraz ze świtem, a obecnie mieli jedynie dwie marne myszy. Nie wróżyło to dobrze, jednak kocur starał się zachować swój optymizm.
- Króliki to bardziej specjalność Klanu Burzy. - wspomniał Wróblowe Skrzydło.
- Racja. Najchętniej bym upolował nornicę lub wiewiórkę, ale wątpię, żebyście je znaleźli. Chodźmy dalej, robi się coraz zimniej, jeszcze nam łapą odpadną!
Ruszył jako pierwszy, uważnie węsząc i rozglądając się za zwierzyną, natomiast młodszy wojownik tuż za nim. Widział po Wróbelku, że chłodny i mocny wiatr mu nie sprzyjał, podobnie jak śnieg. Nie byli raczej zwolennikami tej pory sezonu. Trzeba było jednak odbębnić zlecony przez Jastrzębią Gwiazdę patrol, zrobić coś uczynnego dla klanu i przy okazji spędzić czas razem. 
Pokrzywowa Skóra zatrzymał się niespodziewanie, przez co dawny uczeń na niego wpadł i od razu posłał zdziwione spojrzenie. W odpowiedzi Pokrzywek rzucił w niego zgarnął ogonem śnieg i wystrzelił prosto na kocura. Zdziwiony Wróbelek cofnął się o krok do przodu, natomiast jego dawny mentor wybuchnął śmiechem, powtarzając swój ruch w następującej kolejności. Tym razem jednak Wróblowe Skrzydło nie pozostał dłużny i dołączył do śnieżnej zabawy.

Od Jeżowej Ścieżki

Starość nie radość mówili i musiał się z nimi wszystkimi zgodzić, otóż będąc już staruszkiem, któremu z coraz większym trudem przychodziło poruszanie i z pewnością bardziej zmęczonym, odnalazł w tym wszystkim wspomniane słowa, które zawsze powtarzali mu rodzice. Obecnie mógł ich wyczuć jedynie ze Srebrnej Skóry, a i ten kontakt był utrudniony zważywszy na ostatnie zbyt bliskie połączenie z Mroczną Puszczą. Zadrżał. Nawet nie potrafił sobie wyobrazić, co przodkowie muszą znosić. Skoro nie mogą odpędzić złych duchów, muszą być naprawdę osłabieni, a to go w dużym stopniu wpędzało w zmartwienia. Tak bardzo, że potrafił siadywać na swoim posłaniu, wpatrując się pustym wzrokiem w jedną ze ścian, dumając nad losem przodków i żyjących w lesie kotów. Bez Klanu Gwiazdy czeka ich straszny los. Jeżowa Ścieżka wzdychał w chwilach, gdy uświadamiał sobie ten ważny szczegół. Gdy przyjdzie mu odejść musi zebrać ze sobą tak dużo siły, ile tylko jego serce zdoła i przekaże je wszystkim przodkom, walcząc za sprawą odzyskania wiary. 
- Wiesz, Wisienko, jestem już stary, ale nadal mam serce do swojej pracy. Kocham być medykiem i nawet nie masz pojęcia jaki jestem szczęśliwy, że mogę to robić do końca. Nie zniósłbym bezczynnego czekania w starszyźnie na śmierć. 
- Mówisz tak, jakbyś już umierał, Jeżowa Ścieżka. 
Poczuł na sobie jej wielkie oczy. Czekoladowy kocur zwrócił pysk w stronę swojej uczennicy, posyłając jej lekki uśmiech z pokrytego siwymi włosami pyszczka. Przez ten długi czas stała się mu naprawdę bliska. Chciał, żeby Wisienka została medyczką i dbała o Klan Burzy. Była gotowa, czuł to. 
- Na każdego kiedyś przyjdzie czas. Ale nie martw się zawczasu. Jeszcze muszę cię mianować, chce być przy tej magicznej chwili. 
Tylko jak to będzie wyglądało? 
Powrócił do sortowania ziół. Nie mógł podzielić się ze swoją uczennicą tymi zmartwieniami. Pewnie mianuje ją przy świętym odłamku kamienia. Czy Klan Gwiazdy mimo wszystko ześle jej sen? Niestety było to tak odległe pragnienie, że dowiedzą się dopiero wtedy. 
Dzień nie minął im jednak jedynie na sortowaniu zebranych roślin. Pora Nagich Drzew nie bez przyczyny była nazywana tą najbardziej surową i dającą choroby. Właśnie do ich lecznicy zajrzeli pierwsi pacjenci. Zajął się gorączką Byczej Szarży, bezsennością i tymczasową ślepotą Jeleniego Kopytka i chorym na dwie przypadłości Szybką Łanią. Pod wieczór zjawiła się jeszcze ze zwyrodnieniem i katarem. Zajął się nią sprawnie. Wiedział, że kotka nie lubiła dotyku, zatem specjalnie się do niej nie zbliżał, pozostawiając przestrzeń dla siebie. I tak upłynął im pierwszy dzień pracowitego tygodnia. 

Wyleczeni: Bycza Szarża, Szybka Łania, Jelenie Kopytko, Wilcza Zamieć

Od Kaczego Pióra

Kacze Pióro zapragnął zebrać wszystkie kasztany w lesie i mieć je zawsze w pogotowaniu, żeby rzucać w niewygodnych pacjentów. Specjalnie cierpliwy to on nigdy nie był, a jak wstawał lewą łapą i już na starcie dostał górę brudnej roboty do zrobienia, to co tu dużo mówić o nastroju. Niemniej starał się wykonywać swoje obowiązki punktualnie i starannie. Dodatkowo zawsze znajdywał trochę czasu dla siebie - o ile zakładając, że spędzał go z rodziną. Lubił odwiedzać rodziców, rozmawiać z siostrzeńcami, czy posiedzieć dłużej nad grobem brata. Często też wygłupiali się z Malinką, jak za starych dobrych czasów, choć już przecież osiągnęli wiek dojrzały. Nie byli jednak zdystansowani do szalonych przygód! 
Dzień zaczął się ponuro, jak przystało na Porę Nagich Drzew. Medyk Klanu Nocy podniósł się do pozycji siedzącej i przystąpił do szybkiego mycia rudego futra, tak z zasady. Późniejszy punkt rozpoczynającego się dnia był znacznie bardziej przyjemny, zjadł otóż porządny posiłek z Muchomorkiem. Ryba była smaczna, więc nie miał powodów do narzekania. Dopóki nie pojawili się pierwsi pacjenci z całą masą niewyparzonych języków do narzekań na swój stan zdrowia - tak obrał to medyk, już lekko znudzony codziennym bieganiem za chorymi. Zawsze w sezonie kilka kotów do niego trafiało, on je wyleczał i cała zabawa rozpoczynała się od nowa. 
Nie zwlekając jakoś specjalnie zebrał się do pracy. Zostając medykiem wiedział, że będzie odpowiedzialny za zdrowie pobratymców, sam się na to pisał i równie chętnie podchodził do swojego stanowiska. W końcu rola medyka była o wiele ciekawsza niż bycie wojownikiem. Czuł się panem własnego losu, własnego legowiska, jakby miał swój własny mały klan. Uśmiechnął się pod nosem, akurat zajmując się zatruciem pokarmowym Ptasiej Łapy.
Popiela Łapa i Krucze Futro przyszły do niego z przemarznięciem, Jagodowy Krok bólem gardła, natomiast Złoty Wilk z wymiotami. O ile z poprzednimi pacjentami wyrobił się sprawnie, tak Złoty Wilk obrzygała mu łapy, przez co w okropnym nastroju przyjął kolejną pacjentkę, o mało na nią nie wrzeszcząc na samym początku. Borówkowy Liść była tylko z bólem głowy, dał jej lekarstwo i wyprosił. Trudniej sprawa miała się przy Chorym Ucho, ewidentnie unikała jego wzroku i poleceń, jednakże ostatecznie udało jej się wcisnął lekarstwo. Gdy wojowniczka odchodziła, Kaczorek poczuł niemiłe uczucie wewnątrz siebie. Zawsze był dla niej ostry, a za kociaka traktował naprawdę okropnie. Wyrwał się z tych myśli. I tak nic nie zmieni. Postanowił posegregować zioła, chociaż jakaś przyjemna robota i z daleka od gadatliwych kotów. 

Wyleczeni: Popielata Łapa, Ptasia Łapa, Jagodowy Krok, Złoty Wilk, Borówkowy Liść, Chore Ucho, Krucze Futro

Od Szczawiowego Liścia

 Ostatnio coraz częściej zdarzało mu się zawitać z wizytą u medyka. Nie było to z jego własnej woli. Szczawiowy Liść od kociaka unikał przesiadywania w lecznicy. Takie wizyty źle mu się kojarzyły. Liliowy kocur chciał tylko i wyłącznie budzić podziw i robić na każdym dobre wrażenie [co nie było trudne zważywszy na jego urok osobisty]. Choroba kojarzyła mu się ze słabością i.... Barwinkiem. A dokładnie wydarzeniem, gdzie zdał sobie sprawę, że kocha czarnego kocura. Szczawiowy Liść westchnął. Brakowało mu dotyku miękkiego futra. 
Kocur zmrużył pomarańczowe ślepia. Z czym jeszcze kojarzyło mu się legowisko medyka? Ze zmarłym Bursztynowym Pyłem. Do siostrzeńca zaglądał znacznie chętniej, zawsze mogli uciąć sobie przyjemną rozmowę o starych, lecz dobrych czasach. Lubił dzielić się z Bursztynkiem opowieściami o ich rodzinie. Siostrzeniec najchętniej słuchał o swojej matce, babci i dziadku. Szczawik uwielbiał wspominać, jak ich rodzina była kiedyś duża i otoczona ciepłej wzajemnej miłości. Miał dobre dzieciństwo i późniejszy okres. Niestety sezon za sezonem tracił kogoś ze swoich bliskich. Teraz właściwie został mu tylko Myszek. Zostali ostatni. 
Długo nie mógł unikać wizyt u medyka zważywszy na swoje zdrowie. Niestety swoje księżyce młodości miał dawno za sobą. Ze zgrozą myślał o tym, że jeszcze sezon może dwa i wyląduje w legowisku starszych - z siwym pyskiem! Na Klan Gwiazdy, jego piękny i czysty pyszczek młodzieńca! Taka wizja go przerażała. Gdy zastanawiał się nad swoją przyszłością, widział siebie jako młodego i gotowego podbić świat zastępcę. Z urazą zerknął w kierunku legowiska przywódcy. Ta wizja znacząco się oddaliła po odejściu ze stanowiska przez Lwią Gwiazdę. W sumie czego mógł się spodziewać po Miętowej Gwieździe? Przecież ten kocur miał lisie łajno zamiast mózgu! Jeszcze wybrał na swoją następczynię tą rozpustnicę Iskrzący Krok! 
Z zepsutym humorem przekroczył próg lecznicy. Powitał go mocny zapach ziół. Skrzywił się z niesmakiem. Choć wewnątrz panował porządek, jego wzrok nie mógł się odnaleźć w tej scenerii. Usiadł niechętnie na jednym z posłań. Było miękkie, widocznie mech dopiero został wymieniony. W lecznicy ponadto nikogo nie było, więc mógł czuć się bardziej komfortowo. 
- Mogę coś dla ciebie zrobić?
Bluszczowe Pnącze podszedł do niego, zostawiając wcześniej przyszykowane zioła. Przyjrzał się badawczo wojownikowi. Szczawiowy Liść poruszył nerwowo ogonem. Czuł się tutaj tak, jakby widmo śmierci jego siostrzeńca wisiało nad nim jak cień. Poruszył głową, żeby wyrwać się z tym myśli.
- Gardło mnie boli, zrób co musisz, byle szybko. 
Nie musiał się powtarzać, chociaż tyle. Bluszczowe Pnącze szybko zabrał się do pracy. Wręczył mu drobny kawałek miodu i polecił wylizanie. Podobno miało pomóc, a skoro było skuteczne, to Szczawiowy Liść od razu zajął się lekarstwem. 

Wyleczeni: Szczawiowy Liść 

27 listopada 2021

Od Lokiego cd Belzebuba

 Kiedy dziwny kocur odszedł, spojrzał na swojego sąsiada. 
- Naprawdę dziwak. - Pokręcił głową. Mimo to zastanowił się nad jego odpowiedzią. Brzmiała jak coś, co zawsze mówią wieszcze. Dobrze, że miał dobrą pamięć, bo się z nim skonsultuje. Ciekawe co on by na to odpowiedział? 
Widząc, że ten milczy i nadal był w szoku, trzepnął go ogonem w bark. 
- Co ty taki spięty? Nieważne. Zasięgnę jeszcze języka u innego wariata i dowiemy się o co mu chodzi. - Wskazał na miejsce, gdzie zniknął Ozzy. 
- No dobrze... To do zobaczenia. 
- Nie daj się porwać! - Jeszcze miauknął udając się do swojego domu. 

***

Czemu miał takiego pecha, to nie wiedział. Może dręczyło go to, że minął już kolejny księżyc, gdy widział tą kotkę z klatki? Pamiętał nadal co tam się stało. Ten cały chaos, gdy Wyprostowany wszedł, a on skitrał się we wnęce. Smutne miauknięcia... Przewrócił się na drugi bok. Nadal nie mógł spać. 
Mieli ich przenieść za dwa księżyce. Wtedy wszystkie koty zaginą. Obiecał, że sprowadzi pomoc, a on nie łamał danego słowa. Potrzebował jednak pomocy. Heimdall... cóż zgodził się pomóc, ale obawiał się, że jego ego wystrzeli tak wysoko, że zamiast ratunku sprowadzi na nich kłopoty. Mimira nie pytał, bo wiadomo... on był tylko by dawać rady, a nie aby walczyć ze złymi potworami. Ale ich dwójka, pozbawiona mocy nie da rady sobie z taką potęgą. Pozostało zrzeszyć Ozzyego i Belzebuba. 
Wstał i westchnął, budząc przy tym kolejny raz swojego olbrzyma. Właśnie. Czemu on nie pomoże? W walce ze swoim gatunkiem lepiej by sobie poradził od niego! 
- Ej ty! - miauknął mu w pysk. - Walcz za nas. Zaprowadzę cię do... - nie dokończył, bo został zwalony z miękkiego posłania na ziemię. 
A to drań! Otrzepał się i spróbował ponownie, ale z takim samym skutkiem. Co to za mysi móżdżek! Powinien dawno nauczyć się co chcę mu przekazać! 
No nic... trzeba było zająć się pierwotnym planem. 

***

Gdy tylko się obudził ten ćwok zabrał go do Obcinacza. Dojrzał tam Jeżynka, Kizie, Anubisa i Mel - sąsiadów, którzy również zachorowali. Tyle, że on nie! Był zdrowy! To, że budził Wyprostowanego było spowodowane chęcią porozumienia się w sprawie porwanych kotów! A to, że chciał spać, nie obchodziło go! 
Drapnął łapą powietrze, gdy Obcinacz zbliżył do niego igłę. Nie zamierzał dostawać po raz kolejny podejrzanych rzeczy! Syknął na niego, ale jego asystentka owinęła go w jakiś koc i tyle było z jego walki. Poczuł ukłucie, a zaraz potem odpłynął w sen.

***

Obudził się nagle, zrzucając z siebie Mimira, który... właśnie! Co on na nim robił?! Pokręcił głową, nadal skołowany. A zresztą... nieważne. Który dzisiaj był? To już? Rozejrzał się po domu, ale nie dojrzał nigdzie brata. Czy ten idiota sam tam poszedł? On chyba naprawdę oszalał! Zerwał się szybko na nogi i wyskoczył na zewnątrz. Śnieg zasypał go już od progu, a dreszcze przebiegły przez jego grzbiet. Niech to! Podskoczył, próbując przeć naprzód przez zaspę. 
- Hej! - zawołał do Buby, widząc go w oknie, gdy tylko dotarł na ulicę. - Hej! Który dzisiaj?! - Chyba go nie usłyszał. Znów podskoczył, przybliżając się do drzwi wejściowych. Wskoczył na parapet i spojrzał na Ozzyego. To był jednak on?! 
- Zawołaj brata, twa ciemność nadchodzi i krew się leje! Musimy temu zapobiec! - wrzasnął, mając nadzieję, że przezroczysta ściana przepuściła jego głos. 

<Buba?>

Wyleczeni: Jeżynek, Kizia, Anubis, Mel, Loki

Od Rozżarzonego Płomienia cd Rudzikowego Śpiewu

 Wieść o tym, że Rudzikowy Śpiew miał już sobie iść, była okropna. Tak dawno się nie widzieli, liczył na spędzenie większej ilości czasu z przyjacielem. Rozumiał jednak, że musiał zachować ich spotkania w tajemnicy. Byli z obcych klanów. Po zmianie władzy teraz granicę bardziej się zaostrzyły, bowiem rudzi byli tymi gorszymi, co znaczyło, że kocur zostałby na pewno mocno skrzywdzony przez Zająca i jego świtę. 
- M-mogę… - zaczął rudo-biały i od razu głośno przełyknął ślinę. – M-mogę… J-jeśli t-tylko chc-cesz o-oczywiśćie… To m-mogę c-cię j-jeszcze r-raz p-przytulić. T-tylko t-teraz t-tak sz-szczerze… Wiesz… - przerwał, zastanawiając się, czy to nie brzmi przypadkiem niestosownie. – T-tak… t-tak j-jak n-na p-przykład p-przytuliłby c-cię b-brat… G-gdybyć g-go m-miał o-oczywiście… - dopowiedział, by wszystko było jasne. - S-skoro n-nikt c-cię n-nigdy n-nie p-przytulił... M-mogę b-być p-pierwszy - zaproponował, drżąc z nerwów i prostując się.
Zamrugał. To pytanie... było niecodzienne. Przypomniał sobie to dziwne uczucie, gdy kocur na niego upadł. Czy chciał sprawdzić czy się powtórzy? Oczywiście, że tak. 
Pokiwał głową, czekając na pierwszy ruch przyjaciela. Ten zawahał się chwilę, ale postawił krok. Serce mu zabiło szybciej, gdy nocniak był tak blisko, a następnie objął go łapami, zamykając w mocnym uścisku. Oparł swój pysk o jego głowę i przymknął oczy. Wdychał zapach świeżej bryzy wodnej i drewna, chcąc zachować to zdarzenie w pamięci jak najdłużej. 
Chwilę później to wszystko zniknęło, pozostawiając pustkę. 
Rudzik uśmiechnął się, pożegnał i wrócił w swoją stronę. 
- Do zobaczenia - miauknął jeszcze za nim, wracając do obozu z masą niezrozumiałych myśli.

***

Pora Nagich Drzew była okropna. Nie chodziło o zimno, lecz o to, że śnieg dawał łatwość w wytropieniu go. Nie chciał mieć na ogonie zastępczyni, która nakryje go na schadzkach z nocniakiem. Dlatego też, obrał inny sposób. Poinformował Rudzikowy Śpiew, by przy opadnięciu śniegu, szedł blisko wody. Tam ich trop mógłby zostać zatarty przez inne stworzenia, które przychodziły pod koryto. Dzisiaj właśnie tak szedł, czasami nadeptując na lód, ponieważ woda zamarzła tak mocno, że był w stanie przejść na tereny lisów bez moczenia łapy w wodzie. Gorzej miała się jego równowaga, bo podłoże było śliskie. Nie zapędzał się jednak bardzo i pozostał przy brzegu, docierając do granicy z Klanem Nocy przy opadniętym drzewie. Jego pień był pusty, wyżarty przez lata przez insekty i stanowił idealną ochronę przed zimnem. Dziwne, że wcześniej nie zauważył, że można było tu do niego nieco wejść. Słysząc skrzypienie śniegu, wyjrzał na zewnątrz, od razu dostrzegając Rudzikowy Śpiew. Przesunął się nieco, robiąc mu miejsce i od razu zatopił pysk w jego futerku. 
- Dzisiaj się nie spóźniłeś - zażartował. - Jak ci poszło? Opowiadaj. 

<Rudzik?>

Od Rozżarzonego Płomienia cd Kamiennej Agonii

 - Nie da się tego robić szybciej? - warknęła zniecierpliwiona, chociaż bardziej jej zależało, by mu dogryźć. - Byle uczeń lepiej by to zrobił od ciebie!
Pokazał jej swoje piękne zęby, warcząc pod nosem. Skoro tak, to sama niech oznacza grancie. A! Nie może, bo jest kotką! Naprawdę nie wiedział co sprawiło, że musiał znosić ją na tym patrolu. Nie był jednak głupi i wiedział co zamierzała osiągnąć. Teraz była na szczycie i mogła wszystkimi pomiatać. Ale nie nim! Nigdy nie ugnie się pod łapą takiej zastępczyni! Na dodatek fałszywej! Kodeks jasno mówił, że zastępcą powinien być ktoś kto wyszkolił już jednego ucznia, Kamienna Agonia nie miała nikogo przed dojściem na szczyt, a on? On tak! Był więc bardziej doświadczony od niej, pomimo swojego młodszego wieku. 
- Tak? To mogłaś wziąć tego swojego kurdupla Jałowego. Przynajmniej zrobiłby to odpowiednio, byś mogła wzdychać do niego i jego szczochów - warknął. 
To się nie spodobało czarnej, która już szczerzyła do niego zęby. Stanął naprzeciw niej, bijąc wrogo ogonem o ziemię. 
- Taki wyszczekany jesteś?! - Widział jak żyłka jej pulsuje pod futrem. 
- A ty to co? Święta? To, że chowasz się za ogonem tego uzurpatora jest godne pożałowania. Wziął cię na tą posadę z litości, chociaż się nie nadajesz do rządzenia wojownikami - powiedział, od razu odchodząc od coraz bardziej wściekłej zastępczyni. 
Słonecznikowa Łodyga starał się jakoś uspokoić kotkę, ale prawie dostał za to po pysku. Ignorując wołania tej zapchlonej kupy, skierował się dalej. On wykonywał swoją robotę, a jeśli coś im nie pasowało, to trudno. 

***

Kamienna Agonia dostała ucznia. Biłby brawo, gdyby nienawidził jej z całego serca. Ostatnio miał pewien plan, który raz na zawsze skończy rządy jej i Zasranej Gwiazdy. Nie wiedział jednak czy uda mu się to osiągnąć. Potrzebował kogoś kto byłby w stanie mu z tym pomóc. Wybór szybko padł na kuzyna, który zgodził się bez wahania, byle tylko rudzi znów odzyskali świetność. Szczypiorkowa Łodyga również przystała na jego propozycję, więc z każdym dniem miał więcej rudych przy sobie, którym mógł zaufać. Lecz Słonecznikowa Łodyga nigdy do tej grupy się nie załapie, nigdy! Nadal odczuwał względem niego niechęć. Może za bardzo cieszył się po upadku Piaskowej Gwiazdy i zadawał się z nową władzą? 
Przeciągnął się leżąc w ciepłym legowisku. Nie miał ochoty wychodzić na ten ziąb. Jego plany jednak popsuł niespodziewany gość, mianowicie Kamienna Agonia. Od razu jego uszy skierowały się ku tyłowi, a sierść zjeżyła. 
- Czego chcesz? - warknął. 
- Yh... znowu ona... - Szczypiorkowa Łodyga przekręciła się na drugi bok, wlepiając w kotkę swoje pomarańczowe ślipia. - Szukasz swojego kochasia? Widziałam jak całował się ze swoją... 
- Zamknij mordę! - Czarna jak zawszę witała się z każdym krzykiem. 
Spojrzał na szylkretkę, która posłała mu spojrzenie mówiące "skopmy jej dupsko". Kusząca propozycja, ale szkoda mu było sił na taki wyczyn. Jeszcze by ich opluła i zaraziła wścieklizną. 
- To ty się na nas drzesz - wytknął jej to. - Ponawiam pytanie, co cię do nas sprowadza? 

<Kamień?>

Od Rozżarzonego Płomienia cd Zachodzącej Łapy

 - Małym wpajać tak głupią wiedzę? Czemu? Powinieneś za to słono zapłacić. To jest… Takie niefajne! Nie jesteś dobry! Sam se myśl jak chcesz, ale nie mówi tak mojemu bratu! On jest zbyt dziecinny, nierozważny i łatwo nim zmanipulować!
- Słuchaj no głupia babo - warknął, przestając silić się na bycie miłym. Co z tego, że byli spokrewnieni. W tym momencie skończyła się jego cierpliwość. - Mam dość twoich jęków, sram na ciebie i twoje warkoty. Możesz mi podskoczyć, ale wtedy sprawię, że ten twój kark przestanie cię unosić, więc zawrzyj gębę, bo nie ręczę za siebie. 
Widząc jak ta już otwierała pysk, aby coś powiedzieć, zapewne niemiłego, odszedł pozostawiając ją samą ze swoimi problemami. Tak rozpuszczonego gówniarza, jeszcze nigdy nie widział na oczy. 

***

Był dumny z Falującej Tafli. Jego kuzyn został wojownikiem. Teraz mogli spędzać więcej czasu razem, ględząc i smęcąc na nierudych. Najbardziej jednak zamiłowali się w komentowaniu zastępczyni. Tyle plotek krążyło na jej temat, że nie mógł się oprzeć, by coś dopowiedzieć od siebie. 
- Widziałem jak pokłóciła się z Jałowym Pyłem, znowu - powiedział rudy, idąc tuż obok niego. Wracali z polowania, brodząc w śniegu, który dzisiejszej nocy zasypał cały klan. Odzwyczaił się od tego typu wypraw. Zawsze grzał tyłek w ciepełku, a teraz nie mógł przez tego... uzurpatora... O wilku mowa, akurat pan Zasrana Gwiazda wyszedł, zerkając na nich okiem. Ominęli go szerokim łukiem, rzucając szpaka na nieduży stos. 
- To idziesz do medyka? - Kuzyn zwrócił na niego spojrzenie. 
Pokiwał głową. Ostatnio bolało go gardło, więc chcąc nie chcąc, musiał odwiedzić kolejną z kuzynek. Ta jednak nie doprowadzała go do takiej furii jak Zachodząca Łapa. 
- Tak... Poczekaj na zewnątrz, zajmie mi to chwilę. - Wszedł do jamy, skarżąc się medykom na swój problem. Dostał jakieś zioła, po czym od razu wyszedł, natykając się na najgorszą członkinię jego rodziny, którą wyklnął już dawno temu. 
- Jeżeli otworzysz swą szczurzą gębę, to nie ręczę za siebie - ostrzegł ją. 
- Mówiłam ci, abyś odczepił się od mojego brata! - przypomniała mu po raz któryś Zachodząca Łapa
Oho! Spiorunował ją wzrokiem, modląc się do Piaskowej Gwiazdy, by z niebios usmażyła tą zdrajczynie na popiół, po czym odpowiedział. 
- Ojoj... i co mi zrobisz? Twój brat jest przynajmniej wojownikiem, a nie jak ty uczniem. Jeżeli chcesz, abym cię posłuchał, wyrośnij przynajmniej z mleka pod nosem lamusie. - Odszedł, dając jej ogonem "przypadkiem" po pysku.

<Zachód?>
Wyleczeni: Rozżarzony Płomień 

26 listopada 2021

Od Potrójnego Kroku cd Śnieżynki (Ośnieżonej Łapy)

 - No nie wiem.., wspięła się skałkę i nie mogła zejść - zaczęła niepewnie dymna - Chciałam się upewnić, że nic jej nie jest... 
Pokiwał głową. Eh... te kocięta. Nic, tylko same z nimi problemy. Chciał zbadać małą, kiedy dostrzegł jak inna kupka pokracznych łapek, zbliża się do jego ziół, obwąchując ją bezczelnie. Czy pozwolił na to? Nie przypominał sobie. Nadal miał niemiłe wspomnienia odnośnie Deszczyka i Pokrzywka, którzy zdemolowali mu jaskinie. Nie chciał, aby to się powtórzyło i tym razem. Kocięta miały kategoryczny zakaz ruszania tego co nie ich! 
- Co to? - zapytała medyka.
- Rumianek. - odparł - Odejdź, bo rozsypiesz - miauknął, siląc się na spokojny ton głosu.
 Kotka posłusznie odsunęła się o parę kroków, co przyjął z ulgą. 
- A skąd go masz? - zadała kolejne pytanie.
- Zebrałem.
- A gdzie? - zamęczała liliowego - Gdzie rośnie rumianek?
- Na polanie przy granicy z Klanem Burzy. Lubi nasłonecznione miejsca, a tam słońca jest pod dostatkiem - wyjaśnił. 
Kiedy upewnił się, że Śnieżynka nic nie kombinowała, zajął się jej siostrą. Sen nie wyglądała na ranną. Weszła tam gdzie nie powinna i tyle. Uspokoił karmicielkę, która czekała na werdykt i pożegnał całą tą zgraję. 
Patrząc na znikające w świetle koty czuł, że z tą małą spotka się nie raz. Już z doświadczenia wiedział, że ci co interesują się ziołami, często do niego zaglądali. Miał tylko nadzieję, że nie spotkają się w przyszłości w jednym legowisku. Za dużo kotek zdradzało ich święty kodeks, by mógł od tak zaakceptować nowego członka ich "rodziny".

***

No i wykrakał. Siedział z naburmuszoną miną wpatrując się w uczennicę Deszczowej Chmury. Jego asystent nie nadawał się jego zdaniem na mentora. Był... no... wiadomo jaki. Wiedzę jakąś miał, owszem, w końcu to on go szkolił, ale jego mysi móżdżek sprawiał, że czasami wątpił w jego intelekt. A teraz ten osobnik miał szkolić Ośnieżoną Łapę. Kotkę... 
- Jeżeli zdradzi nas i puści się w krzaki, to wiesz jaki los cię czeka - zagroził kocurowi, kiedy ten przeszczęśliwy dzielił się z nim tą nowiną. Od razu uśmiech zszedł mu z pyska, ale pokiwał głową obiecując, że do tego nie dopuści. No i miał nadzieję... Nie miał ochoty dalej babrać się w tym syfie i przeżywać od nowa ten koszmar. A Ośnieżona Łapa wcale mu tego nie ułatwiała. Niby była płowa i za nic nie przypominała Fasolki, mimo to cały czas łapał się na tym, że na nią zerkał. 
Akurat dzisiaj przyszedł do nich Kolczasta Skóra z okropną chrypą i zwichnietym ogonem. Nic dziwnego, że się jej nabawił, w końcu spadł śnieg i teraz przeczuwał wzrost zakażeń i wypadków na śliskiej powierzchni. Musieli przetrwać Porę Nagich Drzew i nie dopuścić do wybuchu kolejnej epidemii. Nie chciałby przeżywać tego kolejny raz.
Obserwował jak ojciec młodej uczennicy siada i wymienia z nią kilka słów. Deszczowa Chmura pokazywał młodej co należało w takim wypadku zrobić i kotka miała szansę wyleczyć swojego pierwszego pacjenta. 
On w tym czasie poszedł do Różanej Słodyczy, która skarżyła się na duszności i straszny ziąb. Złapał w pysk zioła i udał się do starszej, która brzmiała naprawdę źle. Sądził, że to były jej ostatnie chwilę na tym świecie, ale oczywiście pomógł jej w ulżeniu w tym kłopocie, dając zioła i nakrywając mchem. 
Wracając zauważył Pokrzywową Skórę, Rubinowy Pył i Chabrową Łapę, którzy kierowali się do jego legowiska. No cudownie... pacjenci. Szybko ich dogonił, besztając wszystkich za to, że nie przyszli ze swoimi objawami wcześniej. 
Kiedy ostatni farfocel wychodził, pojawiła się Świetlista Dusza ze swoim kociakiem. Chciał pukać się w łeb jak matka mogła nie zauważyć, że córka zwichnęła łapę, ale zamiast tego posłał jej umoralniającą gadkę o tym, że jeszcze chwila, a musiałby odciąć jej kończynę, co przeraziło kotkę. Oby dwa razy pomyślała, a nie... 
Na dodatek, gdy nastał wieczór, Dymne Niebo potknął się o kamień i skręcił łapę. Okazało się, że nie tylko to miał skręcone, ale nie chciał go martwić, więc nieudolnie zajął się swoim ogonem. 
- Jak chcesz go stracić, to mów, mógłbym go odciąć - prychnął do niego, unieruchamiając mu łapę patykami. Przy okazji pokazał Ośnieżonej Łapie jak to powinno się zrobić i uczennica, mogła poćwiczyć zmienianie opatrunków i nakładanie papek na własnym mentorze fajtłapie. 
- Tu bardziej przyciśnij. - Wskazał łapa na poprzyklejany mech do pajęczyny. - Nie może spaść i pilnuj go, aby się nie ruszał, bo będzie beznogi i bezogonowy...

<Ośnieżona Łapo? Pomóż w leczeniu>

Wyleczeni: Kolczasta Skóra, Pokrzywowa Skóra, Różana Słodycz, Rubinowy Pył, Chabrowa Łapa, Mała, Dymne Niebo

Od Kamiennej Agonii CD Jałowego Pyłu

 - K...Kamień? - Miauknął Jałowek, na co czarna splunęła.
- Czego? - Syknęła. Czuła, jak czerwona ciecz spływa jej z czoła, zasłaniając pole widzenia. Krwawiła, odciskając czerwone piętno na śniegu.
- Tu jest kocię.
Zastygła. Poczuła, jak dreszcz obejmuje całe jej splamione krwią futro. Zielone oczy. Długie pazury. Każdy centymetr jej ciała spiął się na te słowa. Popatrzyła się surowo w stronę leżącego w legowisku kocięcia. Walczyła z każdą częścią litości. 
Nie. Kocię to tylko problem. Kolejna gęba do wykarmienia w już i tak ciężkiej porze nagich drzew. Była zastępczynią. Musiała myśleć jak zastępca. Nie jak parszywy tchórz. 
- Zostawmy je - Warknęła. - I tak pewnie nie dożyje następnej pory zielonych liści. A jeśli to kocię tej parszywej samotniczki, to nie chcę mieć z nim nic wspólnego!
Jałowy Pył popatrzył jej się poważnie w oczy.
- Nie chcesz chyba zostawić bezbronnego kocięcia?
Czarna prychnęła pod nosem.
- I jak się wytłumaczysz Zajęczej Gwieździe? - Syknęła. - Klan Burzy już przyjął do siebie wystarczająco kotów! Najpierw kotkę z Klanu Wilka, potem kocura z Klanu Klifu. Zaraz inne klany pomyślą, że przyjmujemy masowo włóczęgów. Żadnych kolejnych kociaków!
- Ale on może umrzeć! - Wypierał się Jałowy Pył. - Nie ma matki, czy kimkolwiek była ta samotniczka!
- Bo ktoś postanowił ją zamordować! - Prychnęła. - Zajęcza Gwiazda ledwo mi zaufał, a teraz mam mu przyprowadzać idiotycznych włóczęgów? Co pomyśli o mnie reszta klanu?
- Kodeks wojownika mówi, że trzeba pomagać kociętom zawsze i wszędzie, nieważne, z jakiego są klanu, albo z jakiego nie są - przekonywał Jałowy Pył, jakby bardzo mu zależało.
W czarnej na widok zawiniątka budziła się litość, którą próbowała stłumić. W końcu bez słowa podeszła do liliowego kocięcia i złapała go za kark. Usłyszała, jak z pyszczka kota wylatują przerażone miauknięcia i wrzaski. Zamordowano mu tą kocicę na jego oczach.
Podobnie, jak w jej przypadku, gdy Piaskowa Gwiazda pozbyła się Króliczego Susa. Jednak byli w czymś podobni, prawda? Wiedziała, jak to jest stracić kogoś w brutalny sposób. 
Wszystko ją bolało. Ale cieszyła się, że ta wstrętna samotniczka znikła ze świata. Siłowanie się z nią mimo wszystko nie było łatwe. Kamienna Agonia była młoda i mniej doświadczona od starszej. Widać było, że mimo wieku liliowa miała wprawę w walce.
Szła w ciszy, a za nią Jałowy Pył. Żadne z nich się nie odzywało. Ona nie chciała, nie po tym, co zrobił. Zresztą już wystarczająco sił straciła, by się z nim sprzeczać.
Gdy dwójka weszła do obozu, niemal od razu odwróciło się w ich stronę masę spojrzeń. Do Kamiennej Agonii podeszli zaniepokojony Słonecznikowa Łodyga i Gliniane Ucho. Zatrzymali się, zauważając liliowego malca w pysku czarnej. 
Kamienna Agonia położyła go u swoich stóp, a nerwy w środku nie miały granic. 
- Co się stało, Kamienna Agonio? Co to jest? - Usłyszała słowa kremowego i zwróciła ku niemu wzrok.
- Znaleźliśmy go z Jałowym Pyłem. - Miauknęła. - Wojownicy nie mogą zostawić porzuconego kocięcia na pastwę losu. To okrutne, a poza tym - mamy szansę na kolejnego silnego wojownika. Przyda się.
Dyszała, dalej zmęczona po walce z włóczęgą.
- krwawisz - Miauknął Gliniane Ucho. - Ktoś cię zaatakował? Musisz iść do medyków.
Czarna pokręciła głową.
- Najpierw muszę wyjaśnić to Zajęczej Gwieździe.
Wzięła kocię w zęby i wstała, kierując się do leża lidera. Słyszała, jak Jałowy Pył idzie za nią, więc odwróciła się i syknęła na niego ostrzegawczo.
- Ty na mnie tu zaczekaj - Warknęła szeptem. - Wystarczająco już mi ,,pomogłeś".
Zastępczyni weszła powoli do legowiska białego. Jej mięśnie spinały się ze stresu i zdenerwowania. Położyła liliowego na ziemi i spojrzała się w oczy Zająca. Przywódca nie wydawał się tak silny, jak wtedy, gdy wybierał ją na swoją zastępczynię, czy wtedy, gdy szarżował na Piaskową Gwiazdę, kończąc jej żywot. 
- Znalazłam go. - Miauknęła. Wolała nie mówić, że zrobiła to z Jałowym Pyłem. - Kodeks wojownika mówi, że kociętom należy pomagać w każdym wypadku. Więc zabrałam go do obozu.
- Co ci się stało? - Powiedział poważnie biały, ignorując jej poprzednie słowa.
- Zaatakowała mnie samotniczka - Odpowiedziała, chociaż nie do końca zgodnie z prawdą. Czarna sama zaczęła na nią syczeć, aby wynosiła się z terytorium. Jednak bronienie klanu było jej obowiązkiem. - To prawdopodobnie matka albo babcia tego dzieciaka.
Biały zastrzygnął uszami.
- Odwiedź legowisko medyka. - Rozkazał, przenosząc wzrok na zawiniątko.
- Jesteś przywódcą. Decyzja, czy zostanie w klanie, należy do ciebie - powiedziała czarna, ignorując wściekłość na to, że przez Jałowego Pyła będzie musiała się pewnie tłumaczyć przed resztą klanu. - Ja tylko przyprowadziłam kociaka. To nie tak, że popieram wpychanie włóczęgów do klanu...
- Idź do medyka - Powtórzył.
Kotka strzepnęła ogonem.
- Chciałam tylko, żebyś wiedział. Zaprowadzenie go tutaj to nie był mój pomysł.
Odwróciła się. Nie spojrzała nawet na Jałowego Pyła. Kroczyła tylko do medyków. Nie chciała wiedzieć, co postanowi Zajęcza Gwiazda i czy był na nią zły, czy wręcz przeciwnie - popierał jej postawę. 
Położyła się na legowisku bez słowa. Czuła, że zaraz wybuchnie z nerwów, uświadamiając sobie, ile kotów na zewnątrz czekało na wyjaśnienie sytuacji.
- Czego się tak gapisz? - Syknęła trochę poirytowana w kierunku czekoladowego. - Muszę szybko zostać opatrzona!

**

- Koniku, ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Końską Łapą. Twoim mentorem będzie Kamienna Agonia. Mam nadzieję, że przekaże ci całą swoją wiedzę.
Kamienna Agonia stała u boku Końskiej Łapy. Jej pierwszy uczeń. Czy uda jej się być taka dla Konika, jak Zwęglone Futro dla niej? Nie. To było niemożliwe. Nie była w tym tak dobra, jak zmarły mentor. Nie podobało jej się też, że Obłoczna Łapa dostała za mentorkę Splątane Futro, a Głazowa Łapa Indyczy Jazgot. 
Nie podobało jej się, że szkoliła bachora jej byłego przyjaciela. I to bachora, który popierał Marchewkowy Grzbiet i resztę jej ferajny.
- Kamienna Agonio, jesteś gotowa do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałaś od swojego mentora, Zwęglonego Futra, doskonałe szkolenie i pokazałaś swoją siłę i odwagę. Będziesz mentorką Końskiej Łapy. Mam nadzieję, że przekażesz mu całą swoją wiedzę.
Mimo frustracji, Kamienna Agonia poczuła mrowiącą satysfakcję, gdy dostrzegła zdziwione i wściekłe spojrzenie Marchewkowego Grzbietu.
Tak. Teraz nie mogła już zabronić jej spotykania się z jej dziećmi. 
- Końska Łapa! Głazowa Łapa! Obłoczna Łapa!

**
Mętlik w głowie zastępczyni nie był niczym nowym, jednak kolejne sprawy wędrowały w jej myślach, mimo, że chciała je z nich wyrzucić. Wciąż nie wiedziała, jaką Zajęcza Gwiazda poniesie decyzję w sprawie kocięcia.
A na razie musiała skupić się na tym, by jak najlepiej wyszkolić Końską Łapę.
- Dzisiejszy trening będzie zapoznawczy - Miauknęła chłodno. - Poznasz się z roślinami i ziołami, które zamaskują twój zapach. Będzie to przydatna umiejętność, gdy przyjdzie ci zakradać się do wroga. 
Widziała, jak oczy Konika błysnęły. Kamienna Agonia machnęła ogonem. To było niesprawiedliwe! Ona jako uczennica była sfrustrowana i zła na Zwęglone Futro, że owijali jakieś ziółka i inne cholerstwa, zamiast prawdziwej walki. A Końska Łapa wydawał się, jakby był w tym czymś zauroczony.
- Z czego się cieszysz? - wypaliła ostro. 
- Będziemy się uczyć o ziołach? - Zapytał. - Marchewkowy Grzbiet mi nie pozwala. Ale ją rozumiem, to dobra mama.
Kamienna Agonia warknęła pod nosem.
- Nie jest wcale dobra - Syknęła. - Jest głupia. Dopilnuję, żebyś nie miał nawet czasu się z nią widywać.
Mina Konika była oburzona, ale czarna uciszyła go koniuszkiem ogona.
- Mamy ważniejsze sprawy na głowie, niż takie durne kłótnie. - Miauknęła głośno, silnym i niezachwianym głosem. Chciała być dobrym przykładem dla swojego ucznia. Zero słabości. - A ty powinieneś doceniać, że masz mentorkę zastępczynię.
I tak zdążyła już spokornieć przez całe to cierpienie, jednak tkwiła w przekonaniu, że należał jej się szacunek, zwłaszcza ze strony tak małego bachora.
Kotka zaprowadziła ucznia do złoża lawendy przysypanej śniegiem i nieco obumarłej, ale wciąż wydzielającej intensywny zapach. Od razu przypomniało jej się szkolenie ze Zwęglonym Futrem. Czarna niecierpliwiła się, kiedy zaczną się uczyć walki. A umiejętność kamuflażu, jak się okazuje - uratowala jej skórę. Być może już dawno nie należałaby do Klanu Burzy, gdyby Piaskowa Gwiazda nakryła ją na nielegalnej eskapadzie w tereny Klanu Wilka. Przez dobre wymierzenie czasu, porę i co najważniejsze - ukrycie zapachu, udało jej się ominąć konsekwencje złamania kodeksu wojownika. 
- Zanim przejdziemy do praktyki, chcę nauczyć cię ważnej lekcji - Miauknęła twardym głosem. - Niektóre obowiązki wydają się być ujmą na honorze, ale tak właściwie każda z nich jest równie potrzebna. Moim największym błędem było wątpienie w nauki mojego mentora. Cóż, żadna umiejętność, której się ze mną nauczysz, nie będzie zbędna. Krycie zapachu może niejednokrotnie uratować twoje życie. Mówię całkowicie poważnie. Więc słuchaj się mnie i ucz się jak wojownik, nie jak kocię.
Kamienna Agonia była wymagającą mentorką, to fakt. Byłaby dumna ze swojego ucznia tylko wtedy, gdyby wyrósł na silnego wojownika. Zrobiłaby wszystko, by pozbyć się słabości z serca swojego podopiecznego.

**
Spojrzała na Jałowego Pyła. Jadł w samotności. Zastępczyni ledwo wróciła z treningu, a myśli o zamordowanej samotniczce i jej kocięciu przyprawiały ją o dreszcze. Jednym z jej obowiązków było planowanie dni wojowników i pilnowanie porządku w klanie, co było niemal niemożliwe, gdy niebieski tu był. Podeszła do niego niewzruszona. Nie było jej dość długo w obozie. Nie wiedziała, czy Zajęcza Gwiazda przyjął liliowego, czy nie, i niemniej nie chciała się o to pytać. Już dość jej starczyło gadania o dziecku głupiego włóczęgi.
- Weź Indyczego Jazgota i Głazową Łapę i zabierz ich i Kwiecistą Łapę na patrol łowiecki. - Wypaliła ze złością, a jej ogon zadrgał z nerwów. - Bylebyś nie przypominał mi o tym kocięciu swoją obecnością.

<Jałowy Pył?>

Od Jałowego Pyłu CD Kamiennej Agonii

- Też cię lubię. – rzucił sarkastycznie, przewracając oczami. Ze swoimi? Dobrze, że co najmniej Żara nie dorzuciła.
Była wkurzona i każdy to mógł zauważyć. Plotki, plotki i plotki. Plotki roznosiły się jak choroba po całym Klanie Burzy. A co do ich tematu, można było się go spodziewać. Marchewkowy Grzbiet i Szczypior były jednymi z głównych prekursorów tych informacji, często wziętych znikąd. Większość z nich była niewielka, ot „Kamienna Agonia nienawidzi swojego rodzeństwa” bądź „Kamienna Agonia wrzeszczy na karmicielki”. Czasem miał nieprzyjemność słuchać mniej niewinnych pogłosek. Ostatnio Szybka Łania w kółku znajomych rozpuściła informację, jakoby Kamień miała się spotykać ze Słonecznikową Łodygą. Na szczęście nikt nie wziął tego zbyt dosadnie. Wątpił, czy w ogóle nierudzi brali do serca to co ta grupa mówiła, skoro każdy wiedział jak bardzo się nienawidzą. On też nie, zdecydowanie.
Wyszedł z obozu na końcu patrolu. Pod łapami chrupała mu warstwa grubego śniegu. Zza ciemnoszarego, niemal czarnego nieba nie było nic widać. Powłoka chmur nie rozpraszała się nawet na chwilę i nie miało się to zmieniać. Nie było nawet czuć zapachu zwierzyny, a spod białego puchu przebijały się pojedyncze zmarznięte rośliny. Czuł głód, jednak to był pikuś przy tym wszystkim.
Mijał w ciszy zlodowaciałą rzekę z której wyciągnęła go Kamień, wzgórza na które wybierał się polować niegdyś z Sasankowym Kielichem, miejsce niedaleko wody gdzie często trenował z Jałowcowym Świtem. Wszystkich już nie było. Nie było z nim, jak niegdyś. 
„Proszę, nie płaczcie.”
„Zejdź mi z oczu.”
„Eh, przydzielili mnie na polowanie. Nie zamarznij w obozie.”
Warknął sam do siebie. To wszystko jego wina. To wszystko było tylko chorą imitacją zdrowego cyklu życia. Wszyscy bliscy byli chorą imitacją rodziny. Wszystko co czuł było chorą imitacją szczęścia. Każdy, kto przy nim był był tylko chorą imitacją ciepła i wsparcia, które zgaśnie jak słońce za horyzontem.
Spod łap wyrwał mu się jakiś suchy liść. Jego chrzęst wyrwał wojownika z zamyślenia. Zauważył, że został sam, wpatrując się w martwe otoczenie. Nawet nie zauważył gdy patrol go opuścił. Prawdopodobnie inni też. 
Westchnął, długo, ciężko i dosadnie. Rodzice mówili mu, by brać się po prostu w garść, gdy był mały i robił sceny. Chciał to zrobić. Nie wiedział czy warto iść szukać patrolu, wrócić do obozu czy przykryć się śniegiem i rozpocząć to wszystko od nowa, w lepszym świecie. O ile istnieje. Może to po prostu tak wygląda życie. 
- Lisia Strawo! – dotarło do jego uszu donośne syknięcie. Przerażone syknięcie. Niedaleko. 
Instynkt kazał mu zacząć biec i odkryć, czy to może nie patrol.. nie żeby było mu specjalnie ich szkoda, ale mógłby się pożegnać z uszami.
Łapy obijały się o zmarzlinę, w jaką zamieniła się ziemia. Omamy słuchowe były już coraz mniej prawdopodobne. Słyszał syki, warknięcia i tylko wyobraźnia podpowiadała mu, co może się stać dalej. 
Stanął, przydeptując trawę pod śniegiem, dysząc po biegu. Przy skale stały najeżone samotniczki. Jedna z nich była widocznie stara, jasnobrązowa, nietypowo pręgowana. Druga czarna jak smoła, mniejsza i młodsza… zaraz zaraz, to nie jakaś samotniczka… Kamień?
Zastygł w bezruchu, ruszając tylko źrenicami.
- Na terenach Klanów nie masz czego szukać, zapchleńcu! – rzuciła wrogo czarna zastępczyni robiąc krok w stronę liliowej. 
- Jeszcze jedna długość wąsa a skończysz marnie..! – zmęczonym głosem odwarknęła. 
Wojowniczka położyła uszy.
- Tylko spróbuj!
Zgrzyt brudnych od ziemi pazurów i zamachnięcie się łapą. Syknięcie i spudłowany cios. Szpony przecinające bok smolistej i silna woń, która tak przypominała tą krwi Królik. Nieprzyjemne wspomnienia wróciły. Widać było, że te dwie są rodziną.
Bieg, zaskoczenie, przybicie do ziemi, wyrwanie się z uścisku. Kolejne dozy obrażeń, jak i zakrwawione futra. Wodospad łap, bijących na lewo i prawo ogonów, niewypowiedzianych słów których nie trzeba było znać, by wiedzieć, że będzie to „nienawidzę cię”. Teraz nie było na to czasu. Nie było chwili wytchnienia w tej plątaninie ran i uników.
Zamachnął się, przecinając bok agresywnej włóczęgi. Nie darowała ani nie zamierzała. Poczuł jej pazury na jego policzku, po chwili chłód wdzierający się do rany, jak i szkarłat skapujący na pierś. 
- Nie mówiłam, byś się trzymał ode mnie z daleka?! – warczała gdzieś z tyłu Kamienna Agonia. – Przestań za mną łazić, wronia stra…
Kotka przerwała wywód cichym pomrukiem, gdy włóczęga, mimo doskwierających ran i bólu rzuciła się wprost na nią. Siłowały się przez chwilę. Z uniesioną łapą stał przez chwilę w bezruchu. Wronia strawo. Tym się stał. Tym się stała Króliczy Sus, tylko bardziej dosłownie. 
A zaraz staniesz się nią ty.
Jałowy Pył poczuł się gorzej. Poczuł, jak krew wręcz wibruje mu w uszach, a pysk sam się otwiera do boju. Niczym kosa zaorał grzbiet o wiele niższej od niego kotki i zrzucił z ex-przyjaciółki na ziemię.
Potem miał jedynie przebłyski wgryzania się w gardło, bólu kopiących go łap i jęki w agonii. Kałuża krwi moczyła mu łapy oraz sklejała w kępki sierść na nich. Puls znikał u starszej kocicy z każdym oddechem. Puścił i uniósł głowę. W jej oczach coś zaiskrzyło, jednak nie ruszała się ani nie uciekała. Wiedziała, że nić jej życia się już skończyła. Była świadoma swej śmierci.
Za to on wciąż nie.
Stał nad swoją ofiarą sparaliżowany. Zabił. Zamordował. Na Klan Gwiazd, nie zasługiwała ona na śmierć z jego łap.
Na przepraszanie i pomoc było już za późno.
- Przestaniesz kiedyś się interesować mną i moim życiem? Wypierdoliłeś z mojego życia, więc niech tak zostanie! – warknęła gniewnie Kamienna Agonia, nie zważając na to co zrobił niebieski. Nic jej nie obchodziło. Moczyła tylko śnieg krwią. On też.
- P-p-patr-rol mn-nie zostawił i usł-y-yszałem krzyk-ki.. 
- Zamieniasz się w Wilczą Zamieć? – prychnęła kotka, wstając i pragnąc sobie iść. 
Wojownik głośno westchnął, kolejny raz. Był zmęczony. Zmęczony tym pieprzeniem, życiem i samym sobą. 
Z krzaków obok skały rozległy się ciche popiskiwania. Zwrócił w ich stronę uszy.
- S-słyszałaś?
- Niby co?    
Podszedł niepewnie do ośnieżonych gałązek i rozgarnął trochę chłodnego puchu. 
Jego oczom ukazało się ubogie legowisko z kawałków piórek i gnijących liści a w nim...
liliowe kocię. Wychudzone, zziębnięte maleństwo, skulone w kącie, jednak ciepłe. Był małym klonem kotki, której pozbawił życia, najpewniej synem, jednak patrząc na jej wiek mógłby być wnukiem. Wahał się czy nie zostawić tego malucha na pastwę losu, przy matce. Całe życie będzie tego żałować, ale…
- K-kamień?
- Czego?
- Tu jest kocię.
<Kamień? Czekałaś na to, trzymaj>

Od Pokręconego Łba (Splątanego Futra) CD. Żaru (Rozżarzonego Płomienia)

Dzień Splotki byłby o wiele lepszy, gdyby nie wpadł na nią pewien drący się wniebogłosy dzieciak.
- Dla dobra ogółu lepiej byłoby, gdyby Pszczeli Móżdżek pozostała nieodnaleziona lub utopiła się w kałuży gdzieś w drodze powrotnej - oznajmiła sucho, spoglądając na siostrzeńca z nieukrywaną pogardą. - Nie zamierzam zmuszać cię do powrotu do żłobka. Jeśli chcesz, to leć za matką, nie obchodzi mnie to - burknęła, omijając dzieciaka, zanim tamten zdołał się odezwać. Wiedziała, że jej siostra była głupia, ale nie sądziła, że na tyle, by zdecydować się na posiadanie kociąt! Parsknęła cicho, jeżąc ogon.
Oby Klan Gwiazdy bronił ją od podejmowania takich durnych decyzji!

***

Została matką trójki kociąt i wcale nie był to powód do dumy. Kiedy inni - głównie Jałowiec i Ziemniaczek - zachwycali się nad „słodkimi kuleczkami futerka”, ona czuła tylko pustkę. Nie, żeby narzekała. I tak nigdy nie chciała zakładać rodziny.
To wszystko była wina tego durnego Rozżarzonego Płomienia.
Nastawienie Splotki do tej rudej kupy futra nie różniło się zbytnio od jej nastawienia do Pyskatego Kamienia. Mogła go nienawidzić, mogła pragnąć zemsty na nim, mogła marzyć o zatopieniu kłów w jego karku, ale nie mogła zaprzeczyć, że Żar należał do grupy kotów, które szanowała. Wiedział, czego chciał i potrafił osiągnąć coś, co Splątanemu Futru się nie udało. Szylkretowa chcąc nie chcąc potrafiła docenić zalety siostrzeńca.
Szczególnie teraz, gdy cały świat przewrócił się do góry nogami, bo Zajęczy Nos (Splotka odmawiała nazywania go Zajęczą Gwiazdą, nierudy mysi móżdżek nie zasługiwał na to miano) dorwał się do władzy.
- Pomyśleć, że niektórzy naprawdę myśleli, że zmiana przywódcy wyjdzie Klanowi Burzy na lepsze - syknęła, obrzucając niechętnym spojrzeniem idących przed nią Gliniane Ucho i Blady Zmierzch. Siostra Żaru nigdy nie była niczym więcej niż kolejnym mysim móżdżkiem walczącym o sprawiedliwość, która nigdy nie miała nastać. Była tak żałosna, że Splątanemu Futru prawie robiło się jej żal. Prawie. Nie łatwo było zapomnieć o tym, że również Zmierzch przyłożyła łapę do skazania Splotki na macierzyństwo.
- Głupota kocia nie zna granic - stwierdził Ziemniaczana Bulwa, pokonując kolejną zaspę. Szylkretowa parsknęła, w ostatniej chwili powstrzymując się przed rzuceniem zgryźliwego „kto to mówi?”. Wyjątkowo nie miała ochoty na kłótnię z rudzielcem, nieważne jak bardzo był irytujący. Po śmierci Jałowca stał się w pewnym sensie jedyną osobą, którą wciąż spędzała z nią czas. Nie, żeby Splotka tego potrzebowała. Nie przeszkadzało jej bycie całkowicie samą, obecność Ziemniaczka była tylko ciekawym dodatkiem.
- Miejmy nadzieję, że wszystko niedługo wróci do normy - westchnęła, a rudzielec otarł się o nią z pomrukiem zgody. Splotka zastrzygła uszami. Nie potrafiła przywyknąć do takich gestów, zazwyczaj to ona aranżowała kontakt.
- Uważasz gnębienie kogoś przez kolor futra za normę? - warknęła z nieukrywaną złością Zmierzch, odwracając się w stronę rudzielców. Szylkretowa zmierzyła ją pogardliwym spojrzeniem. Córka Pszczółki w niczym nie przypominała swojego brata. Była naiwna, głupia i zdecydowanie zbyt wesoła. Splątane Futro nie żywiła względem niej ani krzty sympatii.
Reszta patrolu minęła w całkowitej ciszy, przerywanej tylko przez skrzypienie śniegu, przez który się przedzierali. Silny wiatr mierzwił ich futra. Splotka słyszała, jak Ziemniaczek szczęka zębami z zimna. „Żeby sobie odgryzł język” pomyślała, przysuwając się do niego. Marzyła tylko o powrocie do obozu i zaszyciu się w ciepłym legowisku - chociaż znając życie, ta chwila spokoju nie potrwałaby zbyt długo, bo kochana, sprawiedliwa zastępczyni Pyskatka wysłałaby ją na kolejny patrol.
Oby Kamień wpadła w zaspę i zdechła.
Gdyby nie to, że większość kotów wolała siedzieć w legowiskach, prawdopodobnie zostaliby przywitani w obozie nieufnymi spojrzeniami. Szylkretowa była przyzwyczajona do wywoływania niezręcznej atmosfery - na początku z powodu posiadanej przez jej podobnych władzy, a później przez uraz do rudych. Szczerze mówiąc, nie obchodziło ją, co mówili inni. Najważniejszy był sam fakt, że mówili.
- Postaram się zdobyć coś do jedzenia - zaproponował Ziemniaczana Bulwa. Splotka skinęła głową, sama kierując kroki w kierunku legowiska wojowników.
Miała starą sprawę do domknięcia.
Nie pamiętała, by kiedykolwiek kogoś przeprosiła. Nienawidziła się płaszczyć, mimo że robiła to dosyć często, próbując coś zdobyć. Nienawidziła poczucia bezsilności. Nienawidziła Rozżarzonego Płomienia, Kamiennej Agonii, Piaskowej Gwiazdy i reszty kotów, które miały nad nią władzę.
Jednak wiedziała, że wróg jej wroga mógł stać się sojusznikiem.
- Rozżarzony Płomieniu, czy możemy porozmawiać?
Splątane Futro zamierzała pojednać się z synem Pszczelego Pyłu.

< Żar? Zakopiemy topór wojenny? >

25 listopada 2021

Od Wiaterku (Wietrznej Melodii) CD. Jastrzębiego Podmuchu

 *ło jeny, dawno temu*

- Wiaterku! - na kolejny krzyk matki szylkretka przewróciła oczami.
 Koteczka po raz ostatni spojrzała na jej przyrodnie kuzynostwo; po czym odwróciła się do Słonecznej Myśli.
- No idę! - wrzasnęła, ostentacyjnie wytykając język.

*skip do czasu bycia uczniem w Klanie Burzy*

- Choć już! Wychodzimy na patrol! - zawołał ją Bycza Szarża, a dymna kotka strzepnęła uszami.
 Wstała ze swojego posłania i przeciągnęła się po dobrze przespanej nocy.
- Idę! - wrzasnęła, wybiegła z legowiska i stanęła obok mentora.
 Czarny kocur przejechał wzrokiem po reszcie kotów przydzielonych mu na patrol.
- Idziesz dzisiaj dzisiaj z Szumiącym Wzgórzem i Jelenim Kopytkiem, pamiętaj. A nie sama. - warknął w jej kierunku - Masz trzymać się nas. Idziemy.
 I z tymi słowami parol wyszedł z obozu. Wietrzna Łapa prychnęła pod nosem i dołączyła do mentora.
- Mogę zapolować? Nie jadłam od wczoraj. - zapytała, potrząsając krótkim ogonkiem.
 Starszy wojownik rzucił jej poirytowane spojrzenie.
- Nie teraz - odparł jej oschle - Później zjesz. Teraz sprawdzamy granicę z Klanem Wilka. 
 Czarno-ruda westchnęła cicho, po czym odeszła kawałek dalej. Nie miała pojęcia czemu Bycza Szarża nie pozwolił jej czegoś upolować, i czemu mówił o granicy z Klanem Wilka. Przecież byli od niej jeszcze daleko.
 Uczennica zapatrzała się w las, znajdujący się gdzieś tam na linii horyzontu. Zastanawiała się, jak żyje się jej rodzinie. Czy rozpaczali za nią? Martwili się? Ale jednak, nie obchodziło jej to za bardzo. Ważne było tylko jej życie, tu i teraz.
 O ojcu nie wiedziała teraz kompletnie nic, tak samo jak o Wróblowym Skrzydle. Nie wiedziała nic o Padającej czy Wierzbowej Łapie, o reszcie swoich przyszywanych kuzynów oraz o Jastrzębim Podmuchu. Jastrzębi Podmuch... Wietrzna Łapa pamiętała ich ostatnią rozmowę, która była też ich pierwszą. Nie znała ciotki. Nie znała nikogo ze swojej rodziny. Nawet nie wiedziała czy jeszcze żyją. 
- Wietrzna Łapo! Co ci mówiłem, wracaj! - z zamyślenia wyrwał ją wściekły głos Byczej Szarży.
 Szylkretowa kotka rzuciła ostatnie spojrzenie na las, po czym odwróciła się i włócząc łapami, wróciła na wrzosowiska.

Żegnaj, ciociu [*]

24 listopada 2021

Od Bzu CD. Plusku

Wesoło podskoczył, sprawiając, że kolorowe liście powędrowały do góry. Czerwień, pomarańcz i ciepła żółć tańczyła wokół bawiących się jak kocięta kotów. Liście wirowały dookoła skaczących i śmiejących się mieszkańców Owocowego Lasu. Ich roześmiane ślipia zerkały na siebie ukradkiem, a łapy skocznie przemieszczały się.
Bez przykucnął, by wbić się wyżej. Ciepły podmuch wiatru przywitał go, rozwiewając białe futro kocura. Lądowanie nie było tak przyjemne. Ciężko grzmotnął o mokrą ziemię. Nieznajoma kotka podeszła do niego zmartwiona. Jej pomarańczowe ślipia przyglądały się mu z troską. Bez uśmiechnął się i wstał pospiesznie, by ta nie przejmowała się. Nic mu nie było prócz brudu. Spojrzał na błocko, które skryło się pod liśćmi. Uśmiechnął się przebiegle. Uderzył łapami mocno, ochlapując siebie i kotkę błotem.
Zastygła. Bez niepewnie spojrzał na nią. Nieokreślone emocje wypełniały jej ślipia w kolorze zachodzącego słońca. Położył w akcie skruchy uszy. Myślał, że uzna to za zabawne. Łeb powędrował ku dołu, lecz nim zdążył wyskrobać pazurem obrazek coś lepkiego uderzyło w jego futro. Kotka przyglądała mu się dumna ze swojego dzieła. Bez podskoczył wesoło w bojowym nastroju. Ich walka dopiero się rozpoczęła. 


* * *

Cali w błocie, ale za to jacy szczęśliwi skierowali łapy ku obozowisku. Bez nie wiedział kim była, lecz już ją uwielbiał. Była taka super. Taka czaderska. Chciał móc codziennie się z nią bawić. Tak bardzo brakowało mu tego w tym pozornie szczęśliwym społeczeństwie.
Koty uśmiechały się, lecz Bez widział jak smutek grał w ich sercach. Cały Owocowy Las przygasł, pozostawiając go samego. Mama nie miała czasu. Siostry też. Wszyscy zbyt zajęci własnym życiem odrzucili głuchą i zbędną jednostkę. Wszyscy czuli się zbyt niezręcznie w towarzystwie kota, z którym nie można było rozmawiać. Lecz teraz wszystko się zmieniło. Nieznajoma kotka pojawiła się w jego życiu, rozświetlając je na nowo. Niczym zesłana przez Iskrę sprawiła, że wieczna samotność odeszła w nie pamięć. Bez wyprzedził kotkę, skrobiąc pazurem obrazek przed nią. Kółko przedstawiające słońce i owalne kształty przedstawiające liście. Przekaz był jasny. Jutro znów się pobawmy. 
Ziemia zadrżała. 
Niebieska szylkretka wyszła z krzaków. Niezapominajka. Bez uniósł radośnie ogon na widok kotki. Jej wymuszony uśmiech sprawił, że opuścił uszy. Medyczka spojrzała na obraz Bzu i pokręciła łbem, ścierając go łapą. Zaczęła poruszać pyskiem, sprawiając, że ruda kotka położyła po sobie uszy. Bez nie rozumiał co się dzieje. Spoglądał jedynie smutno na siostrę i rudą. Nie chciał jej stracić. Nie rozumiał co się dzieje. 

<Plusk?>

Od Kawki

Samotność grała w sercu starego kocura. Burzowa Noc nie zjawiła się od tamtego dnia. Nigdy więcej do niego przyszła. Unikała patroli. Unikała jego. Przepadła. Zniknęła. Zostawiła go. Jedyna, której zaufał. Jedyna, która się dla niego liczyła. Jedyna, przed którą odważył się otworzyć. Porzuciła go. Ból ścisnął jego płuca, sprawiając, że łzy spłynęły po polikach kocura. Nie miał już nikogo. Nie miał rodziny. Nie miał przyjaciół. Nie miał po co żyć. Mróz szczypał wychudzone zmarnowane ciało. Ciszę jedynie przerywał ciężki oddech zrozpaczonego kocura. Nie miał już powodów by gnić na tym paskudnym świecie. Nie widział żadnego sensu w dalszej egzystencji. Nie przynosiła niczego. Jedynie ból i rozpacz. Od zawsze.
Wstał. Liche łapy zapadały się w śnieżnych zaspach. Nieogarnięte uczucie zimna wędrowało przez jego ciało. Zniechęcało. Kazało się poddać. Położyć i zasnąć błogo wśród białych pagórków. Nie wiedział sam czemu wciąż szedł. Nic go nie czekało. Mógł się poddać. Powinien. Lecz cicha nadzieja lepszego jutra mimo wszystko tkliła się gdzieś w środku jego. Głupia i naiwna, lecz wystarczająca by unieść ponownie łapę. Nie wiedział gdzie szedł. Nie dbał o to. Czuł, że jeśli teraz się zatrzyma nie będzie miał siły otworzyć jutro ślipia. Wzburzone niebo zsyłało kolejną lawinę śniegu. Białe płatki przykrywały niegdyś czarne futro. Śliskie podłoże sprawiało, że łapy kocura coraz silniej się rozjeżdżały. Jeden niepewny ruch. Upadł. Syknął z bólu. Ostry kamień pokrył się ciepłą cieszą. Śnieg zabarwił się na szkarłatną barwę. Kawka zamknął ślipia. Nie miał siły wstać. Mróz utulił go do snu, przykrywając lodowatą pierzyną.  

23 listopada 2021

Od Felixa [...] Cd Lokiego

 Teraz był pewien. Loki po prostu mu zazdrościł! Zazdrościł wspaniałej rodziny, miłych dzieci, jakiejś wykreowanej przyszłości! A co taki kot bez nikogo mógł robić? Grzać tyłek i nic, żadnych wspomnień, żadnych przeżytych chwil. Zawsze gdy patrzył na kogoś, kto miał tylko właściciela, robiło mu się żal. Niby Loki miał rodzeństwo, ale to nie to samo. Gdy ma się dzieci jest o wiele lżej. Choć dochodzi strach o maluchy, o to czy jest z nimi dobrze, to jednak nie masz dziwnego poczucia pustki, nie cierpisz na nudę. Wystarczyło, że poszedł do Hagrid by spotkać całą trójkę, a już jego życie było rozświetlane przez barwne sytuacje, pełne szczęścia oraz miłości. Kiedy mógł bawić się z nimi, wylizywać ich… Był zbyt troskliwy, zawsze gdy przychodził każde dziecko po zabawie, musiało być całkowicie umyte. To było coś, czego oni nie lubili a on przeciwnie- uwielbiał. Cały zespół był wtedy mokry, a niekiedy musiał ingerować ugryzieniem w ucho, bo któryś z kociaków zbyt się ruszał. Opuszczał częściej dom, nie dlatego bo nie lubił właścicieli. Po prostu chciał być tuż przy nich, móc spędzać z nimi czas. To było takie… Magiczne. Niesamowite. Inspirujące. 
Oni wszyscy po prostu zazdrościli chwil, tych całych ton radości, godzin spędzania czasu z najbliższymi. Byli samolubni i egoistyczni, zamiast gratulować to od razu narzekali! Tak jak Loki. Był zbyt ironiczny, a poza tym jak to Hagrid miałaby nie urodzić! Skoro ktoś jest w ciąży to urodzi prędzej czy później. Logiczne czyż nie? Może był aż taki głupi i nie wiedział, że mogą być inne sytuacje? No dobra, mogły się kocięta urodzić martwe. URODZIĆ. Czyli dalej poród był. U niego wszystko poszło dobrze. Miał zbyt niesamowite geny, musiały przejść dalej. Gdyby tak się nie stało to byłby załamany do cna, płakałby nocami. Ale jednak było dobrze, oczy zostawił w spokoju. Nie trzeba było się martwić o wszystko wokół, miało się we łbie to, że dzieci żyją i masz je przy sobie. Niesamowite uczucie. Lubił małe kociaki. 
- Urodziły się, są silne, zdrowe, mądre i wspaniałe! Naprawdę! Mam dwie córki, Felicjanę Hagrid Junior z przydomkiem mała oraz Sandy… Ja nie mogę, Hagrid wybrała tragiczne imię. Za krótkie i dziwne! Cóż, ja ją czasem nazywam Pulpet choć tego nie lubi. Mam też syna, Kluska Gąbkowskiego Felixa Juniora z przydomkiem Mały… Po mnie ma to Felix Junior!! Chciałem pokazać, że wiążą nas prawdziwe więzy krwi, których ty możesz zazdrościć. Dzieci to coś świetnego! Bawisz się z nimi w przeróżne zabawy, chowany, berek, szukanie przedmiotów. Czasem zabieramy zabawki Hagrid i jej rodzeństwa, jest naprawdę świetnie! Jak można nie chcieć takiego czegoś przeżywać?- rozmarzył się, po czym mruknął zawiedziony.- To jest najlepsze co mnie spotkało, jak można mieć takie kamienne serce! Dzieci są wspaniałe!- spojrzał na Lokiego. Tak bardzo chciał mu przemówić do rozumu! Na pewno znajdzie sobie kotkę, która zrobi mu kocięta. Nawet nie musi z nią chodzić i randkować! Lokiemu przydałyby się dzieci, był taki drętwy trochę. Gdyby pojawiły się maluchy w jego życiu, może stałby się bardziej otwarty oraz ciepły w relacjach. Miałby jakiś cel, a nie snucie się od tak i patrzenie na plamy. Prawda?

<Loki? Miej bachorki, to same plusy>


22 listopada 2021

Od Kamiennej Agonii CD Jałowego Pyłu

 
- Południowy patrol poprowadzi Koperkowy Powiew. Pójdzie z nim Szumiące Wzgórze, Jałowy Pył, Orlikowa Łapa i... - Zaczęła. Tak, miała sentyment do Jałowego Pyłu. Tak, specjalnie wysłała na patrol nierude koty. Dlaczego wciąż to robiła? Dlaczego jej wciąż zależało?
Zobaczyła, jak podchodzi do niej Gliniane Ucho. Spięła się, gdy brat podszedł bliżej.
- Może ty też pójdziesz na ten patrol? - Miauknął i puścił do niej oczko. - Wiesz... Razem? To znaczy, na pewno dobrze by ci zrobił!
Kamienna Agonia westchnęła i uderzyła ogonem z poirytowania.
- Jeśli zostawisz mnie w spokoju, to pójdę na ten cholerny patrol - Warknęła. Chrząknęła i podniosła głos zdenerwowana. - ...I ja. 
Zauważyła, jak Marchewkowy Grzbiet kieruje na nią czujne spojrzenie. Obok niej siedziała Szczypiorek. Czarna niechętnie ruszyła się z miejsca, zamierzając dołączyć do Kopra i resztę gromady, ale drogę zagrodziła jej ruda, uśmiechając się niewinnie.
- Spróbuj tylko powiedzieć do niego chociażby słowo - Syknęła jej do ucha.
Czarna prychnęła.
- Wydaje mi się, że nie wybrałam na ten patrol żadnych twoich przyjaciółeczek, które robiłyby za krety. - Warknęła córka Królik z jawna wściekłością. - więc odczep się ode mnie, nadęta ośmiornico! Nie obchodzi mnie ten twój Jałowy Pył. Nie tylko ma krzywy pysk, ale cuchnie od niego skunksem. A ty jesteś idiotką, skoro myślisz, że zatrzyma cię przy sobie. On cię porzuci, a ty będziesz tylko miała trójkę bachorów do wychowania.
Kotka odwróciła się. Nie chciała czekać na odpowiedź. Nie chciała słyszeć odpowiedzi.
A teraz - chciała nawet ogłuchnąć. Wszystko, byle nie słyszeć, jak inni mówią coś niewygodnego na jej temat.

Czarna podniosła pysk i skinęła głową w stronę Koperkowego Powiewu. Kocur ruszył, a za nim reszta patrolu.
Zastępczyni nie pokazywała po sobie wulkanu emocji, który czuła we wnętrzu. Nie pokazywała niepowstrzymanej chęci wkopania się w ziemię, uduszenia i dołączenia do Klanu Gwiazdy czy piekielnej Mrocznej Puszczy. Szczerze sama już nie wiedziała, jaką była. Niech przodkowie sami ocenią, czy jest dziełem zła czy jaką cholerą jeszcze. 
Spojrzała się nienawistnie w Jałowego Pyła. Przyspieszyła kroku. Chciała, by widział to spojrzenie. Żeby przecięło go na wylot. Żeby widział to, jak wściekła była. Jak bardzo go nienawidziła. Jak bardzo chciała, by umierał w męczarniach.
Po jej ciele przeszedł dreszcz na te myśli. Nie panowała nad nimi. To przez ból, czy zazdrość? 
Napotkała jego spojrzenie. I nie przestawała się patrzeć. Nie chciała przestawać. Chciała się patrzeć do momentu, w którym ten kretyn pokaże po sobie oznaki słabości.
Rzeczywistość musiała jednak wyrwać ją ze świata emocji i zawirowań pomiędzy jej zniszczoną psychiką. Patrol dotarł do granicy, którą musiał oznaczyć zapachem. Zastępczyni tylko obserwowała. Była zbyt bardzo skupiona na Jałowym Pyle. Na tym, jak bardzo go nienawidziła, a jak bardzo wciąż jej na nim zależało. Może inaczej - nienawidziła tej części siebie, która chciała zatrzymać go przy sobie.
Był przyjacielem.
Nigdy nie czuła takiej bliskości. A teraz miała wrażenie, że nawet najwięksi okrutnicy jej potrzebowali. Piaskowa Gwiazda miała Trzcinową Sadzawkę. Czarna nie sądziła, że taka tyranką może pozwalać sobie na uczucia.
Nawet Szczypiorkowa Łodyga zaczęła więcej rozmawiać z Marchewkowym Grzbietem.
Może Kamienna Agonia naprawdę nie miała uczuć, a to, że przyjaźniła się z Jałowym Pyłem było tylko jej wyobrażeniem, które pragnęło przyjacielskiej relacji.
Może wszystko, do cholery, było tylko jebanym snem.
Z frustracji trzepnęła pazurami w ziemię ku zdezorientowanych spojrzeniach towarzyszy. 
Musiała się z tym przespać.

**
Widziała Jałowego Pyła rozmawiającego z Marchewką. Rozmawiającego... Spokojnie. Przyjaźnie.
To było ponad jej możliwości. Ponad jej rozum. Nie potrafiła pojąć, dlaczego.
Łapy świerzbiły ją, by wyskoczyć przed tą rudą wiedźmę i wykrzyczeć całe swoje emocje na skalę wszystkich klanów. 
Ale nawet na to nie mogła sobie pozwolić. Chciała tylko o nim zapomnieć. Chciała, by przestało jej zależeć.
Chciała zacząć ignorować Marchewkowy Grzbiet. Ignorować dzieci Jałowego Pyłu. Jej dzieci.
Ignorować cały ten pierdolony nieśmieszny melodramat.
Ustała na środku obozu, by wyznaczyć koty na patrol.
- wieczorny patrol poprowadzi Borówkowa Mordka. Pójdą z nią Jałowy Pył, Szczypiorkowa Łodyga, Szybka Łania i Fretkowy Bieg. - Miauknęła, chociaż brakowało jej w tym gronie jednego rebelianta, który by nie pozwolił tym świniom rozmnażać swoich tez na temat wielkości Piaskowej Gwiazdy, obaleniu Zająca czy cokolwiek, co tam myślą rudzielce. - i Słonecznikowa Łodyga.
Zastępczyni podeszła po tych słowach do Jałowego Pyłu.
- Proszę bardzo. Teraz możesz patrolować ze swoimi - Syknęła.

<Jałowy?>

21 listopada 2021

Od Wiśniowej Łapy

 Aż od samego patrzenia na wszystkie te chore koty coś we wnętrzu ją bolało. I że żaden z nich się nie pofatygował, żeby zajść do Jeżowej Ścieżki? Pff. Zaczęła wątpić w inteligencję niektórych członków Klanu Burzy. Chociaż właściwie już dawno powinna w nich całkowicie zwątpić. Nie rozumiała niektórych irracjonalnych działań ze strony klanowiczów. Jednak zbyt mało ją to obchodziło, by poświęcała swój cenny czas na takie bzdety.
I jakby na zawołanie, do legowiska podeszło na raz parę kotów. Szylkretka westchnęła, czując, jak koniuszek ogona drga jej z poirytowania. Zawróciła się, żeby obudzić swojego mentora, który spał jak martwa popielica. 
Nie musiała mówić nawet słowa. Jeżowa Ścieżka wstał na nogi błyskawicznie. Czasem był leniwy, ale można mu było to wybaczyć przez podeszły wiek. Wiśniowa Łapa i tak była wdzięczna, że nie odszedł jeszcze do starszyzny i wciąż służył klanowi, mimo tego, że nie był już tak młody.

**
- Nic nie widzisz? - Zapytała Wiśniowa Łapa, gdy Jeżowa Ścieżka przykładał jaskółcze ziele do oka Jeleniego Kopytka.
- Widocznie tak.
- Czemu nie przyszedłeś wcześniej? - Miauknęła. - Nie miałbyś takich problemów.
- Mam dużo spraw na głowie.
Wiśniowa Łapa podniosła chłodny wzrok na niebieskiego, unosząc lekko brew.
- Jako wojownik? Daj spokój, bo ci jeszcze uwierzę. 
- Następnym razem przyjdź wcześniej. Leczenie wcale nie boli - Miauknął Jeżowa Ścieżka z lekkim uśmiechem.
Ich leże odwiedzili także Szumiące Wzgórze z dość mocnym katarem, Szybka Łania, Koperkowy Powiew, Indyczy Jazgot, i Kwiatek. A na samym końcu tortie razem ze swoim mentorem odwiedzili legowisko starszych, by zająć się przerażonym i wyczerpanym psychicznie Sasankowym Kielichem.
Później pozwoliła tylko, by Jeżowa Ścieżka spokojnie zajął się nią. Dzień był wyczerpujący, gdy ilość chorych była tak duża.

wyleczeni: Jelenie Kopytko, Szybka Łania, Szumiące Wzgórze, Sasankowy Kielich, Koperkowy Powiew, Indyczy Jazgot, Kwiatek, Wiśniowa Łapa

Zimowe dolegliwości!

 Nadeszła Pora Nagich Drzew, a z nią kolejne dolegliwości!
Dolegliwości odczuwają wymienione niżej koty z:

Klanu Burzy:

Wiśniowa Łapa - skręcenie tylnej łapy
Bycza Szarża - gorączka
Jelenie Kopytko - bezsenność
Szybka Łania - kaszel
Wilcza Zamieć - katar
Gliniane Ucho - zatrucie pokarmowe
Rozżarzony Płomień - ból gardła
Wietrzna Melodia - zranienie łapy/ogona
Zachodząca Łapa - ugryzienie przez szczura
Głazik - ból dziąseł
Chmurek - ból gardła

Klanu Klifu:

Miętowa Gwiazda - infekcja oka
Szczawiowy Liść - ból gardła
Wroni Wrzask - ugryzienie przez szczura
Pląsający Wiesiołek - skręcenie tylnej łapy
Cętkowany Ryś - ból gardła
Niedźwiedzi Pazur - niestrawność
Barwinkowy Płatek - katar
Gorzka Prawda - gorączka
Kozie Futro - ból gardła
Jemioła - zwichnięcie ogona

Klanu Nocy:

Chore Ucho - katar
Borówkowy Liść - ból głowy
Złoty Wilk - wymioty
Krucze Futro - przemarznięcie
Jagodowy Krok - ból gardła
Ptasia Łapa - zatrucie pokarmowe
Popielata Łapa - przemarznięcie 
Pędząca Łapa - ugryzienie przez szczura 
Robaczywe Jabłko - odmrożenie części ciała

Klanu Wilka:

Kolczasta Skóra - zwichnięcie ogona
Raniuszkowy Dziób - ból zęba
Dymne Niebo - skręcenie tylnej łapy
Pokrzywowa Skóra - odmrożone poduszki
Suśli Nos - odmrożone poduszki
Rubinowe Futro - przemrożenie
Sosnowa Igła - przemarznięcie
Chabrowy Szept - ból gardła
Senna Łapa - gorączka
Szron - niestrawność
Różana Słodycz - przemarznięcie

Owocowego Lasu:

Niezapominajka - ból gardła
Plusk - wybicie barku
Daglezja - kaszel
Krzemień - zwichnięcie ogona
Komar - przemrożenie
Raróg - ból zęba
Puchacz - infekcja gardła
Zimoziół - biegunka
Perkoz - halucynacje 
Tajfun - wybicie barku
Fretka - zapalenie płuc 
Świt - kocięcy kaszel
Melodia - kocięcy kaszel

Samotnicy i Pieszczochy:

Nocne Pióro - przemarznięcie
Szepcząca Dusza (Bylica) - kaszel
Jeżynek - ból gardła
Loki - bezsenność
Kizia - infekcja gardła
Klusek Gąbkowski Felix [...] - katar

Choroby kotów, które nie poszły ze swoimi dolegliwościami do medyka i nie zostały wyleczone, przechodzą w II lub III stadium. Dotyczy to kotów z :

Klanu Burzy:

Szumiące Wzgórze - przewianie > katar
Jelenie Kopytko - infekcja oka > tymczasowa ślepota na oko
Szybka Łania - zwichnięcie łapy > zwyrodnienie
Wilcza Zamieć - zwichnięcie ogona > zwyrodnienie
Koperkowy Powiew - bezsenność > wyczerpanie
Indyczy Jazgot - ugryzienie przez szczura > infekcja
Wietrzna Łapa - ugryzienie przez szczura > infekcja
Sasankowy Kielich - szkło w łapie > infekcja
Kwiatek - zapalenie ucha > tymczasowa głuchota na ucho

Klanu Klifu:

Wszyscy wyleczeni :D 

Klanu Nocy:
 
Wszyscy wyleczeni :D 
 
Klanu Wilka:

Kolczasta Skóra - ból gardła > chrypa
Dymne Niebo - zwichnięcie ogona > zwyrodnienie
Pokrzywowa Skóra - przewianie > katar
Mleczny Pył - wybicie barku > sztywność kończyny
Rubinowe Futro - ból gardła > chrypa
Chabrowa Łapa - szkło w łapie > infekcja
Mała - zwichnięcie łapy > zwyrodnienie
Różana Słodycz - kłopoty z oddychaniem > duszność

Owocowego Lasu:

Posłonek - skręcenie przedniej łapy > zwyrodnienie > sztywność stawu
Puchacz - skręcenie tylnej łapy > zwyrodnienie > sztywność stawu
Słonecznik - kolec w łapie > infekcja > przeraźliwy ból w łapie
Kostka - kleszcz > gorączka
Zimoziół - przewianie > katar
Mak - skręcenie tylnej łapy > zwyrodnienie
Słonecznik - biegunka > odwodnienie
Fiołek - zwichnięcie ogona > zwyrodnienie
Melodia - przewianie > katar

Samotnicy i Pieszczochy:

Anubis - wyczerpanie > senność
Mel - kolec w łapie > infekcja
Jeżynek - zatrucie > wymioty

Koty z dolegliwościami powinny udać się do medyka zimą.
W przypadku grywalnej postaci należy napisać opowiadanie skierowane do medyka w klanie (jeśli jest on grywalny) lub opisać samemu wizytę u niego. Objawy nie muszą wystąpić od razu po rozpoczęciu zimy - mogą w połowie a nawet i pod koniec.
Jeśli kot zlekceważy dolegliwości (tzn nie zostaną wyleczone w danej porze roku), mogą się one zaostrzyć i/lub przemienić w gorsze i niebezpieczniejsze choroby.
WAŻNE! Osoby, które same wstawiają swoje opowiadania proszę o dodawanie pod opowiadaniami z leczeniem etykietkę "choroby".
UWAGA! Proszę, żeby pod opowiadaniami z leczeniem (szczególnie NPC!!!), były w liście wymienione imionami koty, które otrzymały kurację!

Od Mlecznego Płatka

 Kręcił się w okolicach dwunożnych od jakiegoś czasu, wmawiając sobie, że dobrze robi, nie idąc tam, widział kilka razy dwunożnych jak podszedł za blisko i nie rozumiał jak oni chodzili. Przecież to nienaturalne jego zdaniem, zrozumiał też, czemu mówi się na nich „dwunożni”. Kojarzył, że na pewno coś z chodzeniem na dwóch łapach, jednak zobaczyć, a usłyszeć to inaczej. Widział, że jego stan nie poprawia się, bliżej mu było do ciągłego leżenia. Mało pił, kasłał dał, a jedzenie samo nie podchodziło. Chociaż nie. Raz dwunożni dali mu jakieś dziwne pożywienie, nie smakowało mu do końca. Nie smakowało myszą, jednak nie musiał polować, a był zbyt głodny. Ci sami dwunożni przychodzili kilka razy na wschód słońca by mu dać coś albo go zobaczyć. Nie byli głośni, więc ich akceptował, chociaż nie miał siły. Za pierwszym czy drugim razem syczał i chciał odejść jednak wtedy łapał go kaszel i nici. Wtedy słyszał tylko głosy ich, które dziwnie brzmiały. Obecnie leżał, tam gdzie zwykle i czekał, aż może znowu przyjdą? Dadzą mu jeść albo pić? Wodę nie zawsze przynosili jednak czasami brali z dziwnego czegoś. Zauważył dwunogich idących w ich kierunku, byli to ci sami co zwykle. Widział, tylko że mając coś dziwnego w ręku. Nie mieli tego nigdy ze sobą, ale nie byli źli prawda? Dawali mu jeść, wodę mu podawali. Dzięki nim nie zmarł z głodu i miał tego świadomość. Podniósł się do pozycji siedzącej, obserwując ich, denerwował się jak zwykle. A jak tym razem zrobią to, co opowiadali wojownicy starsi? Pozbawią go życia? Dwunożni otworzyli dziwne pudełko i włożyli do niego miejsca, z którego zazwyczaj jadł. Skrzywił się. Nie chciał tam wchodzić, chociaż głód robił swoje. Nie było ich rano przez coby zjadł to bardzo chętnie. Powiał zimny wiatr dość charakterystyczny dla pory opadających liści.
Czy ja przeżyję bez nich porę nagich drzew? – zadał sobie sam to pytanie w myślach. Odpowiedź dla niego była prosta – nie. Nie miał tyle siły, był chory, nie umiał sobie poradzić. Zauważył, że dwunogi oddaliły się od pudełka na niewielką odległość, teraz mógł. Podszedł do pudełka i niechętnie zauważył swoimi niebieskimi ślepiami, że jedzenie jest na końcu. Musiał wejść. Wszedł niepewnie, czując zapach karmy, zaczął jeść kawałki mięsa w dziwnym sosie, gdy usłyszał kroki, a zaraz po dziwny klik.
***
Nie pamiętał wiele potem, było mu ciepło i był nakarmiony. Uznał, że usnął, jednak nie kojarzył miejsca, było tutaj ciepło, a on siedział w czymś dziwnym. Poczuł dziwne uczucie, gdy pojemnik się bujał, a przestrzeń którą widział przez kraty zmieniała się. Weszli do dziwnego pomieszczenia, gdzie było jasno. Słyszał trzeciego dwunożnego, a po chwili pojemnik się otworzył, nie chciał wychodzić. Bał się, że coś się mu stanie. Nie wiedział, co dokładnie jednak nie czuł się przyjemnie. Dziwny zapach unosił się w powietrzu. Dwunożny wyciągnął go z klatki, gdy poczuł ból w klatce piersiowej. Po kilkunastu minutach badania kota dostał podejrzany zastrzyk, który uznał jako najgorsze uczucie do tej pory. Chciał się wyrwać jednak ręczę ludzi go trzymały. Czyli tak miało wyglądać jego życie? Miał żyć tak? Jako pieszczoch
Wyleczeni; Mleczny Płatek

Od Iskrzącego Kroku CD Brzasku

 Wtuliła się w jego ciało, nie myśląc już o niczym więcej. Liczył się tylko fakt, że Brzask jest tuż obok niej; czule obejmując jej roztrzęsione ciało. Łzy nadal płynęły po policzkach szylkret ki, jednak tym razem były mieszaniną bólu, smutku oraz szczęścia. Serce zabiło jej szybciej, gdy kocur popatrzył jej prosto w oczy. Kolejny raz w swoim życiu miała okazję podziwiać te piękne, błękitne niczym wiosenne niebo ślepia.
Kiedy odwzajemnił jej uczucia nie potrafiła mówić nic, nawet najmniejsze słówko zdawało się utykać w jej gardle, tworząc gulę, której nie mogła nawet przełknąć. Tyle okropieństwa, które ją spotkało…. Przez uderzenie serca nie mogła uwierzyć w szczere słowa burego.
Liźnięcie w czoło wytrąciło ją z zadumy.
Znów te jego oczy…
Nie miała najmniejszego pojęcia co takiego mają w sobie, jednak one jak i czułe gesty potrafiły rozpalić w jej wnętrzu ogień, o którym istnieniu nawet nie miała pojęcia.
Podnosząc wzrok, zrobiła coś, czego nie robiła już od wielu księżyców – uśmiechnęła się, lekko lecz szczerze. Schowała mordkę w miękkim futrze na jego szyi, mrucząc ze szczęścia. Gdzieś z tyłu głowy tańcowała jej myśl, że nie powinni, że to zbyt wielkie ryzyko...
¬- Nigdy nie sądziła, że sprawy się tak potoczą – wyznała a jej głos na zmianę przeplatał smutek jak i euforia. Liznęła go w policzek, wzdychając. Brzask chcąc odwrócić jej uwagę od złych myśli, natychmiast splótł ich ogony ciaśniej, liżąc ją po nosie. W odpowiedzi otrzymał cichy pomruk oraz kolejny, słaby uśmiech – Już nawet nie pamiętam od jak dawna… - zająknęła się, drżąc lekko na wspomnienie dawnych księżyców – Czuję do ciebie coś… coś więcej
Speszyła się, czując jak szczypiąca niczym mróz gorąc, wkrada się na jej kolorowe policzki.
W tej chwili nie liczyło się nic więcej niż ich dwójka, siedząca sama, pośród leśnej głuszy. Na chwilę zapomniała o nieszczęściach jakie ją spotkały, które niczym potwór, wyrwały jej tą część siebie, którą zawsze kochała.
- S-spędźmy razem noc – słowa uciekły z jej pyszczka szybciej, aniżeli zdążyła o tym pomyśleć. Po karku przebiegł jej dreszcz zażenowana. Co Brzask sobie teraz o niej pomyśli? Mimo to, w ten dziwny i lekko niekomfortowy sposób była zdecydowana, noc z kocurem, przy którym czuła się bezpiecznie i szczęśliwa, brzmiało jak coś, co nie miało prawa ją spotkać. Skuliła uszy, liżąc go w policzek – Tylko ty i ja – kołatające niczym stado koni serce podeszło jej do gardła, gdy tylko zrozumiała sens swych słów.
Tylko nie to…
Nie to miała namyśli, proponując wspólną noc. Chciała się tylko wtulić w futro kogoś, kto ją kochał, zapomnieć o problemach a nie… Wzdrygnęła się gwałtowanie na samą myśl o innej bliskości z Brzaskiem. To nie tak, że nie chciała, jednak… bała się. To było zbyt wielkie ryzyko, dla nich obojga.
Postawiła uszy, a sterczące na ich czubkach pędzelki poruszyły się niczym smagane przez wiatr.
- W-wesz… z-znajdziemy jakieś drzewo i pójdziemy spać r-razem. Jakbyśmy mieszkali w jednym klanie, razem – miauknęła cicho, starając się nawet nie myśleć o tym, jak okropnie jej tłumaczenie wyglądało. Wciągnęła powietrze do płuc, odsuwając się niechętnie od burego ciała. Ponownie chciał przylgnąć do niego z niskim pomrukiem, jednak tym razem zmusiła się, by popatrzeć mu prosto w oczy.

< Brzask? tylko nockę razem :3 >