Zamurowało ją na te słowa. Chciała się cofnąć, uciec, ale, choć miałaby siłę, coś trzymało ją nieruchomo i nie pozwalało nawet drgnąć. Nazwał ją… Ciocią? Czym sobie zasłużyła na takie miano? Nie pamięta, czy kiedykolwiek w ogóle się do niego szczerze uśmiechnęła. A on i tak darzył ją ogromnym ciepłem, jakiego zdecydowanie nie powinna od niego dostać. Wypuściła powietrze z płuc, a razem z nim uleciały z niej praktycznie wszystkie złe emocje. Napięcie minęło, zostawiając za sobą tylko nutę ciężkiej goryczy.
– Tak… Chodźmy – mruknęła, mimo wszystko głosem tak samo beznamiętnym jak zwykle.
Koniec końców nie zdradziła kocurkowi, co takiego miała powiedzieć Cyprysowej Szyszce. Ale może to nawet i lepiej.
***
I już nigdy mu nie powie, bo on już nie żyje. Tak po prostu. Zniknął i więcej go nie zobaczy. Jak wszyscy inni, do których zdążyła się jakkolwiek przywiązać. Jak wszyscy, których tolerowała bardziej niż resztę klanu. Jak… Cyprys. Nawet Barwinek polazł do gwiazdek i ona siedziała w starszyźnie zupełnie sama. Czuła pustkę.
Właśnie, starszyzna. Do teraz nie może przeboleć tego faktu, że stała się już zwykłą, jęczącą staruchą, której trzeba wymieniać posłania, podstawiać żarcie pod nos i troszczyć się nieustannie. Powinna się cieszyć, że przeżyła tak długo i dumnie nosić miano jednego z najbardziej doświadczonych kotów w klanie, a zamiast tego czuła się po prostu słaba. Jej wygórowane ambicje chciałyby, aby mogła pozostać na pozycji wojownika aż do grobu. Nigdy nie chciała dożyć starości. Nie chciała być zależna od innych, nie chciała, aby to inni pomagali jej. Już i tak za długo opierała się przed przeniesieniem swojego legowiska właśnie tu, do starszych. A dzisiaj, nie dość, że jest ślepa, to jeszcze zaczynała mieć wrażenie oraz obawy, że i jej słuch już nie jest tak czuły, jak kiedyś był. Czuła złość. Jeszcze trochę, a będzie zupełnie bezbronna.
Nie może tak skończyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz