— Szukałem cię, Agreście — zaczął Krwawnik, gdy czekoladowy podniósł głowę. Czy nie mógł zostawić go w spokoju? Nie było widać, że jest zajęty? Rozmowa z kimkolwiek to ostatnia rzecz, na jaką miał teraz ochotę. — Słyszałem, że zaatakowałeś podczas treningu Stokrotkę. Chciałbym wiedzieć, dlaczego rzuciłeś się na moją siostrę z taką agresją. To taka niewinna istotka, czym ci zawiniła? – Agrest poczuł rosnącą gulę w gardle na wspomniane tego, co się przed chwilą stało. No tak, przecież Krwawnik był jej bratem. To oczywiste, że się zmartwił. Tylko co Agrest miał mu powiedzieć? Że sam nie wie, jak to zrobił? Że pobił jego siostrę przez przypadek? — Nie będę cię oceniał, ale wolę nie żyć w lęku, że śpię nieopodal mordercy — Nie będzie go oceniał? Zaraz. Morderca? Wiedział, kim on jest? — Swojego brata też zabiłeś? — zapytał uczeń, cofając się do wyjścia z legowiska.
Momentalnie wryło go w ziemię. Co on właśnie powiedział. W jednej chwili jakaś część Agresta pękła, uwalniając wrzącą ciecz wprost do jego żył. On go zabił? On go zabił?!
— Nie zabiłem swojego brata! — wrzasnął, pełen oburzenia. Dogłębnie urażony, iż ktokolwiek mógł tak pomyśleć. On mógł tak pomyśleć. I jak „też”?! — Ani nikogo innego!
— Przestań krzyczeć! — pisnął niebieskooki, cały się kuląc. — Boję się ciebie.
Słowa młodszego zadziałały niczym kubeł zimnej wody na bicolora. On się go… bał? Spuścił wzrok na własne łapy. Kim on się stał, że dawny kolega z czasów żłobka, teraz obawiał się nawet stać w pobliżu niego.
— Przepraszam — wykrztusił, choć gorzki smak wciąż pozostał na jego języku. — Ja… naprawdę, czemu miałbym chcieć jakikolwiek go skrzywdzić?
— Dlaczego miałbyś chcieć skrzywdzić Stokrotkę?
Przełknął ślinę, mając wrażenie, że zaraz będzie chory. No właśnie. Dlaczego? Pragnął zostać wchłonięty przez mech, na którym leżał i już nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Po prostu zniknąć.
— T-to… to nie było umyślnie. Ja naprawdę lubię Stokrotkę. I-i… po prostu… — Urwał, by załkać żałośnie. Tego wszystkiego było za dużo. — Wiem, że to brzmi strasznie, a-ale to był wypadek. — Krwawnik nie wyglądał, jakby mu uwierzył. Spanikowany Agrest postanowił kontynuować, nim kocur zdążył coś wtrącić. — Takie coś pierwszy raz mi się zdarzyło i nigdy więcej się nie powtórzy — obiecał zarówno swojemu rozmówcy, jak i sobie samemu. — Jakby, wtedy cały czas w głowie miałem tego mordercę. Wiesz, po prostu nie mogę przestać o nim myśleć. — Pokręcił głową, opartą na łapie. — To okropne.
— Nawet nie jestem w stanie znaleźć słów, które wyrażałyby to okrucieństwo — westchnął Krwawnik. — I…
— I najgorsze jest to, że nikt nic nie robi. Błysk… ona powinna działać! Ma tyle możliwości i z niczego nie korzysta!
Krwawnik wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę.
— Jakie zatem rozwiązania byś proponował?
— Powinna obserwować. Każdego z nas. — Zmrużył oczy. — Lub wyznaczyć do tego zaufanie osoby. A jak już go znajdą – zabić. Zanim on zabije nas wszystkich.
Momentalnie wryło go w ziemię. Co on właśnie powiedział. W jednej chwili jakaś część Agresta pękła, uwalniając wrzącą ciecz wprost do jego żył. On go zabił? On go zabił?!
— Nie zabiłem swojego brata! — wrzasnął, pełen oburzenia. Dogłębnie urażony, iż ktokolwiek mógł tak pomyśleć. On mógł tak pomyśleć. I jak „też”?! — Ani nikogo innego!
— Przestań krzyczeć! — pisnął niebieskooki, cały się kuląc. — Boję się ciebie.
Słowa młodszego zadziałały niczym kubeł zimnej wody na bicolora. On się go… bał? Spuścił wzrok na własne łapy. Kim on się stał, że dawny kolega z czasów żłobka, teraz obawiał się nawet stać w pobliżu niego.
— Przepraszam — wykrztusił, choć gorzki smak wciąż pozostał na jego języku. — Ja… naprawdę, czemu miałbym chcieć jakikolwiek go skrzywdzić?
— Dlaczego miałbyś chcieć skrzywdzić Stokrotkę?
Przełknął ślinę, mając wrażenie, że zaraz będzie chory. No właśnie. Dlaczego? Pragnął zostać wchłonięty przez mech, na którym leżał i już nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Po prostu zniknąć.
— T-to… to nie było umyślnie. Ja naprawdę lubię Stokrotkę. I-i… po prostu… — Urwał, by załkać żałośnie. Tego wszystkiego było za dużo. — Wiem, że to brzmi strasznie, a-ale to był wypadek. — Krwawnik nie wyglądał, jakby mu uwierzył. Spanikowany Agrest postanowił kontynuować, nim kocur zdążył coś wtrącić. — Takie coś pierwszy raz mi się zdarzyło i nigdy więcej się nie powtórzy — obiecał zarówno swojemu rozmówcy, jak i sobie samemu. — Jakby, wtedy cały czas w głowie miałem tego mordercę. Wiesz, po prostu nie mogę przestać o nim myśleć. — Pokręcił głową, opartą na łapie. — To okropne.
— Nawet nie jestem w stanie znaleźć słów, które wyrażałyby to okrucieństwo — westchnął Krwawnik. — I…
— I najgorsze jest to, że nikt nic nie robi. Błysk… ona powinna działać! Ma tyle możliwości i z niczego nie korzysta!
Krwawnik wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę.
— Jakie zatem rozwiązania byś proponował?
— Powinna obserwować. Każdego z nas. — Zmrużył oczy. — Lub wyznaczyć do tego zaufanie osoby. A jak już go znajdą – zabić. Zanim on zabije nas wszystkich.
<Krwawniku? Starałam się, żeby nie brzmiało to sztucznie, ale już sama nie wiem>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz