Topik trzymał w pyszczku oderwana gałązkę sumaka i z radością biegał z nią po kociarni. Chociaż biegał to za dużo powiedziane, w końcu na tych swoich krótkich nóżkach ledwo mógł wziąć rozpęd. Ale w jego wyobraźni wyglądało to tak, że biega tak bardzo szybko, a jego brudną sierść rozwiewa wiatr na boki. Wyglądał majestatycznie w swojej wyobraźni. Tak się też czuł, więc nie zaprzestawał zabawy. Czarł jednak prysł, gdy jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Kaczuszki. Na jej mordce jak wiecznie gościł grymas.
Przystanął na chwilę czując się speszony wzrokiem, nie rozumiejąc czemu jego własna siostra tak na niego patrzy. Chciał się z nią bawić, lecz ta nigdy nie chciała być jego towarzyszką. Nie mógł więc bawić się w wojnę, a nawet jakby się bawili, to zawsze by przegrywał. Nie miał z nią szans, była silniejsza i doskonale to wiedział.
Tak też spędzał na zabawie czas sam, nie mogąc się już czekać, aż Zajecza Troska urodzi kocięta. Miał nadzieję, że Klan Gwiazdy wysłucha jego próśb. W końcu mieli moc, i taka prośba małego kociaka musiałaby być dla nich pikusiem wśród innych próśb wysłanych do nich przez inne koty. Więc bezproblemu powinien już za parę księżyców bawić się z małymi kocurkami, które ani nie były czarno-białe, ani też czekoladowe, jak on.
Poprawił chwyt na gałązce, po czym znów przystąpił do biegu. Przebierał łapkami kierując się w stronę wyjścia. Bardzo chciał odwiedzić ponownie medyczki, w końcu u nich znajdowało się tyle smakowitych ziół, które kociak chciał spróbować. Tak pięknie zresztą pachniały. A gdy go bolał brzuszek to z radością spożył ziółko, które miało mu pomóc i pomogło, dzięki czemu teraz i przez następne dni mógł dokazywać.
Na podłożu żłobka, za biegającym Topikiem pozostawały interesujące pętlę, fale i inne linie wyryte w ziemi. Zadowolony z siebie młodziak, odłożył w końcu gałązkę na bok. Brakowało tylko jakoś udoskonalić to dzieło, a w tym mogły pomóc muszelki, które mógł przy szczęściu znaleźć na brzegu wysepki. Może i glony czy inne morskie smakowite rośliny udałoby mu się znaleźć? Chcąc niezauważony jak najszybciej opuścić żłobek, by już po chwili do niego wrócić, odwrócił się gwałtownie w stronę wyjścia i w tem jego pyszczek zatopił się w czymś białym. Już miał odezwać się słodko, że przeprasza, gdy dostrzegł poza bielą czarną sierść na głowie kotki, która wpatrywała się w niego starszymi zielonymi ślipiami.
— Ik! — wydał z siebie przerażony dźwięk, gdy dotarło do niego na kogo wpadł. Skulił się i czym prędzej bez słowa chciał jej zejść z drogi, w końcu nie wpadł na pierwszą lepszą kotkę, która przyjęłaby przeprosiny i zaproponowała wspólna zabawę. Właściwie to takich kotek chyba nie było, jak już to tamte starsze kocurki raz czy dwa zgodziły się na zabawę z nim.
Kotką na którą wpadł był to nie kto inny jak czarno-biała diablica, jedna z trzech demonicznych sióstr, które już od pierwszych chwil kocurka na świecie uprzykrzały mu życie — Straszna Gąska.
<Straszna Gąsko, demonico 😖?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz