Katastrofa wciąż trwała. Stres, panika, obawa o utratę życia. Był to pierwszy raz, kiedy dawna pieszczoszka czuła coś takiego. Ona i koty, które przeżyły przebywały teraz na terenie obok rzeki. Wiele osobników potrzebowało różnych medykamentów, a w miejscu w którym byli było ich bardzo niewiele. Plusk biegała od kota do kota, krztusząc się swoim płaczem. To, co widziała wcześniej ucięło kawałek jej. Tak bardzo. Krew, krzyki... chciałaby pomóc każdemu. Nie była w stanie. Porwania przez tych okropnych dwunożnych, kopnięcia, szarpanie... wrzask jej mentorki... k-która... została rzucona... z wielkiej odległości... jej rozbita głowa... jej bezradne, martwe ciało. Ruda nie panowała nad sobą. Drżała, siedząc na podłożu przykrytym roztapiającym się śniegiem. Ten głupi Bez, był jedynym bliskim który jej pozostał, tylko on... nie mogła się z tym pogodzić! Przemoczone zioło wypadło z jej pyska, chlusnęło o ziemię. Machała ogonem na lewo i prawo. Patrzyła w dół. Wnet, jej wzrok został przekierowany na spanikowanego vana. Czyli głuchego kocura, brata... szylkretowej medyczki. Pręgowana wystawiła pazury, zrobiła sus do przodu, pognała w jego kierunku, wyglądała jak dzikie zwierzę. Kocur był przerażony i zdezorientowany. Niczego się nie spodziewał, niezgrabnie próbował się odsunąć, lecz to na nic. Został przyciśnięty do ziemi z ogromną siłą przez pazury ucznia Niezapominajki. Plusk była najeżona, trzymała swoimi szponami łapy wojownika.
- Czy ty wiesz... że twoja siostra... nie żyje?! - wrzasnęła kocurowi do ucha. - Widziałam jej krew, widziałam jej rozbitą czaszkę! Mój przyjaciel, Raróg, też nie żyje! Jego partnerka też jest... martwa! Zostawili... dzieci... swoje, piękne dzieci. Kochane, niczemu winne! Biedne... co dopiero leczyłam... Jeżynek... został porwany, przez te potwory! Większość kotów jest martwa! Nawet mentorka Fretki została zamordowana! Mogłam je chronić! Ale jestem tylko głupim medykiem, wiem już ile straciłam! A ty, nawet nie wiesz co bym zrobiła, gdybyś był martwy! Czy ty tego nie rozumiesz?! NIE ROZUMIESZ?! - krzyczała ile sił w głosie, miała ochotę po prostu się wyżyć. W tym momencie kotka uniosła łapę w kierunku głowy kocura, lecz on zdążył się podnieść i wyślizgnąć. Pewnie nawet nie wiedział, co miała na myśli. W końcu był głuchy i nawet tego nie słyszał.
Ruda uciekała w kierunku reszty kotów, krzycząc za sobą „przepraszam”. To wszystko działo się tak szybko. Za szybko. Nie mogła pomagać klanowi w takim stanie. Starała się uspokoić, klan czekał. Na zioła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz