Z dumą słuchała słowa podziwu kociaka. Niby zwykłe mianowanie na ucznia, a każdy gratulował jej tego tak, jakby osiągnęła swój najwyższy cel w życiu. Podobała jej się ta wszechobecna uwaga i z miłą chęcią wchłaniała pochlebstwa. Nikt nie wspomniał jej jeszcze, jak piękne ma futro, ale postara się przeżyć tą niegodziwość.
- No widzisz, ciebie też wkrótce to czeka - miauknęła przyjaźnie, chcąc zaprezentować się jako ta starsza i kulturalna koleżanka, która wręcz świeci dobrym przykładem, a pozytywna aura bije od niej na odległość co najmniej całego terenu przeciętnego klanu. - Wszyscy będą wołać twoje imię, a potem pochwalą cię za to, że w ogóle dożyłaś tej ceremonii - stwierdziła. Sama nie wiedziała, jak dała sobie radę tyle czasu z braćmi w żłobku. Nie raz była bliska szaleństwa, ale w końcu takie idealne istoty jak ona nigdy nie ulegają agresji. Nie może się denerwować, nawet wtedy, gdy ma ochotę wbić pazury w futro pewnego rudzielca.
- U mnie pewnie będzie trochę inaczej - przyznała młodsza, czym wzbudziła w Motylej Łapie ciekawość i zdziwienie. Dlaczego tak uważała? Przecież schemat był ten sam, przynajmniej Rozkwitający Pąk jej tak mówiła. Nic nie powinno być inaczej.
- W jakim sensie? Co to znaczy? - spytała zaintrygowana.
- A lubisz niespodzianki? - odparła pytaniem płowa. Szylkretka skrzywiła się, marszcząc nosek.
- Lubię... - zaczęła niepewnie, próbując doszukać się ukrytego podstępu.
- No to dowiesz się za jakiś czas - rzekła tajemniczo koteczka.
- No widzisz, ciebie też wkrótce to czeka - miauknęła przyjaźnie, chcąc zaprezentować się jako ta starsza i kulturalna koleżanka, która wręcz świeci dobrym przykładem, a pozytywna aura bije od niej na odległość co najmniej całego terenu przeciętnego klanu. - Wszyscy będą wołać twoje imię, a potem pochwalą cię za to, że w ogóle dożyłaś tej ceremonii - stwierdziła. Sama nie wiedziała, jak dała sobie radę tyle czasu z braćmi w żłobku. Nie raz była bliska szaleństwa, ale w końcu takie idealne istoty jak ona nigdy nie ulegają agresji. Nie może się denerwować, nawet wtedy, gdy ma ochotę wbić pazury w futro pewnego rudzielca.
- U mnie pewnie będzie trochę inaczej - przyznała młodsza, czym wzbudziła w Motylej Łapie ciekawość i zdziwienie. Dlaczego tak uważała? Przecież schemat był ten sam, przynajmniej Rozkwitający Pąk jej tak mówiła. Nic nie powinno być inaczej.
- W jakim sensie? Co to znaczy? - spytała zaintrygowana.
- A lubisz niespodzianki? - odparła pytaniem płowa. Szylkretka skrzywiła się, marszcząc nosek.
- Lubię... - zaczęła niepewnie, próbując doszukać się ukrytego podstępu.
- No to dowiesz się za jakiś czas - rzekła tajemniczo koteczka.
***
Wszystko stało się jasne, gdy Śnieżynka, zamiast standardowo wstąpić na drogę wojownika, zboczyła na ścieżkę medyka. Niby nie wywołało to wielkiego zdziwienia u czarnej, ale i tak się tego nie spodziewała.
Pewnego luźniejszego popołudnia postanowiła odwiedzić koleżankę w jej nowym środowisku. Po treningu z Cisową Kołysanką zawędrowała do miejsca, które zawsze kojarzyło jej się z chorobą i smutkiem.
- Czyli tak to ci się teraz żyje...- mruknęła już na starcie, wchodząc do legowiska uzdrowicieli. Od razu uderzył ją smród wszelkiego rodzaju roślin i ziół leczniczych. Właściwości pewnie miało to dobre, ale pachniało paskudnie i żołądek skręcał jej się w momencie, gdy ostra woń jakiegoś zielska drażniła jej nozdrze.
- O, Motyla Łapo! Cześć. - Uśmiechnęła się do niej płowa, pojawiając się przed nią znikąd, niczym duch. - Przyszłaś mnie odwiedzić, czy masz może jakąś sprawę? Dolega ci coś? - spytała, uważnie się jej przyglądając.
- Ze mną wszystko dobrze. Jestem idealnym okazem zdrowia! - stwierdziła dumnie, siadając nieopodal kotki. - Podziwiam cię, ja bym nigdy nie została medyczką - mruknęła.
- Dlaczego tak uważasz? - spytała.
- Chciałabym mieć kiedyś kocięta, a wam tego nie wypada. Rozumiem oczywiście decyzję Klanu Gwiazd, więc wiem, że ja po prostu bym się do tego nie nadawała - przyznała. Gdyby nie obecność Jastrzębiego Podmuchu przez większość jej dzieciństwa, najpewniej wyśmiałaby idee słuchania się przodków na chmurkach. Teraz jednak wiedziała, że wiara w nich jest jednym z ważniejszych aspektów życia.
Pewnego luźniejszego popołudnia postanowiła odwiedzić koleżankę w jej nowym środowisku. Po treningu z Cisową Kołysanką zawędrowała do miejsca, które zawsze kojarzyło jej się z chorobą i smutkiem.
- Czyli tak to ci się teraz żyje...- mruknęła już na starcie, wchodząc do legowiska uzdrowicieli. Od razu uderzył ją smród wszelkiego rodzaju roślin i ziół leczniczych. Właściwości pewnie miało to dobre, ale pachniało paskudnie i żołądek skręcał jej się w momencie, gdy ostra woń jakiegoś zielska drażniła jej nozdrze.
- O, Motyla Łapo! Cześć. - Uśmiechnęła się do niej płowa, pojawiając się przed nią znikąd, niczym duch. - Przyszłaś mnie odwiedzić, czy masz może jakąś sprawę? Dolega ci coś? - spytała, uważnie się jej przyglądając.
- Ze mną wszystko dobrze. Jestem idealnym okazem zdrowia! - stwierdziła dumnie, siadając nieopodal kotki. - Podziwiam cię, ja bym nigdy nie została medyczką - mruknęła.
- Dlaczego tak uważasz? - spytała.
- Chciałabym mieć kiedyś kocięta, a wam tego nie wypada. Rozumiem oczywiście decyzję Klanu Gwiazd, więc wiem, że ja po prostu bym się do tego nie nadawała - przyznała. Gdyby nie obecność Jastrzębiego Podmuchu przez większość jej dzieciństwa, najpewniej wyśmiałaby idee słuchania się przodków na chmurkach. Teraz jednak wiedziała, że wiara w nich jest jednym z ważniejszych aspektów życia.
<Ośnieżona Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz