Od samego ranka towarzyszyły jej wszystkiego rodzaju bóle brzucha, czuła się paskudnie, wymiotowała, a najgorsze w tym wszystkim było to, że od czasu zaawansowania ciąży nie widziała się z Marcepanem. Tęskniła za niepełnosprawnym kocurem, był dla niej opoką, kimś kto rozumiał jej niedoskonałości, ktoś, kto pomimo sprawnego wzroku potrafił dostrzec świat tak jak ona go malowała.
Nagle z zaskoczenia złapał ją silny i niesamowicie bolesny skurcz wyrywając ją z kontemplacji, kocica jęknęła wydając z siebie agonalne syknięcia. Czuła się, jakby życie z niej uchodziło. Ktoś przechodził obok legowiska, widząc jej zły stan od razu usłyszała wołanie o pomoc jakiejś kotki, ale nie była to zwykła kotka, była to jej bratanica Kawcze Serce, która desperacko szukała Wodnikowego Wzgórza.
Nie musiała długo czekać, bo w ciągu paru minut zjawił się również bury kocur, rzekomy ojciec jej jeszcze nienarodzonych dzieci, bądź dziecka.
Próbowała złapać oddech, wysiłek jaki w to wkładała był niewyobrażalny, bóle w tym czasie zdążyły spowić całe jej ciało, zdawało jej się jakby to zaraz miało nastąpić nie narodzenie noworodka, a odejście matki wraz z dzieckiem.
— Chwyć ją w tym miejscu, musimy szybko ją zanieść do Strzyżykowego Promyka! — zawołał głos, którego przez ogrom bólu nie mogła rozpoznać, kręciło jej się w głowie tak bardzo, że straciła przytomność.
Odzyskała ją już w legowisku medyka, gdzie czekała na nią dobrze jej znana ruda kocica, wraz z Topikową Głębiną.
(tw: krew)
— Na Klan Gwiazdy! Ukróćcie te męki! — Syczała agonalnie, ból wcale nie ustawał. Strzyżyk zaczęła grzebać między ziołami, szukając leków przeciwbólowych. W końcu je dostała, zażyła tak szybko jak tylko mogła sobie na to pozwolić. Tyle działo się dookoła niej, myślała, że poród nie będzie tak strasznym doświadczeniem, choć czego mogła się spodziewać w jej wieku? Komplikacje przy porodzie były wręcz nieuniknione dla kocicy u schyłku wieku reprodukcyjnego.
— Topikowa Głębino, podaj szybko liście aksamitki, bo zaraz ją stracimy! — zawołała ruda kocica, nie ukrywając stresu. Jak to stracimy?! Wodnik stał tuż obok niej pilnując całego zdarzenia, kocur był bardzo zmartwiony widząc niebieską w tak fatalnym stanie.
— Cz-czy to krew? D-dużo krwi! — przeraził się.
Jak dużo było tej krwi, skoro wszyscy byli tak przerażeni. Zamknęła oczy w strachu odruchowo, była niewidoma i nie miała pojęcia jak wiele dzieje się w tym momencie. Po jakimś czasie coraz bardziej zaczęło jej się kręcić w głowie, ból był już na poziomie nie do zniesienia, nawet dla tak zahartowanej kocicy jaką była Mgliste Spojrzenie. Nigdy wcześniej nie czuła czegoś tak okropnego, wydrapanie oczu zdawało się mniej bolesne.
Kilka bić serca później, wszystkie rozmowy zlały się, by następnie zniknąć. Gdy otworzyła oczy, ukazał jej się ciemny las, widziała go, nie był rozmazaną plamą. Jej serce nie biło, czuła kompletną pustkę.
Niespodziewanie to wszystko zniknęło, znów otworzyła oczy tym razem nic nie widząc, tylko kilka kształtów stało przed nią i coś wołało w jej kierunku. Czuła czyjeś ciepło tuż obok siebie, co to było? Było bardzo małe i drobne, zdawało jej się, że należało do niej.
— Mgliste Spojrzenie!
— Ciociu!
— Mglista Zatoko!
Słyszała głosy. Potrząsnęła kilka razy łbem, by sprawdzić czy dalej śni. To nie był sen, leżała w legowisku medyka, wszędzie wokół niej czuła zapach krwi i czegoś co pachniało podobnie do niej. Obróciła się w kierunku niezidentyfikowanego obiektu. Mała niebieska plamka, zlewająca się z jej futrem leżała przy jej brzuchu, to było jej kocię. We własnej osobie. Dziecko, które wydała na ten świat.
— Na Gwiezdnych! Ty żyjesz! — Zawołał Wodnik zbliżając łeb do karmicielki.
Kawcze Serce przysiadła obok, obwąchując nowo narodzonego członka Klanu Nocy.
— Gratuluję ciociu — Uśmiechnęła się ciepło.
— Gratulację Mgliste Spojrzenie, o dziwo przy wielkich komplikacjach urodziłaś zdrowego synka.
— Jakich komplikacjach? — Zapytała medyczkę.
Strzyżyk wydawała się wahać co do odpowiedzi, milczała w końcu, aż zdecydowała się zabrać głos
Niebieska zamyśliła się, kocica nie powiedziała co tak naprawdę zaszło, ona jedna dobrze wiedziała, że straciła życie. Czyli to co widziała podczas swojej śmierci, było miejscem w które trafi.
— Jestem naprawdę szczęśliwa, że przeżyłaś — wymruczała cicho i niezręcznie Kawcze Serce. Mgła uśmiechnęła się do niej, cieszyła się, że rodzina jest razem z nią w tak ważnym momencie.
— J-jak nazwiesz kocię? — wtrącił się asystent medyka.
Jak go nazwie? Nie zastanawiała się jeszcze nad tym. Sięgnęła pamięcią do opowieści jej ukochanego. Kocur opowiadał jej o różnych owocach, które jedzą dwunożni, o słodkich i kwaśnych. W pamięci najbardziej zapadło jej słowo cytrus, które odnosiło się do owoców o bardzo kwaśnym smaku jak to jej wyjaśnił Marcepan. Ustaliła więc imię, Cytrus.
— Cytrus brzmi prześlicznie — wyjawiła zebranym. Grupa klanowiczów nie ukrywała zdziwienia z doborem imienia dla kociaka, nikt jednak nie zamierzał tego kwestionować.
— Tak więc witamy małego Cytrusa w naszym klanie — mruknęła radośnie Kawka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz