- Bo dla innych nic nie może się zmienić.
Jęknęła cichutko, jeszcze bardziej przyciskając się do boku pointa. Nie chciała, aby ktoś się o tym dowiedział. Wolała nie myśleć, co by się stało, gdyby ktoś z Klanu Klifu zobaczył cokolwiek. Nie była też już taka pewna swojego czynu, czy na pewno było to jej potrzebne...
Wzdrygnęła się. Miała wrażenie, że wszystkie koty w obozie dziwnie na nią patrzą, jakby wiedząc o zbrodni, którą popełniła. Na miękkich łapach podeszła do stosu ze zwierzyną i odrzuciła tam upolowaną sikorkę. Kocur poszedł jej śladem, odkładając małą nornicę. Prawie biegiem odeszła w stronę legowiska, cały czas rozglądając się niepewnie. Usiadła z dala od innych, myjąc łapy z - niewidocznych - śladów krwi. Rozcięcie na pysku strasznie piekło, podobnie jak obtarte udo.
- Nie martw się. - mruknął szeptem Jabłkowa Bryza, pojawiając się u jej boku. Liznął ją delikatnie za uchem, próbując dodać kotce pewności siebie. Jednak wiedziała, że ten spokój to tylko pozory - w środku musiał być równie przestraszony co ona. Szczerze mówiąc, nie spodziewała się z jego strony tak gwałtownej reakcji. Od początku była pewna, że nie będzie podzielać jej zadania, ale że aż tak...
- Śmierdzicie jak lisie łajno! - zawołała złośliwie Krucze Futro, przechodząc obok wojowników - Co żeście odwalili? - dodała ze śmiechem w głosie.
- Mieliśmy mały wypadek, nic Ci do tego! - mruknęła z narastającą wściekłością Orzechowy Zmierzch, bijąc ogonem o ziemię.
- Chyba śmierdzący wypadek! - zaczęła się z nią przedrzeźniać - Możecie sobie pomarzyć o spaniu obok mnie! A tak poza tym, idę opowiedzieć Sowie o waszej głupocie. Na pewno się uśmieje! - zripostowała czarna, odchodząc w stronę legowiska uczniów. Siedząca prychnęła ze złością; miała dosyć żółtookiej wojowniczki i jej głupich pomysłów. Zauważyła, że kotka uczepiła się Niezapominajkowej Łapy, a od jej siostry usłyszała, że czarni są parą. Na tą wieść prawie że spanikowała, nie wierzyła w to co powiedziała bura. Musiała kłamać, nie widziała przyszłości brata z ta okropną zgderą. Sam van też nie wydawał się zadowolony z jej towarzystwa, wręcz przeciwnie.
- Idę do medyków. - poinformowała szylkretowa, a kocur skinął głową. Powoli podniosła się z ziemi, na chwiejnych łapach ruszając w stronę uzdrowicieli.
- Nie zrobiłaś dobrze. On był niewinny. Sprawię, że klan się dowie o twojej zbrodni. Nie ujdzie ci to na sucho... - syczała Wrzosowa Polana. Szylkretowa chciała uciec, ale natknęła się tylko na zimną ścianę jaskini - Och kochanie, stąd nie ma ucieczki. Zaraz zakończę twoje cierpienia, tak samo jak klan zakończy je na ziemi!
Obudziła się z cichym krzykiem. Znowu naszły ją wątpliwości, czy aby na pewno zrobiła dobrze.
Niestety wiedziała, że dzisiaj już nie zaśnie. Nie po tym. Bała się zmrużyć oczy, obraz wściekłej mamy zawsze wtedy powracał.
- Jabłuszko! - pisnęła cichutko, a liliowy niechętnie otworzył oczy – M-mama chce mnie... z-zabić!
< Jabłkowa Bryzo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz