"Nic tu nie ma. A nawet jeśli coś tu będzie i się czymś zalazimy, to medycy nam pomogą". Słowa Bluszczyka odbijały się w głowie malca niczym echo czy inna cholera. Bury kocurek jednak nie uspokoił się nawet ociupinkę. Nie oznaczało to, że wątpił w brata, co to, to nie! Liliowy był dla niego prawdziwym wzorem do naśladowania, bardzo chciał być taki, jak on. Mimo to... bał się, zwyczajnie bał. Przerażał go praktycznie cały świat zewnętrzny.
Kocurek uważnie obserwował jak jakieś dwa koty, jeden, którego ogon przypominał szczurka, oraz drugi, rudy w cętki, weszli do legowiska medyków. Skulił uszy, gdy jego oddech stał się wręcz świszczący, chrapliwy, urywany.
Zaczęło robić mu się słabo. Serce waliło mu jak rozszalałe.
Kocurek uważnie obserwował jak jakieś dwa koty, jeden, którego ogon przypominał szczurka, oraz drugi, rudy w cętki, weszli do legowiska medyków. Skulił uszy, gdy jego oddech stał się wręcz świszczący, chrapliwy, urywany.
Zaczęło robić mu się słabo. Serce waliło mu jak rozszalałe.
— J-jakaś ch-choroba j-jest... — szepnął przerażony do granic możliwości, zaś sierść stanęła mu dęba na karku. Bluszczyk popatrzył na niego z politowaniem, trącając nosem i posyłając łagodny uśmiech — U-umrzemy... w-wszys-scy u-umrzem-my...!!! — do oczu naleciały mu łzy, zaś z pyszczka uciekł żałosny pisk, który zwrócił uwagę chyba połowę kotów, które przebywały wówczas w obozie.
— Nie umzemy Sloczku — zapewnił go brat, który ułożył swoją łapkę na grzbiecie buraska. Ten jednak nie potrafił mu uwierzyć. Dwa koty, które idą do medyka to nie był dobry znak! Nie był!
Drżąc na całym ciele, wtulił się w liliowego, pociągając nosem, gdy pojedyncze łzy spływały po jego mordce.
* * *
Dzień mianowania zbliżał się nieuchronnie, co tylko powodowało, że w Sroczku kiełkował strach oraz niepewność. Bluszczyk zapewniał go jednak, że będzie dobrze, przecież będą mianowani razem.
To jednak nie uspokoiło nerwów burego, który przeżywał wszystko o stokroć gorzej aniżeli jego starszy brat. Liliowy zawsze sprawiał wrażenie opanowanego, toteż a tle wiecznie znerwicowanego, zapłakanego Sroczka było to jeszcze mocniej wyolbrzymione.
— Chodźcie, zaraz zacznie się mianowanie — Jemioła wyminęła synów, wychodząc na zewnątrz. Kocurki niepewnie podążyły za nim, drżąc na całym ciele. Sroczek z przerażenia, Bluszczyk z ekscytacji.
Malec nie miał pojęcia, dlaczego akurat TERAZ muszą być mianowani. Przecież mieli jeszcze czas! Sama mamusia im to mówiła!
— Niech wszystkie koty, zdolne do samodzielnego polowania przybędą na zebranie klanu! — Lwia Gwiazda wskoczył na korzeń drzewa, spoglądając w dół na swój klan — Dzisiaj mamy radosną nowinę. Dwójka kociąt Jemioły dołączy dziś do grona uczniów!
— A-ale... a-ale j-ja n-nie c-ce... — pisnął Sroczek, przylegając do łapy rodzicielki.
— Sh, nie przeszkadzaj, Sroczku — pointka zganiła go, marszcząc nos. Bury przetarł łzy, które kolejny raz pojawiły się w jego zielonych ślepkach.
— Sroczku i Bluszczyku, ukończyliście sześć księżyców i nadszedł czas, abyście zostali uczniami. Sroczku, od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Srocza Łapa. Twoim mentorem będzie Śnieżna Zamieć. Mam nadzieję, że przekaże ci on całą wiedzę, jaką zdobył od Miętowego Strumienia. Zaś co do ciebie, Bluszczyku, rozpatrzyłem twoją prośbę, do czasu aż Bursztynowa Łapa nie zostanie mianowany, pozostaniesz w kociarni, zaś gdy nadejdzie czas, mianuję cię na ucznia medyka.
Sroczek z szeroko otwartą mordką wpatrywał się w liliowego.
Dlaczego?
Dlaczego mu to zrobił.
— O-obiecałeś, B-bluszczyku! M-mieliśmy s-się u-uczyć r-razem! — wychlipiał przerażony. Nawet zapomniał o zwyczajowym zetknięciu się mentora i ucznia nosami. Po prostu stał tam jak kołek, płacząc i robiąc wyrzuty bratu, że ten go opuścił.
< Bluszczyku? >
Wyleczeni: Ciemna Dolina, Muchomorowa Cętka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz