Wheee nadrabianko
Oczywiście, przez jakiś czas dziwnie się czuła po śmierci Jarzębinowej Łapy, zwłaszcza, że nie zdążyła wyszkolić jej do końca. Wolne wschody słońca dokuczały dużo bardziej, niż te zawalone morderczymi treningami. Jednak już tego dnia miało się to zmienić. Właśnie dostała kolejnego młodego ucznia, co wystarczająco połechtało jej ego. Co prawda zawsze mogła mentorować komuś lepszemu, ale lepszy syn przyjaciółki niż nikt. Obiło jej się o uszy, że nie jest zbyt inteligentny. Cóż, okazało się to prawdą.
– Proszę pani, Tańcząca Pleśń! – dziecięcy głosik dobiegł do jej osoby.
Skrzywiła się i obróciła powoli w jego stronę. On sobie tak pogrywa czy na serio? Podejrzewała to drugie. Nie słuchała tego, co dalej do niej mówił, puszczając to wszystko mimo uszu. Skupiła się na oburzeniu, machała agresywnie ogonem. Jak on mógł? Tańcząca Pleśń? Pleśń? Przerwała młodemu jego lawinę pytań, wpychając mu swój ogon do pyska.
– Słuchaj i lepiej sobie zapamiętaj. Jestem Tańcząca Pieśń. P i e ś ń. Jasne? – wycedziła przez zęby może ciut zbyt ostro. No cóż, trudno.
Wyjęła ogon z jego małej paszczy, pozwalając mu na odpowiedź. Sama zajęła się czyszczeniem swojej wiecznie machającej części ciała, bo Zimorodkowa Łapa ją zaślinił!
– Jasne! – świeżo upieczony uczeń zdawał się nie robić sobie nic z grożącego tonu vanki.
Oj, będzie ciężko. Pokręciła głową i zaśmiała się ironicznie.
– Dzisiaj jeszcze masz wolne, naciesz się tym ostatnim dniem. Jutro równo ze świtem masz być gotowy do treningu i nie toleruję ani uderzenia serca spóźnienia – oznajmiła, po czym odeszła w tylko sobie znaną stronę, czyli prawdopodobnie do legowiska wojowników.
Oczywiście, przez jakiś czas dziwnie się czuła po śmierci Jarzębinowej Łapy, zwłaszcza, że nie zdążyła wyszkolić jej do końca. Wolne wschody słońca dokuczały dużo bardziej, niż te zawalone morderczymi treningami. Jednak już tego dnia miało się to zmienić. Właśnie dostała kolejnego młodego ucznia, co wystarczająco połechtało jej ego. Co prawda zawsze mogła mentorować komuś lepszemu, ale lepszy syn przyjaciółki niż nikt. Obiło jej się o uszy, że nie jest zbyt inteligentny. Cóż, okazało się to prawdą.
– Proszę pani, Tańcząca Pleśń! – dziecięcy głosik dobiegł do jej osoby.
Skrzywiła się i obróciła powoli w jego stronę. On sobie tak pogrywa czy na serio? Podejrzewała to drugie. Nie słuchała tego, co dalej do niej mówił, puszczając to wszystko mimo uszu. Skupiła się na oburzeniu, machała agresywnie ogonem. Jak on mógł? Tańcząca Pleśń? Pleśń? Przerwała młodemu jego lawinę pytań, wpychając mu swój ogon do pyska.
– Słuchaj i lepiej sobie zapamiętaj. Jestem Tańcząca Pieśń. P i e ś ń. Jasne? – wycedziła przez zęby może ciut zbyt ostro. No cóż, trudno.
Wyjęła ogon z jego małej paszczy, pozwalając mu na odpowiedź. Sama zajęła się czyszczeniem swojej wiecznie machającej części ciała, bo Zimorodkowa Łapa ją zaślinił!
– Jasne! – świeżo upieczony uczeń zdawał się nie robić sobie nic z grożącego tonu vanki.
Oj, będzie ciężko. Pokręciła głową i zaśmiała się ironicznie.
– Dzisiaj jeszcze masz wolne, naciesz się tym ostatnim dniem. Jutro równo ze świtem masz być gotowy do treningu i nie toleruję ani uderzenia serca spóźnienia – oznajmiła, po czym odeszła w tylko sobie znaną stronę, czyli prawdopodobnie do legowiska wojowników.
<Zimorodku? Wstaniesz na trening? I wybacz że takie krótkie :c>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz