Słowa Mokrej Gwiazdy dotarły do Jeżowej Ścieżki jak przez mgłę. Kocur otworzył szerzej oczy, które wlepił w przywódcę Klanu Burzy. Mógł w nich dostrzegł całą rzeszę emocji, w tym głównie zaskoczenie. Jego siostra... myśl, że była bezpieczna i szczęśliwa w Klanie Gwiazdy sprawiła, że zrobiło mu się lżej na sercu.
- U-uśmiechnęła się d-do ciebie... - mruknął, z każdym słowem coraz słabiej.
Mokra Gwiazda posłał w jego stronę ciepły uśmiech, zanim wrócił na mchowe posłanie, które przez pewien czas będzie jedynym zależałym przez niego, otóż czekoladowy tak łatwo nie wypuści poobijanego przyjaciela. Nie, dopóki nie upewni się, że z jego stanem jest wszystko dobrze. Wielu młodszych znosiło już walkę z grupą Stwórcy gorzej, a co miał powiedzieć Mokra Gwiazda? I tak się dobrze trzymał.
Jeżowa Ścieżka chwilo nie potrafił się na niczym innym skupić, niż analizowaniu przekazanych słów. Uśmiechnęła się do niego... jego siostra. Pożegnali się. Przynajmniej to im było dane i pewnie teraz spogląda na nich z góry. Jeżyk uniósł pyszczek, jakby oczekując, że ujrzy nad sobą jej śliczne ślepia i cwany uśmiech, ale jedynie ujrzał kamienny sufit. Westchnął cicho.
- Tęsknię, Psianko. - wyszeptał, wstrzymując łzy, napływające mu do oczu.
Był wrażliwym kocurem i nie mógł się tego wstydzić. Właśnie ta empatia sprawiła, że był takim Jeżykiem. Kocur chwilę siedział w ciszy, wsłuchując się w rytm oddechów oraz przyciszonych jęków bólu, rozmyślając o liliowej kotce, zanim chwycił ziarenka maku i podszedł do Mokrej Gwiazdy.
- Proszę, jedno powinno uśmierzyć ból. Obejrzę twoje rany. - miauknął do przyjaciela, łapą przysuwając mu bliżej czarne ziarenko, który ten połknął.
Nitek przyglądał im się, ale Jeżyk teraz nie mógł odpowiedzieć pająkowi uśmiechem. Zaczął uważnie sprawdzać każdą, nawet najmniejszą rankę, podczas gdy Mokry mógł wreszcie odetchnąć z ulgą, nie czując już pieczenia.
***
Po (o dziwo) spokojnym Zgromadzeniu, chciał porozmawiać z Mokrą Gwiazdą. Lider zdecydowanie miał je najciekawsze. Najpierw olał Tupot, która zirytowała Lisią Gwiazdę do tego stopnia, że ten pewnie byłby w stanie ją zabić, potem dostał szyszkami, żeby jeszcze urządzić sobie mini maraton z biegania. Nie żeby to było złe, przynajmniej lider Klanu Burzy pracował nad kondycją. To na duży plus!
- Dasz radę wrócić do żłobka? Powinnaś leżeć i uważać na swoją łapę. - miauknął spokojnym tonem głosu medyk, kierując swoje słowa do Pląsającej Sójki.
Wieczna królowa posłała mu ciepły uśmiech.
- Wyleczyłeś mnie, kochaniutki. - miauknęła kotka swoim łagodnym głosem.
Pocieszyła ona Jeżyka, który dalej był przybity po śmierci Kucykowego Ogona i właśnie potrzebował takiej wymiany zdań. Zapewniania, że dobrze się spisuje w swoich obowiązkach. Gdyby jego matka żyła, pewnie jej wsparcie zapewniłoby mu ukojenie.
- Do zobaczenia, Pląsająca Sójko! - miauknął za kocicą.
Ta kuśtykając podążyła do wyjścia. Skręcona przednia łapa dawała jej się we znaki, ale nasmarowana papką z leczniczych ziół oraz owinięta w pajęczynę, szybko powinna wrócić do pełni swych możliwości, o ile oczywiście matka Tańczącej Zorzy będzie odpowiednio wypoczywać.
Kiedy kotka opuściła legowisko, ktoś inny do niego wszedł. Na widok znajomego łysego ogona oraz łagodnych ślepi, Jeżowa Ścieżka uśmiechnął się szeroko.
- Mokra Gwiazdo! Akurat miałem pójść cię odwiedzić. - miauknął czekoladowy.
<Mokry?>
Wyleczona: Pląsająca Sójka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz