Kocur zgarbił się nad swoją zwierzyną. Mysz była świeża i kusiła swoim zapachem, ale jakoś nie mógł jej przełknąć. Westchnął posępnie i odsunął posiłek łapą. Podniósł wzrok, żeby lepiej przyjrzeć się obozowi. To był jeden ze spokojniejszych dni w Owocowym Lesie. Pobratymcy wygrzewali się w promieniach wiosennego słońca albo dzielili językami. Niektórzy wybrali leżenie na drzewach, skryci pośród rzucających cień liści. Spojrzenie wojownika wyłapało Tajfun. Brzuch kocicy był okazały i było pewne, że lada dzień doczeka kociaków. Orzełek przekrzywił głowę. Ciekawe w kogo się wdadzą. Czy będą równie postrzelone co matka, czy może małomówne jak ojciec? Tajfun mogła sobie pozwolić na kociaki, odkąd Kostka została wojowniczką. Z resztą jego siostra, Płomykówka, również tego doczekała.
Dymny spiął mięśnie. Odkąd Cicha go zostawiła i opuściła Owocowy Las, sam zamieszkiwał krzak. Zrobiło się tam więcej miejsca, ale tęsknił za wojowniczką. Zastanawiał się, dlaczego odeszła. Czy tak ciągnęło ją ku życiu za Ogrodzeniem? Co prawda Zwiadowcy zostali wysłani, żeby jej poszukać, ale ostatecznie poszukiwania zostały przerwane z prostą diagnozą, że kotka albo sama uciekła, albo już dawno nie żyje. Orzełek miał wrażenie, że ta pierwsza opcja by się zgadzała. Jego spojrzenie instynktownie przesunęło się na staruszkę Leszczynę. Kotka najbardziej przeżyła stratę córki. Zostali jej tylko Brzoskwinka i Jabłko oraz czwórka uroczych wnuków. Ruda zdawała się jednak trzymać. Była naprawdę silna.
- O czym myślisz, lisi bobku?
Znowu ona. To była dosłownie pierwsza myśl kocura. Westchnął ciężko. Mimo wszystko kremowa usiadła obok niego, owijając szczelnie wokół łap. Jej czujny wzrok przesunął się sprawnie po obozie, jakby był wyćwiczony.
- Przecież cię to nie obchodzi. - wzruszył ramionami.
- To prawda. - odparła kremowa. Uniosła łapę, liżąc się w nią krótko. - Myślisz o nim, co?
Orzełek zjeżył futro. Dlaczego ona musiała być taka uparta w swoim postanowieniu drażnienia go? Mimowolnie popatrzył na Pioruna, dzielącego się zwierzyną z Fiołek. Skrzywił się lekko i od razu skrytykował w myślach za ten gest. Powinien pogodzić się z odrzuceniem przez wojownika. Dlaczego więc było to takie trudne?
- To chwilowe. Przejdzie mi. Chce, żeby był zadowolony z tego, z kim jest. Zasługuje. - miauknął, wpatrując się we własne łapy. Poczuł jak ogon Kostki zdzielił go w bok. - Ała!
- Jesteś mazgaj. - mruknęła córka Ostróżki, wstając na równe łapy i odchodząc.
Orzełek odprowadził ją wzrokiem. Poczuł ulgę, że wojowniczka już sobie poszła. Naprawdę nie miał ochoty na słuchanie jej kolejnych docinek. Że też musiała się do niego doczepić.
Postanowił zająć czymś swoje myśli. Najlepszym ku temu sposobem była rozmowa. Skierował się więc w stronę Gruszy, siedzącego teraz przed żłobkiem z napięciem na ciele i zmartwieniem na pysku. Syn liderki usiadł cicho obok niego. Ten niespodziewany gest sprawił, że Grusza podskoczył. Odetchnął i kątem oka spoglądał na Orzełka. Dymny zerknął na kociarnię.
- Tajfun chyba jeszcze nie robi, prawda? - miauknął dla upewnienia. Na pewno byłoby słychać wrzeszczącą na cały obóz zwiadowczynię.
- N-nie. Jest dobrze. Była.... zmęczona. - miauknął cicho Grusza, niemal szeptem. Aż dziwna była myśl, że taki nieśmiały kocur wytrwał trening u wrednego Bociana. Podziwiał aż przyszłego ojca.
- Wiesz, na pewno będziesz super tatą. - stwierdził Orzełek, posyłając mu ciepły uśmiech. - Jabłko został ojcem i sobie radzi. Nawet Pędrak dogadał się ze swoim duetem.
- Dziękuję.
- Obstawiasz, że ile się urodzi kociąt?
Grusza wreszcie oderwał wzrok od kociarni. Spojrzał na własne łapy, znowu uparcie milcząc. Orzełek dał mu czas, nigdzie się nie spieszył i nie chciał poganiać wojownika. Znał przecież jego małomówność. I tak cud, że chciał z nim zamienić kilka słów.
- N-najważniejsze, żeby były zdro-zdrowe.
Orzełek kiwnął głową. Zgadzał się ze starszym wojownikiem. Zdrowie przecież było najważniejsze i na pewno młodym rodzicom zależało, żeby doczekać silnego, cieszącego się zdrowiem potomstwa. Czy jednak będzie im to dane? Orzełek nie posiadał żadnej wiary, więc mógł jedynie na to liczyć.
- Będę już leciał, chce jeszcze pogadać z Głogiem. Do zobaczenia! - pożegnał się z kocurem. Ten odpowiedział mu lekkim ruchem ogona, zanim znowu zapatrzył się w żłobek.
Orzełek rozejrzał się za bratem, nie zaprzestając swojego truchtu. Dojrzał w pewnym momencie czarnego kocura, siedzącego blisko legowiska medyka. Akurat rozmawiał z Bielik. Cudnie, będzie miał okazję przeprosić siostrę za ostatnie zachowanie. Nadal było mu głupio, że tak ją zignorował, kiedy ona się tylko o niego martwiła. Podszedł do rodzeństwa, siadając naprzeciwko nich. Oboje zwrócili na niego zaciekawione spojrzenia, ale to Bielik pierwsza zdecydowała się odezwać.
- Cześć, Orzełku. Wszystko w porządku?
- Tak, trochę lepiej. Chciałem cię przeprosić, Bielik. Naprawdę nie planowałem ucieczki, po prostu.... nie wiem, co się wtedy stało. Potrzebowałem pobyć sam.
- Ja wszystko rozumiem. Nie musisz mi się tłumaczyć. - poruszyła wąsami i przysunęła bliżej dymnego, wtulając się w jego ciepłe futro. Zamruczał z zadowoleniem.
- Czyli nie jesteś zła?
- Skąd ci to przyszło do głowy? Jesteś moim ukochanym braciszkiem, nigdy nie mam cię dość. - miauknęła w odpowiedzi Bielik. Liznęła go za uchem, tak delikatnie, jak tylko ona potrafiła. Odwdzięczył się tym samym.
Głóg przez ten czas siedział cicho, wodząc wzrokiem od jednego do drugiego. Dopiero po kilkunastu uderzeniach serca chrząknął, zwracając na siebie ich uwagę.
- Coś mnie ominęło?
Orzełek i Bielik spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Dymny wolał, żeby nie zdradzać dalej sekretu w kim się zakochał. I tak z tego nic nie wyszło. Rozpamiętywanie będzie go jedynie martwić, a przecież nie oto chodziło. Musiał po prostu żyć dalej. Bielik zrozumiała jego myśl. Kochana siostra, zawsze mógł na nią liczyć. Zerknęła na czarnego brata i uśmiechnęła się lekko.
- Oj dużo, ale niech tak pozostanie. To co, idziemy coś przekąsić?
- Niech wam będzie. - miauknął Głóg niezadowolony, że mają jakiś sekret. Na wzmiankę o jedzeniu uniósł uszy. - O, jasne, chętnie.
Orzełek również przystał na tą propozycję. Wcześniej nie dane mu było przegryźć zwierzyny. W brzuchu burczało mu z głodu. Musiał więc zmusić się do jedzenia. Trójka wojowników wstała i podeszła do sterty z pożywieniem. Przysiedli przy niej, każdy chwytając coś dla siebie. Orzełek postanowił zjeść wiewiórkę z Bielik, Głóg natomiast posilał się nornicą. Dymny musiał przyznać, że mięso naprawdę było smaczne i dobrze, że zdecydował się coś zjeść.
Z bliska dochodziły ich piski należące do kociąt. Orzełek przełknął kawałek swojego posiłku i zwrócił wzrok w tamtą stronę. Musiały być to kocięta Brzoskwinki. Aż dziwne, że kotka doczekała potomstwa. Nie wydawała się być chętna na kociaki. Urodziła również w tajemnicy. Rozmawiał ostatnio z Jabłkiem i kremowy bardzo się cieszył, że został wujkiem. Na pewno będzie tym typem wuja, rozpieszczającym swoich siostrzeńców. Orzełek z rozbawieniem pomyślał o tym, że ulubieńcem kocura będzie to kocię, które obsypie go największą ilością komplementów.
- Myślisz, że dostanę jakiegoś ucznia? - spytała Bielik.
Głóg lekko przekrzywił głowę.
- Czemu nie. Mamy teraz dużo kociąt.
Kotka westchnęła rozmarzona.
- Byłoby fantastycznie.
- Może oboje dostaniecie uczniów? Moglibyście ich zabierać na masowe treningi. - miauknął Orzełek.
- A ty byś nie chciał? - upewniła się siostra.
Orzełek pokręcił głową. Na razie uważał, że ma za małe doświadczenie, żeby kogoś szkolić. Poza tym miał do załatwienia pewną sprawę, zanim w ogóle pomyśli o na stałe poczuciu się wojownikiem. Czym innym była ranga, a czym innym zasłużenie na nią, a kocur czuł, że jeszcze tego nie zrobił.
18 pkt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz