Uniosła brwi.
— Co tam mamroczesz?
Bocian skrzywił się jeszcze bardziej. Jego ogon kiwał się na boki. Kostka siedziała z podobną miną.
— No spójrz na nią. — Konopia podeszła do kotki i wydęła jej policzki. — Cały ty tylko kremowa. Wygląda jakby była naszym kociakiem. — stwierdziła.
— Mózg ci zlansowało, lisia bobku? — warknęła Kostka.
Konopia spojrzała z zachwytem na Bociana.
— Nawet mówi jak ty. — pisnęła, wzdychając z zachwytu.
Kremowa kotka jako jedyna przeżyła z rodzeństwa Zarówno i Pajęczynka jak i Strumyk zmarli przez nieszczęśliwy wypadek. Na pewno to odbiło swoje piętno na młodej kotce. W oczach Konopii była zupełnie jak Bocian. Skrywała swoje bóle i żale, prychając i warcząc na resztę społeczeństwa.
— Konopia. — prychnął ostrzegająco Bocian.
Jego zjeżony ogon kiwał się na boki. Kocur zdecydowanie nie miał ochoty już na żarty. Szylkretka podeszła do przyjaciela.
— No już już. — miauknęła, klepiąc go ogonem po grzbiecie. — Myślisz, że kiedyś też się doczekamy takich uroczych bombelków? — mruknęła mu go ucha.
Biały prychnął, odsuwając łapą pysk kotki od siebie.
— Zapomnij. Szybciej dam się lisom zeżreć, lisi bobku.
Konopia uśmiechnęła się lekko.
— No weź. — mruknęła. — Wolisz kocury, czy co?
— Wolę siebie. Miłość jest dla głupich. — stwierdził Bocian, wstając. — Przypilnuj jej do powrotu Ostróżki. Ja muszę coś załatwić.
Szylkretka spojrzała z zaciekawieniem na odchodzącego przyjaciela. Co kocur knuł wiedział chyba jedynie sam Klan Gwiazd.
* * *
Mróz i wilgoć odeszła wraz z pojawieniem się liści na drzewach. Ale ból nie. Konopia źle zniosła porę nagich drzew. Jej legowisko nieszczelne i wystawione na wiatr sprawiało, że kotkę przewiało z każdej strony. Żałowała wtedy, że nie ma kociąt i nie może się skryć w ciepłej kociarni. Siedzenie z Pędrakiem też odpadało. Stary przyjaciel potrafił paroma słowami sprawić, że szylkretka gubiła nagle sens życia. Dlatego unikała jak ognia pigwowca. Większość pory nagich drzew po prostu przeleżała. Bocian we własnej żałobie po swojej mentorce nie ciągał jej nigdzie. Kostka została wojowniczką, więc też nie potrzebowała uwagi ciotki. Ostróżka nadal miała ją gdzieś. Więc gniła w legowisku, śniąc i marząc o lecie. Ciepłych kamieniach, roześmianych pyskach krążących po obozowisku, przyjemnie chłodzącym potoku. Uśmiechnęła się lekko, przekręcając z jednego boku na drugi. — Ej! Wyłaź z tego legowiska, popielico.
Bocian wpatrywał się w jej legowisko z dołu. Konopia niechętnie wyjrzała.
— Łapy mnie bolą, Bocian. Naprawdę. — mruknęła.
Kocur westchnął i wbił pazury w korę. W parę uderzeń serca znalazł się koło niej.
— Suń się. — mruknął.
Konopia przesunęła się, robiąc w legowisku miejsce dla przyjaciela. Biały wbił w nią pytający wzrok.
— Nie patrz tak na mnie. — poprosiła. — Nie wiem czemu. Wschód też nie. Ostróżkę też coraz częściej bolą, ale udaje lepiej niż ja. — westchnęła.
Spojrzała na swoje łapy.
— Bocian, myślisz, że ja umieram?
<Bociek?>
Wróciła moja słodka Konopia <3
OdpowiedzUsuń