Siedziała, tępo wpatrując się w ścianę legowiska wojowników. Jej pysk wykrzywił grymas.
Nie była szczęśliwa i akurat to nie było niczym nowym. Borsuczy Krok szybko nauczyła się, że jej emocje nie potrafią sięgać tak głęboko. Liczyła jednak, że poczuje satysfakcję. Jak po dobrym posiłku. Tymczasem…
Wykrzywiła pysk jeszcze mocniej.
A przecież wszystko przebiegło tak jak planowała. Nawet lepiej.
Przerażenie malujące się w oczach niebieskiej wojowniczki.
Dotknęła ją. Najgłębszej części jej istnienia. Jej strach odbił się w tęczówkach Borsuk.
A jednak nie czuła się spełniona. Nie czuła satysfakcji.
Tak jakby tłusta nornica okazała się zgniła w środku.
Jastrzębi Podmuch pewnie jej teraz nienawidziła. Widziała to w jej oczach. Nienawiść nie była zła. Sprawiała, że wojowniczka o niej myślała, a przecież właśnie o to chodziło. O uwagę. Zrozumienie kogoś, kto potrafił to zrobić. Kto w przeciwieństwie do reszty klanowiczów potrafił patrzeć i widzieć. Zobaczyć ją taką, jaką była. Czym była.
A jednak. Odkryła, że myśl o tym, że Jastrzębi Podmuch może jej nienawidzić zaczęła powodować dyskomfort.
Nie chciała tego. Kłuło jak cierń wbity w łapę. Podobnie jak myśl o jej cierpieniu.
Borsuczy Krok przymknęła ślepia.
Tego nie brała pod uwagę.
Przegrała. Tego jednego była pewna.
Jastrzębi Podmuch urodziła kociaki. Borsuk doskonale wiedziała, co musiała czuć. Niedawno sama była w niemal identycznej sytuacji.
Kocięta, których nigdy nie kochała. Z partnerem, do którego nic nie czuła.
Wszystko dla wyższego celu.
Wszystko dla ich gry.
Wiedziała, że to wszystko zaszło za daleko. I wiedziała, że już za późno żeby się wycofać.
Mimo wszystko podziwiała Jastrząb. Urodziła je. Nadała imiona kojarzące się z dobrymi rzeczami. Słyszała, że była troskliwą matką.
Wspomnienie tamtego bólu.
Borsuczy Krok naprawdę ją podziwiała.
Bez trudu wypatrzyła płową sylwetkę. Podeszła do kocura powolnym krokiem, bardzo adekwatnym do jej imienia.
Świtająca Maska uśmiechnął się krzywo na jej widok.
- O, wielka pani zastępczyni, psia jej mać - burknął.
Zmrużyła ślepia, ale nie skomentowała.
- Pamiętasz o swojej obietnicy?
Kocur momentalnie zesztywniał. Do jej nozdrzy dotarł smród strachu.
- Przysługa za przysługę. Twoja kolej.
- Jakoś się nie spieszyłaś - miauknął, starając się odzyskać animusz.
- Zajmiesz się Jastrzębim Podmuchem. Jej i jej kociakom ma niczego nie brakować.
Spojrzał na nią zszkokowany.
- Czy ja wyglądam na cholernią niańkę?!
Wyprostowała się, prezentując swoją sylwetkę w pełnej okazałości i spojrzała na niego zimno.
- Mogłam pozwolić jej wtedy zdechnąć. Byłby z niej ładny dywanik w jaskini Stwórcy.
W ślepiach kocura zalśniła wściekłość.
- Ty…! - Zjeżył sierść, gotowy się na nią rzucić. Nie miał szans. Wiedział o tym. Warknął, rzucając w jej stronę wiązankę przekleństw.
- Idź. I nie mów, że ci kazałam.
Po prostu odwróciła się do niego ogonem i odeszła, zostawiając wściekłego kocura samego.
Nawet to nie poprawiło jej humoru.
6 pkt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz