- Ale zastanów się! – pisnął podekscytowany kot – Mógłbym go nastraszyć i od razu byłby grzeczny!
Zachodzący Promyk spojrzała na niego ze złością. O co mu chodziło, przecież Noc był wzorem dobrze wychowanego kocięcia! Co prawda od czasu do czasu bił i poniżał swoje rodzeństwo, no ewentualnie groził śmiercią, ale był dobrym kociakiem. Chociaż może, gdyby się przestraszył, byłby trochę… spokojniejszy?
- Zgoda – powiedziała po chwili. Przyciągnęła do siebie Nocka i – wśród jego licznych protestów – złapała go za luźną skórę na karku. Machnęła niecierpliwie burym ogonem, poganiając Barwinkową Łapę.
Największym problemem było opuszczenie tymczasowego obozowiska Klanu Klifu. Wszędzie poza łagodnymi, chłodnymi cieniami sosen upał był praktycznie nie do zniesienia. W dodatku jak wyprowadzić malutkiego kociaka z obozu, gdzie praktycznie wszystko było widać jak na dłoni? Trójka uciekinierów od razu zostałaby dostrzeżona. Zachodzący Promyk rozpaczliwie starała się wymyśleć jakiś pomysł, a wiercący się w jej pysku i wrzeszczący Nocek wcale jej tego nie ułatwiał.
Stanęło na tym, że opuszczą obóz jak gdyby nigdy nic. Taki tam mały „spacerek””, którego celem była lisia nora. Wraz ze starszym uczniem podeszli do wyjścia z obozu, strzeżonego przez Makowy Kielich. Zachodzący Promyk mogłaby godzinami ubliżać tej kotce, jednak w tym momencie miała jedynie nadzieję na szybkie opuszczenie obozu. Liczyła na to, że ruda wojowniczka nie będzie zadawała zbędnych pytań.
- Spacer w taki upał? – fuknęła kocica, wstając i jeżąc sierść. Zachodzący Promyk uśmiechnęła się bezczelnie, a rzucenie jakąś ripostą utrudniał jej wyrywający się Nocek. Barwinkowa Łapa zareagował w odpowiednim momencie, wślizgując się pomiędzy obie kotki.
- Tak, Makowy Kielichu – powiedział z rezolutnym uśmieszkiem – Chcesz się zabrać z nami?
Ruda kocica zmierzyła go pogardliwie wzrokiem, jednak odsunęła się, przepuszczając buraskę i ucznia o oklapniętych uszkach. Zachodzący Promyk niby przypadkiem przejechała jeszcze ogonem po jej pysku.
Tuż po przekroczeniu wyjścia z obozu, Noc zaczął jeszcze bardziej się szamotać. W końcu bura zdecydowała się uwolnić kociaka i położyła go delikatnie na ziemi, na co ten oznajmił że „pójdzie sam”. Buraska przyjęła to z olbrzymią ulgą. Było gorąco jak na patelni, a trel ptaków i szum wiatru sprawiały, że czuła się trochę przytłoczona. Skupiła się jedynie na celu tej wyprawy, a mianowicie na wtłoczeniu Nocy do głowy paru manier.
- Masz paskudne uszy – wypalił dzieciak do Barwinka, przymrużając oczy. Zachodzący Promyk myślała, że zachłyśnie się ze wstydu. O dziwo czarny uczeń, zamiast zganić kociaka, pochylił się i powiedział mu, że dzięki tym „paskudnym uszom” słabiej słyszy chrapanie kolegów z legowiska, co można uznać za atut. Gdy oboje nie patrzyli, buraska poruszyła z rozbawieniem wąsami.
Mimo wszystko, robiło się coraz goręcej. Żar lał się z nieba, a koty coraz łapczywiej chwytały oddechy. W pewnym momencie Zachód miała wrażenie, że zaraz zemdleje, a chwilę później, że będzie musiała zbierać swojego kolegę z ziemi. Popchnęła Noc w stronę pobliskiego krzewu, pod którym była odrobina cienia. Sama z Barwinkiem musiała niestety poopalać się na słońcu.
- Zaczynam wątpić w genialność twoich pomysłów – warknęła, bijąc wściekle ogonem.
- Przejdźmy jeszcze kawałeczek – nalegał czarny kocurek, a bura w końcu na to przystała. Niechętnie wyciągnęła syna spod krzewu i wznowili marsz, co jakiś czas przerywany zirytowanym marudzeniem jej latorośli.
- Wracajmy, nudne zdechlaki – jęknął Noc, zatrzymując się w celu rozmasowania łapek – Nogi mnie już bolą! Gorąco mi! Pić mi się chce!
- Już niedługo – zapewniła żarliwie karmicielka, nie zwracając najmniejszej uwagi na wcale nie najpiękniejszy epitet, jakim została obdarzona.
<Barwinkowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz