Rozmowa z synem z samego rana trochę poprawiła mu humor. Leszczynek co prawda nadal podchodził specyficznie do zdania ojca, jednakże po krótkiej wymianie zdań zrozumiał szczere intencje Igły. Liliowy point spokojnie wytłumaczył mu swoje stanowisko względem Wróbelka, które było błędnie interpretowane przez niektóre koty, szczególnie, że kocur zrezygnował ze stanowiska głównie przez swój wiek, cicha wojna między burym a jego wnukiem była tylko zapalnikiem. Niczym więcej.
Poruszył uchem, gdy sikorka zaćwierkała na pobliskiej gałęzi.
— Tato, przestań zachowywać się jak mały, przerażony kociak — zmarszczył brwi, spoglądając na syna. Niezadowolony strzepnął ogonem, zaś cały sens ich rozmowy uciekł szybciej, niż zdążył cokolwiek ponownie powiedzieć. Leszczynowa Bryza wpatrywał się w niego z łagodnym, pogodnym uśmiechem na mordce. Nadal nie potrafił uwierzyć, że jego mały synek wrócił.
I że już nie był taki malutki.
O ile liliowy nie stracił rachuby, Leszczynek niedługo powinien skończyć siedemdziesiąty księżyc. Ten czas leciał tak strasznie szybko… Zastanawiał się, co by było gdyby Gąska nie odeszła. Gdyby cała szóstka kociąt jego i szylkretowej wojowniczki, tak szybko nie odeszła z tego świata. Został mu tylko on.
Nieironicznie miał wrażenie, że rudzielec jest mądrzejszy nawet od niego, słuchał jego opowieści z czasów, gdy wędrował, będąc przekonanym, iż klan wilka został zniszczony. Mówią, że podróże kształcą, napełniają kota doświadczeniem i różnymi mądrościami, coś chyba więc musiało w tym być. Igła niestety był już zbyt stary, by udać się na jakąkolwiek wędrówkę.
Nie był samobójcą
— Mówisz tak, jak Wilcze Serce — mruknął niepocieszony, podnosząc się z ziemi. Kilka kłaków z jego grzbietu upadło na piasek. Jeszcze tego mu brakowało - żeby zdechnął na wpół łysy jak tamten sukinkot. Mimo wszystko uśmiechnął się na wspomnienie swojego najbliższego przyjaciela, wiedział, że gdyby mógł, czarny kocur sprzedałby mu kopa w dupę i to takiego solidnego.
Powoli, czując jak wszystkie mięśnie mu odmawiają posłuszeństwa, niespiesznie ruszył w kierunku legowiska lidera.
Będąc zajęczy sus od Leszczynka, odwrócił się, tak tylko by upewnić się, że jego synek nigdzie nie zniknie. Ot dla spokoju ducha. Wiedział, że strata kolejnego dziecka zwyczajnie byłaby gwoździem do jego własnej trumny.
Posępny humor znowu odezwał się doń, niczym do starego przyjaciela i chociaż Igła starał się porzucić czarne scenariusze - wiedział, że przed jednym nie ma ucieczki.
Umierał.
Jego życie dobiegało powoli końca, z czym nadal nie potrafił się pogodzić. Czuł jednak swego rodzaju, dziwną ulgę, jakby śmierć miała być pomocną łapą, która strzepne z jego barków kurz stworzony z wyrzutów sumienia czy innych problemów.
Nachylił głowę, by przejść pod rośliną, która zasłaniała wejście do legowiska, jednocześnie zapewniając prywatność. Już wcześniej odezwał się, by upewnić się, czy ktoś jest w środku.
Odpowiedziało mu krótkie miauknięcie.
— Witaj, Wróblowa Gwiazdo — miauknął krótko, stając przed młodym liderem — Chciałbym z tobą porozmawiać, jeśli pozwolisz — koniuszek ogona starego kocura drgnął, gdy burasek zamrugał ślepkami, po czym ostrożnie kiwnął głową.
— W czym problem?
— Nie tutaj, może pójdziemy na spacer? Chciałbym rozprostować stare kości — wyjaśnił. Nie czekając na propozycję, wyszedł na zewnątrz, chwiejne kroki kierując w stronę wyjścia z obozu. Trel ptaków dzwonił mu w uszach, gdy razem przemierzali tereny klanu wilka, trzask łamanej gałązki czy chrzęst zdeptanego, suchego liścia dźwięczały w uszach wraz z szumem wiatru.
— Wiesz, myślałem trochę o tym — zaczął spokojnie ochrypłym głosem, kaszląc, by pozbyć się nieprzyjemnego uczucia w gardle. Zrobił krok w przód, wymijając spróchniałe, zwalone drzewo. Korniki dawno zjadły jego większą część — Sądziłem, że nie zabierając głosu w tej sprawie, robię słusznie. Że odcinanie się od tego problemu i nie ingerowanie w niego jest najlepszym, co mogę zrobić — kontynuował spokojnym tonem, co jakiś czas przystając, by wziąć głębszy oddech. Nie był już małym szczylem, spacery, szczególnie tak długie, zwyczajnie pozbawiały go energii.
— Nie chciałem, żeby to tak wszystko wyszło — zatrzymał się w pókroku, spoglądając na swoje odbicie w tafli kałuży. Cholerne siwe kłaki… — Dlatego postanowiłem wszystko wyjaśnić, naprostować. Wybacz, że tak późno. Nie potrafiłem się zebrać... — kontynuował po krótkiej przerwie. Wróbelek wpatrywał się w niego, nie przerywając staremu kocurowi — Tak więc… ekhm… To, co mówiła Płomień, że ponoć żałuję, że cię wybrałem, jest kłamstwem. Nigdy nic takiego nie mówiłem, zawsze byłem pewny swej decyzji, niezależnie od sytuacji. Sam zrobiłem kilka głupot będąc młodym liderem, kto ich nie robi? Mogę się tylko domyślać, jak mogłeś się czuć. Zostawiłem cię z dnia na dzień z tym całym gównem samego. Wybacz mi proszę, nie tak moje odejście miało wyglądać. Po prostu… cała ta kłótnia między tobą a Trójką, oba kotami, które są dla mnie ważne, była nie do zniesienia. Frustracja odkładała się z dnia na dzień rosnąć, do tego doszła jeszcze myśl, że kiedyś musiałbym wybierać między wami dwoma. Czara goryczy się przelała i zareagowałem tak, a nie inaczej — zacisnął zęby, biorąc głębszy wdech. Skoro zaczął, nie mógł się cofnąć. Musiał powiedzieć wszystko — Przepraszam też, że nie zareagowałem, gdy zaczęły się problemy z Fasolką i niektórzy z klanu chcieli jej wyrzucenia i ukarania już, teraz, zaraz. Fasolka to moja córeczka i szczerze mówiąc… ja bym nawet nie zdobył się na odwagę, by ją ukarać. Podziwiam cię za taką odwagę i dziękuję, że po prostu odsunąłeś ją od obowiązków. Druga sprawa… za bardzo byłem zrozpaczony po śmierci Wilczego Serca, biorąc cię na swojego zastępcę oczekiwa- nie, wręcz wymagałem byś był taki jak on. Żebyś podążał drogą wydeptaną przez łapy twojego ojca nie ważne, jak bardzo by to bolało. Zbyt usilnie starałem się go zobaczyć w tobie, chociaż miałem świadomość, że nigdy nie będziesz taki jak on. Jesteś innym kotem, nie żadną reinkarnacją, masz swój własny charakter, cele, przemyślenia, sumienie. A ja jak ostatni mysi móżdżek nie potrafiłem tego dostrzec. Nie oczekuję, że mi wybaczysz. Po prostu zanim odejdę, chciałem sprostować pewne sprawy, żebyś wiedział, że zawsze byłem dumny, że to ciebie wybrałem na swojego następcę — miauknął. Mimowolnie odetchnął z ulgą, gdy ponownie przekroczyli wejście do obozu klanu wilka. Łapy bolały go niemiłosiernie i tylko marzył, by ułożyć się na swoim posłaniu z mchu — Dziękuję za rozmowę i spacer, Wróblowa Gwiazdo. Miłego dnia, gdybyś czegoś ode mnie potrzebował, wiesz gdzie mnie znaleźć — skinął buremu z szacunkiem głową, odchodząc powoli.
< Wurbel? >
W-wujku ;-;
OdpowiedzUsuń