W pewnym sensie dobrze, że tak się stało. Bycie w jednym miejscu od dawna jej się nudziło. Nie była typem kota, który osiadłby gdzieś na stałe. Zdecydowanie wolała wyruszyć w dalszą wędrówkę. Ponieważ była zdana na siebie jako samotniczka, nic nie trzymało jej w jednym miejscu. Ryjówka wraz ze wschodem słońca, opuściła swojej chwilowe legowisko. Tym razem postanowiła udać się na tereny Klanu Burzy. Tak, tego klanu z którego przed wieloma księżycami postanowiła odejść, zostawiając swoją rangę ucznia i siostrę.
Więzi rodzinne raczej nie były jej mocną stroną, w końcu była przyzwyczajona do innych warunków, od momentu w którym jej Opiekunowie znęcali się nad nią i rodzeństwem. Szkodę wyrządziło również porzucenie przez Melona, kocur przestał dla niej istnieć. Wcześniej się nie interesowała się, co słychać u Muszej Łapy. Nie widziała jej na Zgromadzeniach, na które wybierała się razem z Nocnym Piórem. Siostra została w Klanie Burzy, jej klanowe życie się spodobało. Cała ich trójka poszła własnymi ścieżkami. Siostra była słaba, wolała zostać z Klanem, oddała swoją wolność. Skrzywiła się na samą myśl. Co takiego ciekawego było w byciu pachołkiem Mokrej Gwiazdy? Była w Klanie kilka księżyców i zdecydowanie nie chciałaby tego powtarzać. Odnajdywała się na wolności. Była zadowolona, gdy zmierzała ku nowym miejscom, dbała tylko o siebie, poznawała wielki świat. Na każdym terenie uczyła się również czegoś nowego, a jej wiedza miała być coraz bardziej poszerzona, w miarę im więcej lasu stanie przed nią otworem.
Nagle za sobą usłyszała szelest liści pobliskiego krzewu. Kotka zatrzymała się. Niewtajemniczony w świat samotników kot mógłby uznać, że to tylko wiatr targa pobliską roślinnością, jednakże nie była pierwszym lepszym kotem. Była samotniczką całe życie, skąd wiedziała, że wiele kotów kieruje się tą samą ścieżką, co ona. Zjeżyła futro, wystawiła pazury i odwróciła się, gotowa do zadania potencjalnego ataku. Do tej pory z kotów bez klanu, poznała jedynie Nocne Pióro. Reszta kotów stanowiła dla niej "zamknięcie". Pewną tajemnicę, której nie chciała rozwiązywać. Nie miała do nich jakoś wielkiego szacunku, ale na pewno lepszy stosunek, niż do klanowych pieszczochów. Czy obawiała się spotkania z jednym z nich? Nie czuła żadnych emocji. Stała, z napiętymi mięśniami, wpatrzona czujnie w krzew. Koniuszek jej ogona poruszył się lekko.
Nie musiała długo czekać, żeby z krzewów wynurzył się biało-czarny samotnik. Jego ostry zapach uderzył ją w nos. Ryjówka skrzywiła się odrobinę. Zadziałał instynkt. Zaczęła okrążać kocura, on z resztą nie pozostał jej dłużny.
— Czego tutaj szukasz? — wytknął, piorunując ją ostrym spojrzeniem.
Kotka prychnęła.
— Od kiedy trzeba się tłumaczyć jakiejś wroniej strawie?
Jej odpowiedź mu się nie spodobała. Dostrzegła to w jego oczach. To wyzwanie. Kocur zatrzymał się, zrobiła to samo.
— Nie pachniesz żadnym klanem. Może dlatego zapominasz ugryźć się w język.
— Och tak, klanowicze to słabe mysie serca. — przyznała szylkretka. Zmrużyła lekko ślepia, ciągle wpatrzona z czujnością w kocura.
— Tak jak niektórzy samotnicy.
— Mówisz o sobie? — mruknęła.
Samotnik zjeżył sierść. Napiął mięśnie, ale nie podjął się ataku. Ryjówka wiedziała, że kocur jest od niej o wiele starszy. Być może miał ją za doświadczoną w walce i nie chciał ryzykować bliznami. Nie mógł wiedzieć, że młoda kotka w rzeczywistości niezbyt dobrze radzi sobie na tym polu umiejętności. Nie zamierzała się przyznawać. Lepiej, żeby się jej bał, może chociaż wtedy da jej spokojnie wyruszyć w dalszą trasę. Owszem mogła się odwrócić i nawet teraz odejść, ale przecież gdzie tutaj będzie się kryła zabawa?
— Żeby ci to gadulstwo nie wyszło uszami. — odpowiedział jej kocur niezadowolonym tonem głosu.
— Tak jak brud z twoich?
Kocur syknął, ale nie drgnął. Do nosa Ryjówki dotarł kolejny zapach, tym razem o wiele delikatniejszy. Kotka dostrzegła kolejny ruch w krzakach. Samotnik również, gdyż jego uszy lekko się poruszyły, ale się nie odwrócił. Za jego plecami stanęła niebieska, niezbyt wysoką kotka. Podeszła do kocura, stając u jego boku i zwracając niezadowolone spojrzenie na młodszą samotniczkę.
— My się chyba nie znamy. Polujesz w tych okolicach?
— Nie interesuj się. — wypaliła szylkretka. Naprawdę, co było z tymi kotami, że tak ciągnęło ich do przesłuchań.
Kocur warknął wrogo. Miał zamiar do niej podejść i nauczyć szacunku do starszych. W porę jednak jego partnerka położyła swój ogon na jego klatce piersiowej. Ten gest widocznie go uspokoił. Ryjówka wtedy nabrała pewności, że muszą ze sobą sypiać.
— Lepiej uważaj na terenach Klanu Burzy. — ogonem wskazała na rozległe wrzosowiska, skropione w blasku słońca. — Króliki są chore. Kontakt z nimi jest tragiczny w skutkach. Mój brat jest tam medykiem, stąd wiem.
Niebieska uprzedziła jej pytanie. Przy okazji wzbogaciła Ryjówkę o nową wiedzę. Kotka uniosła wyżej pyszczek. Chore króliki? Ta zwierzyna stanowiła główne pożywienie Klanu Burzy. Teraz pewnie chodzili głodni i słabi. Wyobraziła sobie cierpiącego boidupę i jakoś tak musiała się uśmiechnąć.
— Króliki są tak samo chore jak burzaki. Z nimi również nie powinno się utrzymywać kontaktu.
Ryjówka odwróciła się i zaczęła odchodzić. Czuła na sobie spojrzenia dwójki samotników, ale niezbyt się nimi przejmowała.
Dojście do granicy z Klanem Burzy, nie zajęło jej wiele czasu i wkrótce stała na znajomych wrzosowiskach i polach, gdzie jako uczennica szkoliła się pod okiem Burzowego Mrozu. Ruszyła w stronę traktora Dwunożnych. O wiele inaczej czuła się na otwartym terenie i bez smrodu lisów. Nie zabawi zbyt długo u burzaków. Musiała tylko załatwić pewną sprawę. Kotka wspięła się na grzbiet porzuconego Potwora. Ułożyła się wygodnie. Słońce dopiero zaczęła chylić się ku zachodowi, ale kotka postanowiła odpocząć. Nocą będzie mogła wybrać się na drobne polowanie.
14 pkt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz