*to są czasy dzień przed atakiem stwórcy*
Nie wiem czemu jednak Łasiczy Skowyt chciała porozmawiać, jednak nie w obozie. W lesie, martwię się. Była przygnębiona. To mnie martwi. Idę przez las obok niej. Czemu nie mogła tego powiedzieć w obozie?! Chyba że to coś poważnego … partnerka stanęła i usiadła.
– Zmierzch, nie wiem jak to przyjmiesz jednak musisz wiedzieć.- Popatrzyła smutna w bok. Usiadłam niedaleko niej. Trzęsę się lekko.
– To co się stało? - pytam cicho przerażony. Musi to być poważne. Jednak, skoro muszę wiedzieć.
– Ja przepraszam, że was okłamywałam jednak, nie wiedziałem co robić, więc kłamałam. - Bardzo posmutniała.
– Powiesz? - Patrzę na nią wyczekująco.
– Bo to nie ty jesteś ojcem, Kreciej Norki, Sowiego Szponu, Sarniej Łapy i Modrzewiej Kory, ja przepraszam!- Patrzę na nią przerażony. - Naprawdę cię przepraszam ….
– Ja-a-ak-kk?! - Płaczę głośno. Czemu tak kłamała?!
– Przepraszam-m-m - szepczę kotka. Ona mnie okłamała, okłamała praktycznie cały klan! Wbijam pazury w ziemię. Płaczę jak mały kociak. Te wszystkie chwile, razem. Jak kochająca rodzina, było to kłamstwo!
– Ża-artujesz-z so-o-b-bie? - Patrzę na nią z nadzieją. Nie odpowiedziała tylko pokręciła przecząco głową. Wstaję i biegnę w las. Nie! To kłamstwo! Słyszę za sobą głos Wojowniczki jednak ignoruje go. Zatrzymuje się po długim biegu. Oddycham ciężko.
– Co-o mam zrobić-ć? - szepcze siadając. Mogę je traktować jak własne, mimo tego. Jednak czy to będzie dobre? Nie wiem. Mogę obrazić się i udawać, że nic między nami nie ma, jednak to się nie uda. Jedną słuszną opcją jest traktować je jak swoje. Ostatnia łza spłynęła mi po policzku, będzie dobrze. Na pewno. Prawda boli. Jednak nie będę robić awantur za to. Ja mam honor. Kot bez honoru by robił awantury, kot z chórem przyjmie do wiadomości i zachowa się tak jak powinien. Jeżeli czegoś nie pomyliłem … Szum wzbudził mój niepokój. Co to? Odwracam głowę. Mysz. Jesteś roztargniony, uważaj. Opadam nisko. Zapoluje. Dla klanu. Podszedłem cicho do myszy i rzuciłem się na nią. Zatopiłem zęby w ofierze. Udało się.
– Dziękuje klanie gwiazdy - szepczę i idę w kierunku obozu. Nie może być aż tak źle, racja?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz