- Patrz co złapałem!
Do uszu kotki dotarł podekscytowany krzyk Jabłka. Poruszyła lekko wąsami. Akurat była w pobliżu i widocznie nie tylko ona wybrała się poza obóz. Dorosłe dzieci Leszczynki nareszcie spędzały ze sobą czas. Od dawna była świadkiem tego, że siostry odpychały od siebie Jabłko. Nie wiedziała jednak, co jest tego powodem. Widok kremowego i szylkretki razem był więc ulgą, która zapewne ucieszy również Leszczynkę. Rozumiała zmartwienia przyjaciółki, sama miała kocięta i jeśli jej dzieci by się ze sobą nie dogadywały, to zrobiłaby wszystko, żeby to zmienić.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że polujesz.- miauknął znowu kremowy.
- Mogłeś po prostu otworzyć ślepia. Skradałam się.
- Sorka, ale patrz! Na pewno Stokrotka będzie szczęśliwa z takiego jedzenia.. - zaczął.
Nie wiedzieli o jej obecności. Ale ona doskonale ich słyszała. Rozmowa rodzeństwa się urwała, usłyszała odgłos kroków. Co się stało? Kotka wyszła z ukrycia i odprowadziła spojrzeniem znikający ogon Brzoskwinki. Potem przesunęła pytający wzrok na wojownika, oczekując szybkiej odpowiedzi. Jabłko zerknął w stronę liderki i wzruszył ramionami.
- Ma swoje humorki.
- Nie biegniesz za nią? - westchnęła czarna kotka.
- Po co? Żeby znowu zarzuciła focha? Ona i Cicha są siebie warte. - prychnął kremowy. Jego ogon poruszył się, zdradzając panujące napięcie.
Szyszka uśmiechnęła się do niego smutno. Jako ciocia nie mogła zawieść.
- To twoje siostry, Jabłko. Jesteście już dorośli, powinniście się pogodzić. Musicie się wspierać. - miauknęła troskliwie liderka. - Chociaż spróbujcie.
- To one mnie odtrącają. - miauknął krytycznie Jabłko.
- Więc ty je do siebie przyciągnij. - łagodne miauknięcie Szyszki dotarło do uszu wojownika. Ten niepewnie skinął głową. - Pójdę po nią. Zabierz zwierzynę do obozu. Stokrotka pewnie jest głodna.
Czarnulka ruszyła za zapachem córki Leszczynki. Prowadził ją w stronę strumienia. Przyspieszyła kroku licząc, że zaraz zobaczy szylkretową kotkę. Usiadła nad wodą i rozejrzała się w jej poszukiwaniu. Nigdzie jednak nie dostrzegła kotki. Z westchnieniem zerknęła na własne odbicie.
- Ciociu!
Usłyszała Brzoskwinkę i niemal od razu później kotka wtuliła się w jej futro.- P-powiedz, że zawsze będziesz.... Moją ciocią. Że mnie nie zostawisz!- przycisnęła się jeszcze mocniej.
Ojej. Zaskoczona Szyszka przez chwilę stała zesztywniała. Szybko się jednak opanowała i otuliła ogonem młodą uczennicę.
- Nie zostawię cię. Zarówno za swojego życia, jak i po mojej śmierci, będę przy tobie. Zawsze możesz mnie poprosić o radę, wsparcie, lub po prostu zwykłą obecność, a ja nigdy cię nie zawiodę, kochanie. - miauknęła łagodnie Szyszka. Liznęła za uchem szylkretową kotkę, chcąc dodać jej otuchy. Chyba podziałało, bo Brzoskwinka ostatni raz pociągnęła nosem. Uspokoiła się. Widocznie potrzebowała takiego zapewnienia.
- Ja pytam poważnie!
- Wybacz. - czarnulka posłała w jej stronę przepraszający uśmiech. Następnie ponownie przyjrzała się zwierzynie, leżącej obok łap rudej kotki. Wiewiórka, nornica i wrona. Trzy świeże smakołyki. - Możemy wziąć wszystkie. Stokrotka i Błysk również się ucieszą z pożywienia. Ale dla Brzoskwinki mmm może wiewiórka? Ma najwięcej mięsa, a ona teraz tego potrzebuje.
Nadal nie mogła uwierzyć, że Brzoskwinka została matką. Przecież pamiętała, jak bawiła się z koteczką w żłobku. Teraz była już dorosła, nie potrzebowała jej tak bardzo, ukończyła trening, założyła własną rodzinę, skończył się czas niewinności. Westchnęła. Jej kocięta również dorosły i pewnie nie minie dużo czasu, jak doczeka wnuków. Z resztą bardzo ich pragnęła, ale nie zamierzała kłaść z tego powodu nacisku na dzieci. Jedyne co nurtowało Szyszkę w sprawie kociąt Brzoskwinki było to, że kotka urodziła z daleka od obozu, co przecież było niebezpieczne. Nie chciała tych maluchów?
Leszczyna kiwnęła z satysfakcją głową.
- Tak, będzie idealna. Chodźmy już.
- Już, już. - Szyszka wstała na równe łapy. Leszczynce spieszyło się do pokazania przyjaciółce swoich wnuków. Wcześniej czarnulka miała okazję poznać córkę Jabłka, teraz miało nastąpić jej pierwsze spotkanie ze szkrabami Brzoskwinki. Pewnie cała trójka była urocza. Jak każdy kociak.
- Idziesz z nami, synu? - Leszczyna spojrzała na Jabłko. Wojownik siedział przy krzewie, dzieląc się zdobyczą z Trzmielem. Na głos matki uniósł szybko głowę i posłał jej zdezorientowane spojrzenie, na co Leszczynka wywróciła oczami. - Do żłobka. Odwiedzić twoją siostrę.
- Aaa, nie mogę teraz. Idziemy z Trzmielem nad strumień. - miauknął speszony kocur.
Pod surowym spojrzeniem matki zapewne by się ugiął. Szyszka postanowiła go wyratować z tej sytuacji. Dotknęła ogonem boku przyjaciółki.
- Niech idą. Odwiedzą Stokrotkę i Brzoskwinkę po powrocie. Z resztą zbyt duża ilość kotów w żłobku, nie będzie zbyt przyjemna dla kociąt, prawda?
Jabłko posłał swojej ciotce wdzięczne spojrzenie. Leszczynka zgodziła się prychnięciem. Złapała wiewiórkę i skierowała do żłobka. Szyszka miała zamiar ją dogonić.
- Cześć, słyszałam, że idziecie nad strumień. Mogę z wami? - Uszatka podeszła do dwójki kocurów, uśmiechając się serdecznie. Na widok liderki kiwnęła jej głową. - Witaj, Szyszko.
- Hej, Uszatko. - miauknęła czarnulka. Przystąpiła o krok w stronę kociarni, ale zaraz cofnęła łapę. Musiała o coś zapytać wojowniczki. Zwróciła na nią spokojne spojrzenie. - Byłaś dzisiaj u Wschodu, prawda? Coś się stało?
- Przyprowadziłam Pioruna. Oślepł na jedno oko. Infekcja się wdała. - miauknęła Uszatka, koniuszkiem ogona wskazując na legowisko medyka. - Przynajmniej nie będzie tam sam. Ostróżka również musi posiedzieć u Wschodu.
- Coś groźnego? - Trzmiel przełknął ostatni kęs zdobyczy. Spojrzał na koleżankę z legowiska. - Ostatnio skarżyła się na ból stawów.
Uszatka kiwnęła głową.
- Tak, właśnie w celu. Nie wiem, dlaczego tak o siebie nie dbają. - westchnęła cicho.
Szyszka zgodziła się z nią kiwnięciem głowy. Niestety nie wszystkie koty od razu udadzą się do medyka. Uszatka ponowiła swoje pytanie o wspólne wyjście. Jabłko i Trzmiel wymienili spojrzenia. To zabawne, że kiedyś uważała, że ci dwoje mają się ku sobie. Przecież Jabłko kochał Stokrotkę, a dla Trzmiela był tylko przyjacielem, prawda?
- Jasne, że możesz. Im nas więcej tym weselej. - miauknął Trzmiel, uśmiechając się serdecznie.
- Więc na co czekamy? W drogę! Zanim się ściemni. - mruknął Jabłko, zerkając pośpiesznie na niebo, ale słońce wciąż unosiło się na najwyższym punkcie.
Trzmiel sprzedał mu kuksańca w bok i oba kocury obudziły ze śmiechem obóz. Uszatka pożegnała się z Szyszką machnięciem ogona i pośpieszyła za dwójką przyjaciół. Czarna kotka odprowadziła ich wzrokiem, potem chwyciła obie zdobycze i skierowała z tym "ciężarem" do kociarni.
Już na wejściu poczuła mocny zapach mleka, otuliło ją również przyjemne ciepło. Szyszka rozejrzała się po żłobku, trzymając w pysku zwierzynę. Uśmiechnęła się, widząc pełną radości Błysk oraz siedzącego obok niej Pędraka. Oba kociaki nie spały, chociaż jeden ewidentnie przysypiał, natomiast drugi kręcił się bez celu. Rozpoznała od razu Borówka i Jeżynka. Dobrze, że Pędrak i Błysk byli razem. Zapewne obu zrobiło to dobrze. W końcu nie byli samotni, a i Pędrak nie spędzał wszystkich dni skryty w legowisku starszyzny.
-....i wtedy drzewo się zawaliło. Nastał koniec życia....
- Pędrak, ciszej, to dla nich za ostre. Opowiedz im inną bajkę. - mruknęła niezadowolona karmicielka. Pędrak odpowiedział jej prychnięciem i wrócił do opowiadania o nieszczęściu świata, za co został spiorunowany wzrokiem. Błysk nic jednak nie powiedziała, bo kątem oka dostrzegła przywódczynię. - Witaj, Szyszko!
Kotka odłożyła zwierzynę i przysunęła wronę bliżej karmicielki. Ta spojrzała z wdzięcznością na czarnulkę i obwąchała prezent.
- Dziękuję.
- Borówek i Jeżynek są już naprawdę duzi. - stwierdziła Szyszka, wpatrując się w dwójkę kociąt. Podniosła wzrok na Pędraka. - Miło cię widzieć.
Pędrak odpowiedział suchym skinieniem głowy, nie przerywając swojej opowieści. Borówek siedział z grymasem złości na pyszczki, prawie przysypiając. Nawet nie zwrócił większej uwagi na kotkę. W przeciwieństwie do swojego brata, który ją wyczuł. Oparł się łapkami o bark Błysku.
- Mamo, kto przyszedł?
- Nasza liderka, mój mały wojowniku. - wyjaśniła spokojnie Błysk.
Szyszka usiadła obok kotki. Pomyślała, że chwila rozmowy im nie zaszkodzi. Jeżynek zaciekawiony zaczął się wokół niej kręcić, a ona obserwowała go z rosnącym "awww". Zdecydowanie kocurek miał swój urok, mimo niestety straty wzroku. Przypomniała sobie o co poprosiła ją Błysk, gdy jego ślepota wyszła na jaw. Czy będzie mógł zostać wojownikiem? Zgodziła się. Wierzyła, że kocurek jeszcze pokaże swoje umiejętności. Zawsze wiedziała, że każdemu należy dać szansę.
- Wszystko w porządku? - spytała Szyszka, wpatrując się w Błysk.
Kotka kiwnęła głową.
- Tak. Jeżynek i Borówek nie sprawiają mi wiele problemów. - przyznała kotka, spoglądając na swoich synów. - Teraz już wiem, jak czuła się mama.
Szyszka zastrzygła uszami na wzmiankę o Muszelce. Kotka na pewno byłaby dobrą babcią, rozpieszczającą i okazującą czułość swoim wnukom. Nie mogli jednak przeszkodzić decyzji zadanej przez los.
- Pędrak, może zabierz ich na spacer? Ja trochę odpocznę. - miauknęła Błysk, wpatrując się w partnera.
Kocur kiwnął głową. Podniósł się na równe łapy. Zachwiał się, starając się utrzymać równowagę na wszystkich trzech i skierował w stronę wyjścia.
- Przyniosę ci kamyczki, mamo! - pisnął Jeżynek, dreptając za ojcem.
Borówek jednak ani myślał ruszyć się z miejsca. Kociak spał w najlepsze, aż Błysk musiała interweniować. Trąciła syna nosem i ostrym spojrzeniem dała mu znać, żeby ruszył cztery litery i wyszedł ze żłobka. Kociak podniósł się na równe łapki, mamrocząc pod nosem coś niezrozumiałego i udał się do wyjścia.
Szyszka natomiast zostawiła Błysk samą. Rozumiała, że kotka potrzebuje odpocząć i nie chciała jej w tym przeszkadzać. Podeszła jeszcze na szybko do Stokrotki, kładąc koło jej łap nornicę. Partnerka Jabłka zerknęła na pożywienie i poruszyła wąsami.
- Moja ulubiona.
- Powinnaś teraz dużo jeść, nawet jeśli masz jednego, już prawie dużego kociaka. - miauknęła z uśmiechem Szyszka, zerkając na śpiącą Poziomkę.
Stokrotka również spojrzała w kierunku córki ze wzruszeniem.
- Jest pełna radości i ciekawości. Dalej nie mogę uwierzyć, że jest taka cudowna. - karmicielka otuliła ogonem swoje kocię, przyglądając się jej cały czas z czułością.
Szyszka również pewien czas spoglądała na kociaka. Nie można było odmówić małej uroku. Stokrotka liznęła córkę po łebku, wygładzając lekko zmierzwione futerko.
- Jabłko obiecał, że jutro ją zabierze na spacer. Bardzo się stara. - miauknęła karmicielka.
Szyszka kiwnęła głową. To dobrze, że wojownik spisuje się w roli ojca. Jego obecność jest bardzo ważna w życiu córki. Pożegnała się z kotką i dopiero teraz mogła nareszcie podejść do Brzoskwinki. Spoglądała cały czas na kotkę, jak podchodziła. Leszczyna siedziała przy córce i z dumą wpatrywała się w trzy kociaki, wtulone w bok swojej matki.
- Szyszko, poznaj moje wnuki! - Leszczynka zamruczała z radością.
Czarna kotka usiadła obok Brzoskwinki. Utkwiła wzrok w kociakach i zamruczała, na widok maluchów. Były naprawdę urocze, tak jak podejrzewała. Akurat spały, więc były spokojne, ale na pewno nie raz wybudziły w środku nocy młodą matkę.
- Leszczynko, możemy zostać same? - poprosiła Szyszka. Uznała, że Brzoskwinka jej więcej opowie, gdy zostaną same. Obie karmicielki poszły spać, więc nie stanowiły "słuchaczy".
Ruda zmarszczyła niezadowolona nos.
- Niech ci będzie. - mruknęła i pochyliła głowę, żeby polizać szylkretkę między uszami. - Pa, córuś.
Podniosła się i ociężale opuściła żłobek. Szyszka mogła wtedy bliżej przysunąć się kociąt, dokładniej im się przyglądając. Z pewnością wdały się w matkę. Tylko jeden biały kocurek był dla niej zagadką. Czyżby ojcem kociąt był Bocian?
- Jak się nazywają?
- Ona to Niezapominajka, to jest Kolendra, a on zwie się Bez. - nosem dotykała każdego z kociąt uważając jednak, żeby żadnego nie obudzić. Brzoskwinka spojrzała ponownie na swoją ciocię, jakby oczekując od niej następnych słów. I właśnie to czarnulka zamierzała zrobić.
- Śliczne imiona. Pasują do nich. - zamruczała Szyszka i liznęła Brzoskwinkę za uchem. - Jak się czujesz? I czy możesz mi powiedzieć, jak to było z tą ciążą? Trochę nas zaskoczyłaś. - spytała, spoglądając cierpliwie i łagodnie na córkę Myszołowa.
Wyleczeni: Piorun, Ostróżka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz