- Yhym - potwierdziła, że słucha słów medyka i wzięła się do zbierania ziółka. Wiatr zmierzwił jej sierść, a kolorowe liście pognały jakby za nim i po chwili sierść czarno-białej w niektórych miejscach przyozdobiła się nimi. Medyk spojrzał na uczennicę, która z niewiadomych dla niego przyczyn przestała zrywać roślinkę.
- Teraz znacznie lepiej wyglądasz - obojętnym głosem, ale nieco rozbawionym Poranna Zorza musiał zaznaczyć, że kotka została oblepiona liśćmi. Super. Fakt jednak jest taki, że nie często można było w jego głosie wyczuć nutkę rozbawienia. Czyli serio musiała wyglądać niezbyt codziennie.
- Pff, nie będę się tak dla ciebie specjalnie ubierać - trochę złośliwie, ale z przekąsem odburknęła Mgiełka i się otrzepała.
- złośliwa jak zawsze - medyk z lekkim śmiechem wrócił do zbierania gwiazdnicy.
- gburowaty jak zawsze - Mgiełka nie była mu dłużna, ale musiała przyznać, że lubiła przekomarzać się z mentorem. Jednak zawsze musiała mieć na uwadze tę cienką granicę, którą nie raz już przekroczyła.
Poranna Zorza ruszył się z miejsca i poszedł nieco dalej w las. Mglista Łapa udała się za nim i niemal wpadła na mentora. Lekko zirytowana potrząsnęła głową. Przecież mogły jej zioła wypaść! Wtedy medyk kazałby jej je zbierać, nie z nią te numery! Jak miałaby zbierać zioła ze ściółki leśnej? No jak?!
- Ejj! Mogły mi wypaść - nie dokończyła, bo przerwał jej Poranna Zorza, gestem pokazując na zachowanie ciszy. Mgiełka rozglądnęła się, ale żadnego niebezpieczeństwa nie zobaczyła. Co on z niej jaja sobie robił? - Przecież nic tu nie ma! Nie żartuj sobie ze mnie! - Oburzona zwróciła się do medyka.
- Nie robię - z obojętnością rzucił medyk i podszedł do roślinki, która miała kształt liści wspomnianych już wcześniej jaj, a poza tym posiadała dziwne białe kwiatki - to Mewi kwiat, zwany również mewianką, rośnie tylko na terenach klanu nocy - Mglista Łapa podeszła do poznanej roślinki i powąchała ją. Nie pachniała jakoś specyficznie. - Gdy jesteś smutna albo się boisz, możesz jej użyć - zerwał roślinkę. Mgiełka potraktowała to jako niejaki atak w jej stronę jak zresztą większość rzeczy.
- No chyba ty!
- Dobrze spokojnie, nie tak ostro - lekko rozbawiony medyk skierował się w stronę obozu klanu nocy - chodź pora wracać i zobaczyć co tam u twojego brata - powiedział na odchodnym i nie czekając na uczennicę, odszedł. Mgiełka lekko obrażona ruszyła za medykiem.
***
Mgiełka była lekko zmęczona podróżą, więc starała się jak najszybciej znaleźć w legowisku medyków. Wyprzedziła Poranną Zorzę i właśnie dlatego jako pierwsza wtargnęła do legowiska. Łapami niemal zapadającymi się pod ziemię podeszła do głównej półki z roślinami i położyła na niej znalezione w lesie medykamenty. Z początku nie zauważyła małej kulki kręcącej się po legowisku jej i Porannej Zorzy, ale teraz widziała dokładnie. Mała kotka wraz z wcześniej poznanym kolegą, czyli Kaczorkiem hasali sobie w najlepsze, ledwo wyrabiając na zakrętach i nie strącając ziół z półek. No co za koty! Tak dużo czasu poświęca na układanie roślin razem z mentorem, a teraz wszystko wisiało na włosku. Ich cała dotychczasowa praca! Nie zastanawiając się długo podbiegła do pierwszej lepszej kulki, którą okazała się koteczka i chwyciła ją za skórę na karku. Na szczęście Mgiełka urosła od czasów bycia kociakiem i, mimo że była tylko kilka księżyców starsza od rodzeństwa, była wyższa. Teraz było to wybawienie, bo Kaczorek, widząc, wiszącą nad ziemią siostrę również zaprzestał czynności, jaką było bieganie dookoła legowiska medyków. Mgiełka, widząc to, postawiła czekoladową na ziemię. Wściekłym spojrzeniem spiorunowała kociaki.
- Co wy robicie! Wiecie, ile to układaliśmy razem z Poranną Zorzą?! - dała ponieść się emocjom. Krzyczała, Niestety. Po chwili jednak się opanowała i wylizała zmierzwione futro. Usiadła przed zdezorientowanym rodzeństwem i owinęła już dłuższy ogonek wokół łap. Czekała, aż któreś z nich się wytłumaczy, ale ten moment, chyba nie nadszedłby za szybko, więc to ona podjęła się inicjatywy zaczęcia rozmowy.
- Więc czemu biegaliście w kółko po legowisku medyków? - spojrzała podejrzliwie po Kaczorku. Znała już go, więc miała nadzieję na jego odpowiedź, ale ta nie nadeszła. Kocurek odwrócił główkę w odwrotną stronę do uczennicy. Pięknie. Wiedziała, że nie lubi kociąt, ale myślała, że gadanie z nimi to inna bajka, że sobie poradzi. Myliła się. Przerzuciła spojrzenie żółtych ślepi na siostrę kocurka. Miała nadzieję, że ta, chociaż coś powie, chociaż nawet nie poznała jej imienia. Jakim cudem? Ano chyba takim, że nie interesowała się za bardzo kociętami, a jedyny młody osobnik, z którym rozmawiała, to był właśnie Kaczorek. Nic dziwnego, że nie znała nikogo innego. Poruszyła ogonem ze zniecierpliwienia. Czekała.
<Malinka? Co robiliście? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz