Płomień położyła zirytowana uszy i owinęła się swoim ogonem.
— W przeciwieństwie do ciebie, odróżniam odwagę od głupoty, a to, co ty uczyniłeś było głupotą. Prowokujesz wprost dorosłego wojownika silniejszego od ciebie, który może zmieść cię z ziemi jednym machnięciem łapy i dziwisz się, że oberwałeś? — parsknęła. — Nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru umierać przedwcześnie. Żeby nie nasza mama to byś już dawno zdechł. Jak Szczypiorek użądlą pszczoły to też wsadzisz bezmyślnie nochal do ula? Tylko zafundowałeś medyczce więcej pracy i matce więcej zmartwień — miauknęła, pewna swojego zdania, po czym spojrzała na brata oceniająco. Naprawdę ta szrama na pysku Rybki to jego sprawka? — Nie wierzę, że twoje łapki były w stanie zrobić mu jakąkolwiek krzywdę, braciszku. Ale doceniam chęci — dodała słodko i cynicznie, klepiąc go lekceważąco po głowie, by jeszcze bardziej go zirytować.
* * *
Siedziała w żłobku, bijąc poddenerwowana rozmową z bratem ogonem. Co on mógł wiedzieć? Phi. Był głupi. Był po prostu głupi.Wrócił już do legowiska i nie była z tego powodu szczęśliwa. Jednak lampeczka zapaliła jej się w głowie, gdy dostrzegła jakiegoś nierudego kocura. Machnęła ogonem.
— Chcesz się dowiedzieć, do czego jestem zdolna i że potrafię obronić naszą rodzinę dwa razy lepiej od ciebie, nie łamiąc tym sobie kości? Proszę bardzo. — powiedziała, po czym wyszła, czując za sobą parsknięcie brata, który jednak wbił w nią uważne spojrzenie, lekko drwiące, jak gdyby wątpił, że była do tego zdolna.
Ona jednak nie zamierzała się zatrzymywać.
— Ej, ty — prychnęła w stronę czarnego, po czym spojrzała na jego brakujący członek i z jej gardła wydobył się zduszony śmiech, który dźwiękiem przypominał bardziej mruczenie. — Czego się gapisz, nierudy plebsie? Mam zły humor, więc lepiej się mi nie stawiaj — warknęła i podskoczyła w jego stronę twardym krokiem, by go zastraszyć, chwiejąc się przy tym lekko, ale utrzymując równowagę na małych łapkach.
Sierść stanęła wojownikowi dęba, po czym szybko przeprosił małą, na którą przypadkiem się natknął.
— Nie stawiam się... już sobie idę... — miauknął żałosnym tonem, próbując ominąć kocię.
— Idziesz? — zaśmiała się cicho, patocząc się mu pod łapy, by jej łup nigdzie sobie nie poszedł. — Nie, słodziutki, nigdzie nie idziesz — fuknęła. — Padaj na ziemię, już.
Kocur spojrzał na nią zdumiony. Zaczął rozglądać się na boki, wahając się.
— Ale... Dlaczego? Gdzie twoja mama? Może lepiej do niej idź?
Zirytowana jego oporem, Płomień machnęła ogonem.
— Zaraz ją tu zawołam i każę ci skopać tyłek i pozbawić wszystkich włosów na ciele, jeśli nie wykonasz mojego polecenia — parsknęła.
Zwęglony Kamień przełknął ślinę.
— No... no dobrze — westchnął i położył się na ziemi, kuląc uszy.
Kotka nie czekała dłużej. Wskoczyła na niego i zaczęła go uporczywie drapać i podgryzać małymi łapkami. Nie była w stanie zadać mu ran, jednak nie zamierzała odpuszczać.
— I teraz rób to co mówię — warknęła, gdy skończyła próbować go bić. — Wstawaj, zaprowadzę cię do mojego brata i masz mu powiedzieć, że rudzi mają tutaj absolutną władzę, a ty i reszta nierudego plebsu powinni nam służyć — rozkazała dumna z siebie, jak gdyby doprowadziła go do skraju wyczerpania.
Czarny wykrzywił pysk, gdy był szturchany przez kocię. Płomień dostrzegała jego wahanie i niezwykle jej się to podobało. Czuła, że ma nad kimś władzę. To było wspaniałe uczucie.
Wstał z nią na swoim grzbiecie, wzdychając.
— Już idę... — Ze spuszczonym łbem dotarł do żłobka, bo jakoś domyślał się, że jej brat był w podobnym wieku co ona. — Który to?
— Ten. — miauknęła z podniesionym godnie podbródkiem, ogonem wskazując na Pożara, który wrócił z legowiska medyka i już mościł się na jednym z posłań. — I nawet nie próbuj nic przekręcać — warknęła. Przez to, że brat podważał jej możliwości opanowała ją kompletna furia. Już ona mu pokaże do czego jest zdolna! Mylił się we wszystkim! — Już. Idź. — ponagliła go twardym tonem, czując coraz to większą dumę, że podporządkowała sobie plebs.
Brązowooki wojownik ruszył do kociaka z usztywnioną łapką. Zauważył na jego pysku zaskoczenie, ale skierowane bardziej na siostrę na jego grzbiecie.
— Em... Rudzi mają absolutną władzę, a ja i reszta plebsu powinniśmy wam służyć — miauknął, czując jak wszyscy w żłobku wbijają w niego wzrok. Skulił bardziej uszy ku tyłowi, przełykając ślinę.
Płomień wypięła dumnie pierś. To było trochę obrzydliwe dotykać nierudego, ale co tam. Ważne, że była na jego grzbiecie, czyli był jej posłuszny! Miała rację! Była lepsza od brata! Była pewna, że mama będzie z niej dumna.
Widziała wstyd odbijający się w oczach i postawie nierudego plebsu.
— Tak, dokładnie. I ja ci to uświadomiłam. Siłą i słowami. Jesteś nikim, kochanie. Powinieneś wiedzieć, że nic nigdy nie osiągniesz — miauknęła, a złość zniknęła z jej twarzy i wstąpił tylko złocisty, zadowolony z siebie uśmiech. Posłała bratu dumne spojrzenie. — I co, braciszku? Założę się, że nigdy nie zmusisz Rybki, żeby na oczach wszystkich przyznał, że jest plebsem, a my panami. — wymruczała. — A mnie się to udało. Nie dziękuj.
Zwęglony Kamień skinął głową, jakby zgadzając się ze słowami małej.
— Tak... Wiem... Dziękuję za uświadomienie...
Uśmiechnęła się szerzej, wciąż wpatrując się w brata długim i wyjątkowo wymownym spojrzeniem.
— I chociaż ten jeden raz przemówiło ci do rozsądku, słoneczko. — miauknęła słodziutko, przypominając sobie jego nieogarnięcie na początku rozmowy. Nierudzi naprawdę byli głupi. — Odnieś mnie na ziemię — warknęła. Trochę chciała się pobawić władzą nad kocurem, dużo starszym od niej, a trochę bała się, że próbując zeskoczyć samodzielnie upadnie na pysk i zepsuje to błyskotliwe wejście.
Jak mogła się spodziewać, wykastrowany kocur wysłuchał jej polecenia i już niedługo jej łapki znowu dotknęły gruntu.
<Pożar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz