Przeniosła wzrok na miejsce, z którego przemawiał Jesionowa Gwiazda, po czym skrzywiła pysk. Nie była pewna co do pomysłu przyjaciela i szczerze mówiąc - średnio miała ochotę pakować się w jakąś chorą akcję. Co prawda nie oznaczało to, że nagle miała kija w dupie i była sztywna niczym trup, jednakże wolała uniknąć sytuacji, gdyby nagle ktoś zaczął się do niej dowalać albo chrzanić, że jest nieodpowiedzialna. Wystarczy, że miała na głowie Borsuczy Warkot, który dosłownie czekał na każdy jej fałszywy ruch, wręcz każde potknięcie.
Zboże nie miała zamiaru dać mu tej satysfakcji.
Zamiast tego zaproponowała wspólne polowanie, na którym mogliby się chociaż przez chwilę zrelaksować i powydurniać. Wieczornik co prawda pokręcił z początku nosem, jednakże po kilku uderzeniach serca przystał na propozycję przyjaciółki.
— A zatem! Łowy czas zacząć! Niech klan gwiazdy będzie naszym drogowskazem! Pomyślnym wiatrem i... ten, tego... błogosławieństwem?
Wieczornik wyciągnął łapę przed siebie, zawieszając się na moment. Skrzywił pysk, marszcząc dodatkowo brwi. Kocur chciał chyba wyglądać niczym koci filozof, bowiem na dobitkę posmyrał jeszcze swoją brodę.
— Nie myśl tyle, jeszcze mózg ci się spali — bengalka wyminęła srebrnego, truchtając w kierunku kamieni. Wskoczyła na jeden, później na drugi, zgrabnie zeskakując na brzeg. Miękka trawa i szum wiatru były czymś, czym ich polana się charakteryzowała.
Na dodatek po wojnie z klifiakami mieli jej jeszcze więcej.
Zboże zamruczała z aprobatą, dając nura między wysoką trawę, tylko koniuszek pstrokatego ogona dawał znać o położeniu zastępczyni.
* * *
Wpatrywała się morderczym wzrokiem w Borsuczy Warkot, który szeptał coś Ognistemu Językowi na ucho, kocica wydawała raz po raz wściekły pomruk, aż Wieczornikowe Wzgórze musiał ją odciągać. Przeczuwała, że chwila spokoju w klanie nocy to tylko cisza przed burzą i prędzej czy później, coś pierdolnie. Kocur zachowywał się zdecydowanie zbyt podejrzanie, szczególnie jak na niego. Owszem, zawsze był dupkiem i zasmarkanym sukinkotem, jednakże Zboże dostrzegła coś, co ani trochę się jej nie podobało.
— On coś knuje
— Kto? Że Borsuk? Kochana, chyba masz paranoję! Jest zbyt gruby i leniwy
— Gówno prawda
Kocica syknęła, przenosząc brązowe ślepia na czarno-białego chłystka, który poruszał wąsami w aprobacji, na słowa starszego wojownika. Borsuk rozejrzał się dookoła, napotykając gniewną minę zastępczyni.
Prychnął, uśmiechając się złośliwie.
Zbożowy Kłos czuła, jak każda część jej ciała wrzeszczy, by spuścić kocurowi wpierdol życia. Powstrzymała się jednak od tego i jedynie zmarszczyła brwi. Zaniepokojony Wieczornik odciągnął ją dalej, mówiąc coś o wspólnym łowieniu ryb.
Kotka nie była jednak w nastroju.
Borsuczy Warkot zdecydowanie coś knuł i jeśli sytuacja będzie tego wymagała - rozwlecze jego flaki niczym strawę dla wron po całym obozie. Szczególnie, jeśli skrzywdzi bliskie jej koty.
Skoro czarny wojownik chciał się bawić - proszę bardzo.
Tylko do tanga trzeba było dwojga. A on jeszcze nie miał pojęcia, do jakiś zagrywek zdolna jest jego zastępczyni.
< Wieczo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz