– Umarłem – miauknął bury.
Przez parę uderzeń serca było słychać jedynie zimny wiatr szumiący w koronach drzew. Brzask przyglądał się jak przez pysk czarnego przetaczają się fale emocji. Zaskoczenie, niezrozumienie, szok, niedowierzanie, dezaprobata. Wciąż uśmiechał się słabo, ale zmęczenie coraz silniej przebijało się przez ten wątły grymas. Ledwo dosłyszalnie zaburczało mu w brzuchu.
– A jeże latają – parsknął w końcu Kawka, jakby dźwięk głodu głodu go otrzeźwił.
Bury zaprzeczył, lekko potrząsając łbem, nie spuszczając oczu z brata.
– Wróblowa Gwiazda zmarł z powodu czerwonego kaszlu.
Czarny ledwo widocznie zjeżył futro i cofnął się o krok. Uśmiech Brzasku nabrał bardziej gorzkiego wyglądu.
– To wszystko Borsuk. Chciała mnie ratować. No i udało jej się. – Zaśmiał się do siebie jak z jakiegoś żartu, który tylko on potrafił zrozumieć. – Umarłem ale wróciłem. Wróblowa Gwiazda umarł. Brzask wrócił.
Błękitne ślepia, jedyny element wyglądu którego nie mógł zmienić, spoczęły na czarnym kocurze. Wyglądał jakby to, co usłyszał to było dla niego zbyt wiele. Obserwując go Brzask nie miał pewności, czy kocur uwierzył w choć jedno jego słowo, nie mógł być także pewnym, że nie rzuci się zaraz na niego. Brązowe ślepia wpatrywały się w niego uważnie. Łapy czarnego drżały.
– Kawko? – miauknął trochę zbyt spokojnie, za długo rozwodząc się nad każdą głoską, zapominając o poprzednim "imieniu" kocura. Jego serce gwałtownie przyspieszyło.
<Kawko? :')>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz