Patrzył na kotkę w osłupieniu. Nie rozumiał nic z tej chaotycznej wypowiedzi. Trzepnął ogonem. Martwiła się o niego? Chyba w głowie się jej pomieszało. Skoro tak się niby martwiła mogła się bardziej zaangażować, a nie siedzieć na tyłku w swoim wygodnym legowisku! Nie miała pojęcia co się u niego dzieje. Nic o nim nie wiedziała! Miała jedynie swoje idiotyczne wyobrażenie jego ze Zgromadzenia, kiedy akurat miał dobry humor. Gdyby poznała go od gorszej strony na pewno by się od niego odwróciła. Jeszcze bredziła mu o jakimś nie kochaniu go. Dobrze o tym wiedział. Wraz z jego matką odszedł ostatni kot jaki go kochał. A Burzowa Noc jeszcze śmiała mu to wypominać. Wbił pazury w ziemię.
— Pająki ci łeb zasnuły. — stwierdził, próbując się nie trząść.
Na pysku szarej pojawiło się jeszcze większe zmieszanie.
— Co? — wydobyło się z jej pyska głucho.
— Pstro! — warknął kocur. — Liczyłem, że jesteś inna! Ale jesteś taka jak wszyscy!
— O czym ty mówisz, lisi bobku! — syknęła.
Kawka pokręcił łbem nerwowo. Emocje buzowały w nim. Sam nie był pewny co właściwie czuje. Lęk, gniew czy smutek. Były teraz nie do odróżnienia. Wbił wzrok w kotkę i prychnął z pogardą.
— A teraz udajesz głupią! Typowe.
— Ogarnij się! — wrzasnęła kotka.
Kawczy Lot otworzył pysk, ale Burzaczka kontynuowała.
— Nie rozumiesz, że martwię się o ciebie?
— Wca...
— Nagle znikasz bez śladu i mam być zadowolona?! — przerwała mu. — Że znoszę twoje humorku na pokaz czy co?!
Jej zjeżony ogon chodził nerwowo na prawo i lewo.
— Nie! Lubię cię, uznaje cię za najbliższego mi kota, wiesz?! Jak mówisz mi, że jestem taka jak wszyscy to co masz na myśli?! Tak samo mam w ogonie twoje życie niby?! — wrzasnęła kotka.
Kawczy Lot otworzył pysk, ale Burzaczka kontynuowała.
— Nie rozumiesz, że martwię się o ciebie?
— Wca...
— Nagle znikasz bez śladu i mam być zadowolona?! — przerwała mu. — Że znoszę twoje humorku na pokaz czy co?!
Jej zjeżony ogon chodził nerwowo na prawo i lewo.
— Nie! Lubię cię, uznaje cię za najbliższego mi kota, wiesz?! Jak mówisz mi, że jestem taka jak wszyscy to co masz na myśli?! Tak samo mam w ogonie twoje życie niby?! — wrzasnęła kotka.
Kawka położył ogon. Wzrok wbił w ziemię. Nic nie rozumiała. Nic o nim nie wiedziała.
— Tak samo mam w ogonie twoje życie niby?!
— Tak samo mam w ogonie twoje życie niby?!
— Tak! Tak! Na ostry i ciernie tak! — krzyknął, bijąc wściekle ogonem o ziemie. — Poza tym nic o mnie nie wiesz! Gdybyś... Gdybyś mnie znała to już dawno byś mnie zostawiła! — wrzasnął.
Niechciana łza spłynęła mu poliku. Znów to zrobił. Zniszczył kolejną relacje z ważnym kotem. Już nie było odwrotu. Za późno na przepraszam.
— Tobie naprawdę się we łbie poprzewracało. — mruknęła kotka.
Otworzyła pysk, by coś jeszcze dodać, ale Kawczy Lot na to nie pozwolił. Nie spoglądając na kotkę, ruszył w stronę granicy Klanu Wilka.
— A ty gdzie frajerze? — wrzasnęła kotka, biegnąć za nim.
— Zostaw mnie!
— Zapomnij!
Kawczy Lot gnał ile sił w łapach. Burzowa Noc także. Niebezpiecznie szybko zbliżała się do kocura. Jednak wraz z przekroczeniem przez niego granicy zatrzymała się.
— Jesteś skończonym idiotą! — wrzasnęła.
Kawczy Lot gnał ile sił w łapach. Burzowa Noc także. Niebezpiecznie szybko zbliżała się do kocura. Jednak wraz z przekroczeniem przez niego granicy zatrzymała się.
— Jesteś skończonym idiotą! — wrzasnęła.
* * *
Pysk Burzowej Nocy był ostatnią rzeczą jaką zobaczył. Kawka obudził się gwałtownie. Kropla rosy upadła prosto na jego nos zbudzając go ze snu. Niezadowolony schował pysk pod łapami. Wraz z nadejściem pory nowych liści świat odżywał, a złapanie zwierzyny nie było już takim wyzwaniem. Ptaki radośnie ćwierkały. Nieuważnie stąpały po ziemi zalecając się do samic. Były idealnym łupem dla głodnego Kawki.
Kocur skradał się właśnie do jednego osobnika zajętego walką z dżdżownicą. Mimowolnie oblizał pysk na samą myśl o posiłku. Po ciężkiej porze nagich drzew schudł mocno. Żebra nadal były widoczne pod umorusanym futrem. Ptak odleciał. Zdezorientowany Kawka rozejrzał się. Napotkał się z brązowymi ślipiami. Duże i pełne złości przyglądały się mu. Kocur szybko rozpoznał kto to taki. Ona z resztą też. Zjeżyła się. Nim jednak zdążył otworzyć pysk ruszyła w przeciwną stronę. Kocur za nią.
— Ej! Czekaj. Spłoszyłaś mi zwierzynę!
Kotka nie reagowała. Jedynie przyspieszyła kroku. Kawka nie poddawał się.
— Chyba jesteś mi coś winna! Ej! — wrzeszczał za nią.
Dobiegli do sędziwego dębu. Jego potężne gałęzie powoli wypuszczały młode liście. Liliowa zatrzymała się. Wpatrywała się w korę parę uderzeń serca po czym się odwróciła w jego stronę. Zmierzyła go wzrokiem.
— Wilk bez uszu pozbawiony jest też honoru. — szepnęła, latając wzrokiem po całej okolicy.
— Co?
Kawczy Lot nic z tego nie rozumiał. Jedynie wpatrywał się tępo w kotkę.
— Przeznaczenie splącze ci łapy. A wraz z nimi rozum. — mamrotała coś do siebie. — Jedynie Bóg Słońca cię zbawi.
Wpatrywali się jeszcze uderzenie serca w siebie aż kotka dała w długą pozostawiając Kawkę pytaniami, na które szybko nie odnajdzie odpowiedzi.
— Masz kogoś? — wypalił w końcu Kawka.
— Co?
— W sensie... Nieważne. — zrezygnował. — Zapomnij o tym.
Samotnik spoglądał na niego trochę zdziwiony. Chyba nie za bardzo wiedział co powiedzieć, gdyż jedynie wpatrywał się w niego tępym spojrzeniem.
— Nie obraź się, ale wolę kotki. — ciągnął Psia Łapa.
Kocur skradał się właśnie do jednego osobnika zajętego walką z dżdżownicą. Mimowolnie oblizał pysk na samą myśl o posiłku. Po ciężkiej porze nagich drzew schudł mocno. Żebra nadal były widoczne pod umorusanym futrem. Ptak odleciał. Zdezorientowany Kawka rozejrzał się. Napotkał się z brązowymi ślipiami. Duże i pełne złości przyglądały się mu. Kocur szybko rozpoznał kto to taki. Ona z resztą też. Zjeżyła się. Nim jednak zdążył otworzyć pysk ruszyła w przeciwną stronę. Kocur za nią.
— Ej! Czekaj. Spłoszyłaś mi zwierzynę!
Kotka nie reagowała. Jedynie przyspieszyła kroku. Kawka nie poddawał się.
— Chyba jesteś mi coś winna! Ej! — wrzeszczał za nią.
Dobiegli do sędziwego dębu. Jego potężne gałęzie powoli wypuszczały młode liście. Liliowa zatrzymała się. Wpatrywała się w korę parę uderzeń serca po czym się odwróciła w jego stronę. Zmierzyła go wzrokiem.
— Wilk bez uszu pozbawiony jest też honoru. — szepnęła, latając wzrokiem po całej okolicy.
— Co?
Kawczy Lot nic z tego nie rozumiał. Jedynie wpatrywał się tępo w kotkę.
— Przeznaczenie splącze ci łapy. A wraz z nimi rozum. — mamrotała coś do siebie. — Jedynie Bóg Słońca cię zbawi.
Wpatrywali się jeszcze uderzenie serca w siebie aż kotka dała w długą pozostawiając Kawkę pytaniami, na które szybko nie odnajdzie odpowiedzi.
* * *
Zerkał na znajdujące się po drugiej stronie rzeki tereny Klanu Burzy. Mimowolnie wypatrywał tam szarego futra. Wcale nie tak, że za nią tęsknił. Nie miał już za czym tęsknić. Wraz z ostatnią kłótnią pogrzebał ich przyjaźń. Nie było szans, że Burzowa Noc będzie chciała spojrzeć mu w pysk. Nie była taką słodką idiotką jak Różana Słodycz. Westchnął, spuszczając wzrok na łapy. Rzadko zapuszczał się na tereny lisów. Zazwyczaj nie miał powodów. Dziś jednak cicho tłumiąca się w nim nadzieje, że spotka Burzę przeważyła szalę. Lecz Klan Gwiazd pokrzyżował mu plany.
W głowie wciąż miał słowa wariatki z lasu. Zastanawiał się czy miały jakiś sens. Czy jest możliwe, że rzeczywiście jakoś odnosiły się do jego przyszłości.
— "Wilk bez uszu..." — szepnął do samego siebie zmętnię.
Kim był ten cały Bóg Słońca? Kawka nigdy o nim nie słyszał. Leśne klany wierzyły jedynie w Klan Gwiazd.
— A ty znów chcesz wpaść w lisią paszczę? — zawołał znajomy piskliwy głos.
Kawka odwrócił się, by ujrzeć cynamona. Psia Łapa przyglądał mu się z powalonego pnia. Czarny położył ogon. Zawiódł się, sądząc, że ktoś inny skrywa się za jego grzbietem.
— Nie tak powinna wyglądać twoja mina, gdy widzisz kogoś kto uratował ci życie. — stęknął staruszek.
Kawka cicho westchnął, krążąc wzrokiem wokół własnych łap. Nie miał dziś ochoty na sprzeczkę z Psią Łapą. Cynamonowy, jak sam cętkowany uważał, był bardziej doświadczony życiowo od niego. Może zgodziłby się odpowiedzieć na parę niewinnych pytań czarnego. Może wiedział kim była ta liliowa wariatka? Albo przynajmniej Bóg Słońca...? A może znał się trochę na kotkach? Kawka spuścił wzrok zażenowany. Już sama myśl o zapytaniu kocura była... ciężka. Zaczął grzebać łapą w ziemi, zerkając na samotnika. Serce mimowolnie mu przyspieszyło. Czym się tak denerwował? Przecież to tylko niewinne pytanie. Psia Łapa nie nakrzyczy na niego za to.
— Co ci? Język ci odcięli? Robaków dostałeś? — mruknął Psia Łapa.W głowie wciąż miał słowa wariatki z lasu. Zastanawiał się czy miały jakiś sens. Czy jest możliwe, że rzeczywiście jakoś odnosiły się do jego przyszłości.
— "Wilk bez uszu..." — szepnął do samego siebie zmętnię.
Kim był ten cały Bóg Słońca? Kawka nigdy o nim nie słyszał. Leśne klany wierzyły jedynie w Klan Gwiazd.
— A ty znów chcesz wpaść w lisią paszczę? — zawołał znajomy piskliwy głos.
Kawka odwrócił się, by ujrzeć cynamona. Psia Łapa przyglądał mu się z powalonego pnia. Czarny położył ogon. Zawiódł się, sądząc, że ktoś inny skrywa się za jego grzbietem.
— Nie tak powinna wyglądać twoja mina, gdy widzisz kogoś kto uratował ci życie. — stęknął staruszek.
Kawka cicho westchnął, krążąc wzrokiem wokół własnych łap. Nie miał dziś ochoty na sprzeczkę z Psią Łapą. Cynamonowy, jak sam cętkowany uważał, był bardziej doświadczony życiowo od niego. Może zgodziłby się odpowiedzieć na parę niewinnych pytań czarnego. Może wiedział kim była ta liliowa wariatka? Albo przynajmniej Bóg Słońca...? A może znał się trochę na kotkach? Kawka spuścił wzrok zażenowany. Już sama myśl o zapytaniu kocura była... ciężka. Zaczął grzebać łapą w ziemi, zerkając na samotnika. Serce mimowolnie mu przyspieszyło. Czym się tak denerwował? Przecież to tylko niewinne pytanie. Psia Łapa nie nakrzyczy na niego za to.
— Masz kogoś? — wypalił w końcu Kawka.
— Co?
— W sensie... Nieważne. — zrezygnował. — Zapomnij o tym.
Samotnik spoglądał na niego trochę zdziwiony. Chyba nie za bardzo wiedział co powiedzieć, gdyż jedynie wpatrywał się w niego tępym spojrzeniem.
— Nie obraź się, ale wolę kotki. — ciągnął Psia Łapa.
Kawka zawstydzony wbił wzrok w ziemie.
— Ja właśnie też. — wypalił czarny, siadając.
— Ja właśnie też. — wypalił czarny, siadając.
Na pysk cynamonowego wkradł się lekki uśmiech. Jego roześmiane ślipia posłały mu sprośne spojrzenie.
— A więc o to chodzi.
Kawka nieco zmieszany spojrzał na niego.
— Nie jestem pewny, czy mamy to samo... — zaczął Kawka.
— Wystarczy, że ja jestem. Przynieś mi trzy myszy to może zastanowię się, czy ci pomóc. — miauknął Psia Łapa, kładąc się leniwie na konarze.
Kawka niechętnie zgodził się na te warunki. Ruszył ku potokowi, licząc, że nie napracuje się na marne.
— Czujesz to? To chyba samotnik. — niski głos rozległ się po polanie.
Kawka pospiesznie skrył się w krzaki. Nie zdążywszy pochwycić swojego podarunku dla Burzy jedynie smętnie na niego spojrzał przez gałęzie krzewu. Najwyżej będzie musiał upolować drugiego ptaka. Z kwiatkami będzie gorzej. Niewiele teraz ich rosło. Westchnął cicho niepocieszony.
— Był tu niedawno...
— I co chcesz go teraz ścigać? Powodzenia ci życzę, Wiewiórczy Pazurze. — prychnęła wojowniczka.
Sierść stanęła na karku Kawki. Burzowa Noc na razie go nie zauważyła. Podobnie jak jego podarunku. Dwójka Burzaków zaczęła kręcić się po okolicy.
— Ej, Burza. Chodź tu. — miauknął rudy kocur.
— Nie wołaj mnie jak psa. — syknęła kotka. — Czego?
I znaleźli. Kawka nie miał pojęcia jaki wyraz pyska ma wojowniczka. Miał nadzieję, że jedynie nie zrozumie tego źle. Szybko wyskoczył z krzaków biegnąc prędko w stronę lasu. Pozostawiając dwójkę wojowników z martwym kawką i niewielką konwalią w dziobie.
<Burza nocna?>
Kawka nieco zmieszany spojrzał na niego.
— Nie jestem pewny, czy mamy to samo... — zaczął Kawka.
— Wystarczy, że ja jestem. Przynieś mi trzy myszy to może zastanowię się, czy ci pomóc. — miauknął Psia Łapa, kładąc się leniwie na konarze.
Kawka niechętnie zgodził się na te warunki. Ruszył ku potokowi, licząc, że nie napracuje się na marne.
* * *
Ulizany jak nowonarodzone kocie kręcił się niespokojnie na granicy z Klanem Burzą. Rozglądał się niespokojnie za niebieską wojowniczką, ale nigdzie nie było jej widać. Wpatrywał się na swój marny łup na przeprosiny. Niewielki czarny ptak z drobniejszym kwiatem. Według Psiej Łapy kotki lubiły prezenty z głębszym znaczeniem. Kawka nie znał się na kwiatach, więc jedynie łudził się, że to znaczenie będzie odpowiednie. — Czujesz to? To chyba samotnik. — niski głos rozległ się po polanie.
Kawka pospiesznie skrył się w krzaki. Nie zdążywszy pochwycić swojego podarunku dla Burzy jedynie smętnie na niego spojrzał przez gałęzie krzewu. Najwyżej będzie musiał upolować drugiego ptaka. Z kwiatkami będzie gorzej. Niewiele teraz ich rosło. Westchnął cicho niepocieszony.
— Był tu niedawno...
— I co chcesz go teraz ścigać? Powodzenia ci życzę, Wiewiórczy Pazurze. — prychnęła wojowniczka.
Sierść stanęła na karku Kawki. Burzowa Noc na razie go nie zauważyła. Podobnie jak jego podarunku. Dwójka Burzaków zaczęła kręcić się po okolicy.
— Ej, Burza. Chodź tu. — miauknął rudy kocur.
— Nie wołaj mnie jak psa. — syknęła kotka. — Czego?
I znaleźli. Kawka nie miał pojęcia jaki wyraz pyska ma wojowniczka. Miał nadzieję, że jedynie nie zrozumie tego źle. Szybko wyskoczył z krzaków biegnąc prędko w stronę lasu. Pozostawiając dwójkę wojowników z martwym kawką i niewielką konwalią w dziobie.
<Burza nocna?>
12 pkt
O kurde
OdpowiedzUsuń