***czasy teraźniejsze***
- Nie boję się ciebie, odejdź. - Mgiełka stała się Mglistą Łapą, a cień nadal jej nie zostawił. Jednak ta nadal starała się praktykować radę Króliczej Łapy. Może za którymś razem zadziała? I Mgiełka już na zawsze będzie wolna... Była właśnie w legowisku medyka i układała świeżo zebrane zioła. Już niedługo nie będzie co zbierać, więc teraz medycy Klanu Nocy pracowali na pełnych obrotach. W legowisku na szczęście była sama, a przynajmniej w składziku, bo Poranna Zorza poszedł z jakąś sprawą do lidera. Nie obchodziło to Mgiełki, bowiem miała chwilkę dla siebie samej. Jednak jak niemal zawsze spokój musiał popsuć, nie nikt inny jak cień we własnej osobie.
- To ja sobie poczekam, aż do ciebie dotrze, że właśnie się boisz, tylko starasz się być silna. - Mgiełka znieruchomiała, widząc to, cień postanowił wykorzystać sytuację. - Tak, dobrze myślisz. Ja to wszystko wiem, myślisz, że czemu nic sobie nie robię z twoich słów?
- Bo jesteś gorzej niż lisim bobkiem i najgorszą zarazą? - zrobiła wredne oczka i obróciła się do czarnego.
- Otóż dlatego, że wiem, że po prostu łżesz.
- Nieprawda - cień niemal niezauważalnie się uśmiechnął. Czuł, że Mgiełkę ma już w garści. Co gorsza, czarno-biała o tym wiedziała. Wiedziała, do czego dąży cień i że jest na wygranej pozycji.
- Prawda, prawda, tak samo, jak to, że jesteś słabą, nic niewartą i bezbronną kulką stęchłego futra, które nigdy nie będzie niczym lepszym niż zgniłe lisie bobki! Ponadto, do której ostatnio dociera, że tak bardzo wiarygodny Klan Gwiazdy wcale nie jest taki święty, jak jej się przez całe cholerne życie wydawało! - Mgiełka zaczęła kręcić przecząco głową. Nie wiedziała, czy gorsze było to, że cień właśnie sponiewierał jej już i tak nikłe ego, czy to, że miał rację. W jej oczach pojawiły się łzy, które szybko stłumiła. Nie mogła pokazać aż tak słabości, chociaż w głębi serduszka wiedziała, że cień już dawno wiedział, jak bardzo ją zranił. - To jest prawda, a prawda to nic innego jak zranienia, których lepiej byłoby, żebyśmy nigdy nie odkrywali. Pogódź się z tym wreszcie i daj spokój. - ostatnie słowa wypowiedział nad wyraz spokojnie, po czym zniknął i jak gdyby nigdy nic, zostawił Mgiełkę samą. Znowu była sama, aczkolwiek teraz czuła się sama jeszcze bardziej niż zwykle. Bała się słów jej niechcianego towarzysza, ale miał rację... To najbardziej ją bolało. Zamknęła oczy i przypomniała sobie rozmowę za kociaka z Króliczą Łapą. Teraz stał się wojownikiem o wdzięcznym imieniu "Królicze Serce". On mówił, że też ma przyjaciela, jednak dobrego. Może też miał okropnego, ale może udało mu się go zmienić? Musiała się o tym dowiedzieć i z nim porozmawiać. Ponownie. Jednak miała nadzieję, a wręcz była prawie pewna, że tym razem nie ucieknie. Nie mogła. Jak postanowiła, tak zrobiła. Korzystając z okazji, że medyka nie ma w aktualnie w ich legowisku, wybiegła i udała się na poszukiwanie wojownika. Na jej szczęście właśnie odchodził od stosu ze zwierzyną. Może już zjadł? Zapewne i dlatego musiała się spieszyć. Po raz kolejny jak gdyby nigdy nic, podeszła do kocurka. Nie chciała mu się tłumaczyć. Nie było co. Chciała tylko się czegoś dowiedzieć, a od jakiegoś czasu i tak nie pokazuje emocji, więc Królicze Serce może nie będzie miał jej tego za złe? Czym w ogóle ona się przejmuje? Przecież miała być obojętna...
- Hej - chyba, chociaż wypadało zacząć od tego słowa, co nie? - Opowiesz mi coś o swoim przyjacielu Liściastym Kamieniu? Czy kiedyś był okropny? I jak udało ci się go zmienić? - Nie przejmowała się nawałem pytań. Musiała znać odpowiedź. Zmieniła się i była tego pewna.
<Króliczek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz