Kremowy kocurek czekał w napięciu na odpowiedź przywódcy. Zauważył nerwowe machnięcie ogonem lidera, co było dla niego ostrzeżeniem, że srebrny pręgus się zirytował. Dla bezpieczeństwa lekko się skulił. Starszy zastanawiał się nad czymś przez dłuższą chwilę, po czym westchnął ciężko.
- Musisz mi dać czas na namysł - odpowiedział wreszcie niebieskooki. - W tym czasie będziesz tu gościem. Ostrzegam cię tylko, że klanowicze mogą nie być zbyt mili - dodał, przygasając nieco rodzący się w krzywoszczękim entuzjazm. Właściwie jeszcze nikogo tutaj nie znał, więc nie powinno go to dziwić, że wszyscy podchodzą do niego z dystansem. Jednak widząc kontrast między przyjaznym nastawieniem Jeżowej Ścieżki a chłodnym dystansem nieznanego srebrnego pręgowanego kocura, przyznam, że lekko się zraził. Ale cóż, musiał teraz cierpliwie poczekać na decyzję tutejszego przywódcy - w końcu zależało mu na tym, żeby nauczyć się od Jeżowej Ścieżki jak najwięcej. Kto wie, może i on kiedyś pomoże innemu kotu?
Ale dość gdybań. Musiał się pogodzić z tym, że nie uzyska odpowiedzi od razu. Z szacunkiem kiwnął lekko głową.
- Dżękuję, proszę pana - wymamrotał trochę niewyraźnie, po czym opuścił legowisko przywódcy.
Zaczął zastanawiać się, gdzie powinien udać się teraz. Może rozejrzał by się po obozie? Ta myśl wydała mu się interesująca, ale po chwili przemyśleń odrzucił ten pomysł. "Oprócz przywódcy i Jeżowej Ścieżki nikt mnie tu jeszcze nie zna" pomyślał. "Mogą uznać mnie za intruza. Najlepiej zrobię, jak po prostu wrócę do legowiska Jeżowej Ścieżki... Może trochę się zdrzemnę." Bezzwłocznie wcielił ten plan w życie, kierując swoje łapy we wspomniane wcześniej miejsce. Zaraz potem obwieścił już swój powrót Jeżowej Ścieżce, który był w trakcie porządkowania świeżo zebranych ziół. Na dźwięk głosu kremowego kocurka czekoladowy przerwał na chwilę wykonywaną czynność.
- I jak zadecydował Mokra Gwiazda? - zapytał z ciekawością niebieskooki. Mamrot tylko westchnął cicho i przysiadł w kątku legowiska. Przynajmniej wreszcie dowiedział się, jak nazywał się przywódca.
- Powiedżiał, że jeszcze muszy to przemyszlecz - odpowiedział, nieświadomie wchodząc w nieco smutniejsze tony swojego głosu. - Myszli pan, że mnie przyjmie, Jeżowa Szczieżko? - spytał, patrząc w oczy starszego kocura z nieukrywaną nadzieją. Tamten uśmiechnął się ciepło, choć w głębi duszy wiedział, że Mokra Gwiazda bardzo chętnie by z nim "przedyskutował" pomysł przyjęcia kolejnego pyska do klanu.
- Wierzę, w to, że podejmie rozsądną decyzję - odpowiedział, po czym ostrożnie chwycił w pyszczek resztę podbiału i przełożył go w odpowiednie miejsce. No, teraz miał tam porządek. Po chwili podszedł do Mamrota i przysiadł obok niego.
- Nasz klan bardzo potrzebuje medyków - zaczął wyjaśniać kremowemu. Ten wytężył słuch. - Pora Nagich Drzew jest najcięższym czasem dla wszystkich, ale tym razem nam grozi coś poważniejszego...
Wbił swoje spojrzenie gdzieś nad głową krzywoszczękiego. Mamrot dostrzegł w niebieskich oczach medyka cień smutku. Chciał już pytać, co też okropnego spotkało Klan Burzy przed jego przybyciem, ale czekoladowy wyprzedził go z odpowiedzią.
- Po naszych terenach panoszy się wścieklizna - ciągnął dalej starszy kocur, przyciszając głos. Wtem zastrzygł uszami i spojrzał w oczy młodzika. - Nie zjadłeś ostatnio żadnego królika, prawda?
Lekko wystraszony kremowy pręgusek ochoczo zaprzeczył, co wywołało u medyka westchnięcie ulgi.
- To dobrze. Właśnie one są jedną z głównych przyczyn roznoszenia się tej choroby.
Na te słowa Mamrot cicho przełknął ślinę. Przecież niedawno jeszcze próbował upolować jednego! Był niemal pewien, że uniknął śmierci tylko dzięki pomocy tajemniczego kota. "Dziękuję, że tyle razy się potknąłem" powiedział do niego w myślach. Natomiast Jeżowa Ścieżka ciągnął dalej:
- Mokra Gwiazda zabronił nam na nie polować, a to jest nasze główne źródło pożywienia... Dlatego głodujemy, a wiele kotów choruje - tutaj pysk czekoladowego lekko się rozpogodził. - Dlatego medycy są nam teraz bardzo potrzebni. Ty sam wiesz wiele jak na przeciętnego samotnika, Mamrocie. Widzę w tobie ten potencjał.
Kremowy zmieszał się lekko. Nie na co dzień dostawał pochwały od kotów, które znał względnie krótko! To chyba go rozproszyła na tyle, że nie wyłapał ostatniego zdania medyka.
Nagle Mamrotowi przypomniały się ostatnie słowa, jakie skierował do niego Mokra Gwiazda po ogłoszeniu swojej decyzji.
- Panie Jeżowa Szczieżko - zaczął - tak właszcziwie... to dlaczego pan jeszt taki miły? Pan Mokra Gwiazda nie był taki ciepły, jak pan... I powiedżiał, że "nie wszyszczy w klanie mogą bycz dla mnie mili"...
Niebieskooki kocur zamruczał cicho z rozbawieniem.
- Jest przywódcą, Mamrocie! Prawie do każdego musi odnosić się z potrzebnym dystansem, inaczej straciłby swój szacunek. A samotnicy nie zawsze są postrzegani jako potancjalni sojusznicy... - tutaj urwał, gdyż z pyska kremowego kocurka wyrwało się ciche ziewnięcie. Gdy tylko młodzik spostrzegł się, co zrobił, z lekkim zawstydzeniem położył sobie łapę na pysku.
- P-przepraszam! - miauknął nieśmiało. - Ja nie chciałem...
Medyk uśmiechnął się lekko i wstał. - Zdrzemnij się trochę - miauknął. - Ja poszukam jeszcze paru ziół, których mi brakuje.
Złotooki kiwnął lekko głową, odprowadzając czekoladowego wzrokiem, dopóki ten nie zniknął mu z oczu. Bez Jeżowej Ścieżki, to legowisko wydało mu się... puste. W sensie, takie bez ducha. Wręcz martwe. Nasz młody pręgusek spróbował wygodnie się ułożyć i zamknął oczy, czekając na sen. Nie wiedział, kiedy dokładnie odpłynął w objęcia fantazji...
***
Dopiero po jakimś czasie spostrzegł się, że leży na jakiejś zacienionej polanie. Mrugnął kilkakrotnie, po czym podniósł się na równe łapy. Kojarzył to miejsce! To tutaj spotkał tego tajemniczego kota ze snu! Rozejrzał się dookoła. Ta sama porośnięta wrzosem polana, to samo zachmurzone niebo, które miało podobny do fioletu odcień... Tak, wszystko się zgadzało. I tym razem mógł swobodnie się ruszać! Bez zastanowienia pomknął przed siebie, próbując wypatrzeć jakiejkolwiek sylwetki kota. Czuł, że jego ciało jest tutaj lekkie, jak Zimny Puch spadający z nieba. Co jakiś czas wołał "Duchu! Duchu, gdżie jesztesz?", jednak nikt mu nie odpowiadał. Po dłuższym czasie poczuł zmęczenie, zwolnił więc, żeby zaraz potem się zatrzymać i klapnąć na wrzosowy dywan, próbując złapać oddech. Czyżby tajemniczy kot miał zamiar go opuścić?
Nie odpoczął jednak zbyt długo. Po chwili rozległ się lekko zachrypnięty głos, przez który Mamrot niemal wystrzelił w powietrze.
- Byłem pewien, że chciałeś złapać wiatr za ogon, dzikusie - odezwał się kocur. Był on jednak inny, niż tamten, którym przemawiał do niego tajemniczy duch. A poza tym, tego właściciela głosu kremowy pręgus akurat dobrze pamiętał!
Z niedowierzaniem przyglądał się, jak podchodzi do niego czarny kocur z poplątanym futrem. Miał białe łaty w dokładnie tych samych miejscach, gdy Mamrot widział go po raz ostatni. Przyjaźnie wpatrywał się w kocurka zielonymi oczami.
Krzywoszczęki potrzebował chwili, żeby ochłonąć. Zaraz potem bez wachania podbiegł do kocura, cały rozradowany.
- Dżoi! To ty?! - zawołał, stykając się po chwili nosami z nowo przybyłym. Joey, bo tak się ten kocur nazywał, przyjął Mamrota pod dach swojej stodoły parę księżyców temu, gdy rozszalała się burza śnieżna. Złotooki bardzo miło wspominał tamto spotkanie.
Czarno-biały kocur zamruczał cicho z rozbawieniem.
- Wyrosłeś przez te księżyce, Mamrocie - miauknął, odsuwając się po chwili od kremowego. - Pewnie już wiele się dowiedziałeś przez ten czas... A teraz znalazłeś swoje schronienie, prawda?
- Można by tak powiedżiecz - odparł krzywoszczęki, którego ogon radośnie sterczał w powietrzu. - To duża grupa kotów, nazywają siebie "Klanem Burzy", a jeden z nich obiecał, że nauczy mnie wszystkiego o ziołach!
Tu pysk zielonookiego przybrał nieco smutniejszy wyraz, co nie umknęło uwadze Mamrota, lecz zanim zdążył o cokolwiek spytać, przerwały mu słowa starszego:
- Dlatego przyszedłem się z tobą pożegnać... Nasze ścieżki już się nigdy nie skrzyżują, Mamrociku...
Złotookiemu na moment odebrało mowę.
- A-ale przecziez mogę powyedżecz czy teraz, jak trafycz do obozu... - zaczął nieśmiało. - Przeczież zansz okoliczę lepiej, nyż ja sam, n-ne możesz mne teraz zostawiacz! - dodał, czując, jak do oczu napływają mu ciepłe łzy. Dopiero co się spotkali, a już to miało być ich ostatnie spotkanie?! Ledwo wyczuł, jak Joey delikatnie trącił go nosem w bark.
- To już niemożliwe, młodziku... - odpowiedział z troską i ciepłem w swoim głosie. - Nie jestem już łapami w tym samym świecie, co ty. Ale nie martw się - tutaj spojrzał w zaszklone oczy Mamrota. - Chociaż już się nie zobaczymy, to ja zawsze będę nad tobą czuwać. Przyjdę do ciebie zawsze, choćbyś miał jakieś najgorsze problemy czy smutki. Przyrzekam ci.
Nasz pręgusek pociągnął lekko nosem. Wtem zauważył, że postać czarno-białego kocura zaczęła znikać, a wszystko znacząco pociemniało.
Ostatnie, co w śnie widział Mamrot, był uśmiechnięty pysk Joeya, mówiący to samo, co wtedy, gdy rozstawali się po raz pierwszy:
- Bądź zdrów, Mamrocie... Bądź zdrów!
***
Ze snu obudził się z przygnębionym nastrojem. On już... nigdy nie zobaczy swojego jedynego przyjaciela? Z oka kapnęła mu malutka łza. Ale zaraz potem przypomniał sobie jego ostatnie słowa i zaczął się uspokajać. "Nie mogę przecież siedzieć i rozpaczać cały dzień!" pomyślał, "Joey patrzy!". Wstał i przeciągnął się, chcąc rozprostować zastygłe w śnie mięśnie. Jeżowej Ścieżki jeszcze nie było, więc postanowił, że wyjdzie złapać trochę świeżego powietrza.
Gdy tylko wystawił nos z legowiska czekoladowego medyka, niemal zderzył z niebieską bicolor kotką. Ta spojrzała na niego z wysoka swoimi niebieskimi oczyma.
- Mokra Gwiazda chce cię widzieć - powiedziała krótko bezuczuciowym tonem. Mamrotowe serce zabiło mocniej. A więc przywódca podjął już decyzję...
Poczuł delikatne ciepło przy swoim boku, co nieco go uspokoiło. Nie pójdzie tam sam, a jeśli go nie przyjmie, to przecież będzie pod opieką najbliższego przyjaciela. Co więc może pójść nie tak?
Delikatnie potaknął i z dudniącym sercem udał się do legowiska lidera. Tak jak poprzednim razem, najpierw ostrożnie wsunął głowę. Wtedy było to głównie z uprzejmości, teraz natomiast był zestresowany.
- Mogę? - spytał, choć jego głos zabrzmiał nieco ciszej, niż planował kremowy pręgusek.
- Tak, wejdź - rozległa się odpowiedź srebrnego kocura. Mamrot wszedł do środka.
Mokra Gwiazda podniósł się na łapy. Teraz wydawał się bardziej wychudzony, ale i dostojniejszy niż wcześniej. Złotooki spojrzał na niego z nadzieją. Ciszę, która naszemu kocurkowi wydawała się wiecznością, przerwały słowa niebieskookiego:
- Postanowiłem, że pozwolę ci dołączyć do mojego klanu. Zostaniesz uczniem medyka.
Gdyby nie fakt, że Mokry dalej mówił, Mamrot wybuchłby teraz radością.
- Ostrzegam jednak, że wiążą się z tym pewne wyrzeczenia - ciągnął dalej srebrny pręgus. - Niedługo odbędzie się twoje mianowanie. Przygotuj się.
Machnął ogonem, patrząc wyczekująco na reakcję krzywoszczękiego. Ten jednak był jeszcze w takim szoku, że potrzebował dłuższej chwili, żeby dotarło do niego, co się dzieje. Po tym ochoczo przytaknął łebkiem.
- Ro-rozumiem, oczywyszczie! - odpowiedział z zająknięciem. Na jego pysku malowała się jedna wielka ulga i radość. Skierował swoje kroki do wyjścia. Ale zanim opuścił legowisko, odwrócił się i rzucił jeszcze wdzięczne: - Dżiękuję, naprawdę bardżo dżiękuję!
"Będę musiał doputać Jeżowej Ścieżki, kiedy wróci, o te szczegóły ceremonii" pomyślał. "Jestem przyjęty! Jestem przyjęty!!!"
notka od administracji: Mokra Gwiazda już nie żyje
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz