Wysłuchał kocura. Zaczął mówić jednak dalej, wyjaśniając powód jego pobytu. Mokry zastrzygł uszami.
- Powiedżał, że mógłby mnie nauszyć więczej o ziołach... ale musziałbym szie najpierw szpytacz pana, czy przyjąłby mnie pan do kłanu, panie... panie... – tutaj urwał, chcąc poznać imię (jeszcze) nieznajomego. Mamrotowi wydawało się, że niebieski pręgus pełni tutaj rolę takowego zwierzchnika.
Mokry machnął ogonem. Naprawdę Jeżyk był zbyt dobry. Nastała zima, a on co? Zbierał przypadkowe koty i zabierał do klanu. Nie dość, że dla nich nie starczało jedzenia, to jeszcze kolejny pysk doszedł.
Z drugiej jednak strony klanowi przydałby się drugi medyk. Poza tym kocur nie wyglądał na takiego, co sam by poradził sobie w lesie.
Mokry westchnął ciężko. Nie miał do tego głowy, ale powinien coś odpowiedzieć
- Musisz mi dać czas na namysł - zaczął. - W tym czasie będziesz tu gościem. Ostrzegam cię tylko, że klanowicze mogą nie być zbyt mili.
Kocur pokiwał głową, dziękując. Niewyraźnie mówił, przez co Mokry potrzebował się skupić na jego wypowiedziach. Kremowy wyszedł, zostawiając go.
Niebieski położył głowę na lapach. Dodatkowy pysk do wykarmienia, ale też potencjalny medyk. Jeżowa Ścieżka bez powodu raczej by go tu nie przyprowadzał? Z drugiej strony, czemu miał przyjmować jakąś zgubę? I to teraz, w tym trudnym czasie?
Zaburczało mu w żołądku. Nie potrafił jednak przełknąć chociażby kawałka mięsa wiedząc, że reszta klanu głoduje. Zaczął więc lizać swoją wychudłą łapę, na której sierści było odrobinka. Szarzejący pysk, słabnące zmysły. Był do niczego. Nie potrafił już nikomu pomóc.
Chociaż... Mógł dać dom temu kocurowi.
Zamknął oczy. Ssanie w żołądku się nasiliło. Wstrząsnął Mokrym dreszcz, a następnie owiało go zimne powietrze. Otworzył odrobinę pysk, oddając tchnienie, nim nie umarł ponownie z głodu.
Uchylił powieki, rozglądając się po znajomej polanie. Otoczona gwiazdami i nieskończonym niebem, zdawała się być krainą marzeń. Cisza, spokój, tak ulotne, jak zimowy wiatr.
- Mokry, musisz bardziej o siebie dbać. - Usłyszał za sobą głos brata.
- Cześć, Szuwarku - miauknął. Nie widział go od chyba z dziewięćdziesiąt księżyców. Nie liczyły się te razy, kiedy spotykał go po śmierci.
- Żadne "cześć"! - burknął. - Zostało ci jedno ostatnie życie. A panuje zima! Czyś ty rozum postradał?
Mokry nie potrafił mu odpowiedzieć. Jedynie się uśmiechnął. Zrobił krok ku owianej w gwiazdy sylwetce brata.
- Chcę już umrzeć - oznajmił po chwili. - Być tu z wami wszystkimi. Tęsknię, wiesz?
Szuwarek spuścił głowę. Pewnie się spodziewał się takiej odpowiedzi. Jego rozgwieżdżone oczy spojrzały na srebrnego lidera Klanu Burzy.
- A co z Klanem? - zapytał, jakby myśląc, że taki argument sprawi, iż Mokry będzie chciał żyć jak najdłużej na ziemi.
- Klan sobie poradzi. Zima jest sroga, jednak ich gorące serca podołają zarówno chorobie, jak i ciężkim czasom - odparł Mokry, siadając na gwiezdnej polanie.
Czas im się kończył. Szuwarek zrozumiał, że wiele tu nie zdziała. Cofnął się więc.
- Skoro tak to... Nie zmarnuj tylko tego ostatniego życia na jakąś głupią śmierć - powiedział. Zaczął znikać. -...i nie próbuj popełniać samobójstwa! Bo trafisz do Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd, gdyż wtedy nas już nigdy nie spotkasz, a twoja dusza zostanie potępiona!
Mokry zdołał tylko zrobić krok ku niemu, kiedy rozpłynął się na dobre. Dusza lidera zaczęła wracać na ziemię. Świat zamazywał się.
Wciągnął gwałtownie powietrze, oddychając ciężko. Podniósł ociężałą głowę, rozglądając się na boki. Był w swoim legowisku. Na własnym mchu. W środku zimy, podczas panującej wścieklizny.
Potrząsnął głową, by oczyścić umysł.
Leżał dłuższą chwilę, kiedy usłyszał kroki w wejściu. Chaber weszła do niego z posiłkiem w pysku.
- Proszę - mruknęła, kładąc marną wiewiórkę przy jego łapach.
Zastępczyni zerknęła na niego. Zlustrowała kocura wzrokiem.
- Znowu zamierzasz się głodzić? - zapytała, unosząc brew.
- Sam nie wiem - mruknął.
- Cóż, lepiej zjedz coś. Cały klan będzie spokojniejszy - oznajmiła.
- Wiem wiem. Jeśli kiedyś będziesz w mojej sytuacji, zobaczysz, że łatwiej mówić, a trudniej zrobić - oznajmił, jako poczciwy stary dziadzio.
Chaber machnęła ogonem. Nie było jej do śmiechu. Większość obowiązków Mokrego spoczywała teraz na jej barkach.
Niebieski usiadł, podnosząc na nią wzrok zmęczonych, ale wciąż mądrych oczu.
- Sprowadź tu tego nowego - polecił.
Gdy kotka kiwnęła głową i wyszła, on spojrzał na jedzenie. Nadal miał w głowie słowa brata.
Powoli sięgnął po pierwszy kęs. Mięso było zimne, oraz chude. Skończył jeść, a niedługo później usłyszał przy wejściu stąpanie po śniegu.
- Mogę? - zapytał przybyły.
- Tak, wejdź - oznajmił.
Kocur wszedł. Spojrzał na niego pytająco, a Mokry stanął mu na przeciw.
- Postanowiłem, że pozwolę Ci dołączyć do mojego klanu. Zostaniesz uczniem medyka. Ostrzegam jednak, że wiążą się z tym pewne wyrzeczenia - miauknął poważnie. - Niedługo odbędzie się twoje mianowanie. Przygotuj się.
Machnął ogonem, czekając na reakcje kocura.
<Mamrot? >
4 pkt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz