- Jaskółcze Ziele. Na złagodzenie uszkodzenia oka.
- To?
- Ziarna maku. Na bezsenność, na uspokojenie.
- A to?
- Trybula, na zainfekowane rany i bule brzucha.
- To?
- Liście jeżyny, na obrzęk po ukąszeniu pszczoły.
Matka podsunęła kolejną roślinę pod pysk burej.
- A co to jest za roślina?
- To…to ogórecznik. Daje się go karmicielką aby produkowały więcej mleka lepszej jakości, oraz kiedy ktoś ma gorączkę. – miauknęła z zawachaniem w głosie cętkowana.
- Dobrze. A to? – spytała starsza, pokazując kotce o żółtych ślipiach kolejną roślinę.
- To…yyy…to…
- Podbiał. Leczy spękane poduszki łap, ułatwia oddychanie i zwalcza kocięcy kaszel. To była pierwsza roślina medyczna, jaką poznałam – miauknęła z radością ale i delikatną nostalgią w głosie błękitna. – medyk Klanu Burzy, Jeżowa Ścieżka, uleczył mnie za jego pomocą z kaszlu. – powiedziała starsza. – szkoda, że od wygnania już się nie widzieliśmy…teraz pewnie już…już nie żyje… - wyszeptała starsza. Krokus położyła uszy, zmartwiona smutkiem matki. Już miała się odezwać, kiedy starsza uniosła głowę, a na jej mordce pojawił się szeroki uśmiech. – całkiem nieźle ci idzie, Krokus. Pójdziemy dzisiaj znowu zbierać zioła. Poszukamy szczawiu i może zbierzemy coś jeszcze, jak się nam napatoczy. – miauknęła.
Zawstydzona i z poczuciem winy Krokus wstała. To przez nią cześć z ich zapasów szczawiu zużyła się ostatnio, bo kotka raz rankiem schodząc z drzewa poślizgnęła się i spadła. Co prawda z dość niskiej wysokości, ale jednak zrobiła sobie porządne zadrapanie. Czuła się winna, winna tego, że dla jej zdrowia matka używa zioła, które mogły by się przydać jej samej w przypadku zranienia.
Wywiniętoucha podążała za srebrną kocicą, rozglądając się w tym samym czasie za poszukiwaną rośliną o ostrym smaku. Po pewnym czasie spacerowania w kierunku rzeki ona i podstarzała kocica natrafiły na duże połacie świeżego szczawiu o dużych liściach. Ona i srebrna zabrały się do zbierania, przy okazji matka pokazała jej także inne znalezione przez nią zioła.
- To łopian – miauknęła starsza, patrząc na roślinę o ogromnych liściach. – można go poznać nie tylko po charakterystycznym wyglądzie, ale i ostrym zapachu. Jego korzeń oczyszcza się z ziemi i przeżuwa na papkę, która pomaga na ból po zainfekowanych ugryzieniach szczurów, zapobiega również infekcjom po nich. Przydatna, szczególnie, kiedy jest się w mieście, bo tam aż roi się od tych gryzoni. – dodała matka, po czym zaczęła odkopywać korzeń rośliny.
- A co to za roślina? – spytała bura, odkładając zebrany szczaw na ziemi i przyglądając się roślinie o wysokiej łodydze i migdałowatych liściach.
- To gwiazdnica, zwalcza zielony kaszel jak się ją zje. – miauknęła starsza po uniesieniu głowy znad wykopanego dołka. Po chwili dało się usłyszeć jak starsza odrywa korzeń od reszty rośliny. – tfobrze, mamfy korzfeń ołpfianu – wymruczała przez zapełniony pysk błękitna. Skinęła głową córce, aby ta zerwała również gwiazdnicę rosnącą tuż przed pyszczkiem cętkowanej. – mofemy już fracać – powiedziała, po czym ruszyła w drogę powrotną do ich małego składzika pod pewnym miłym głazem. Miodowooka ruszyła za nią, powtarzając w głowie nazwy nowo poznanych medykamentów.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz