- Przecież nie robisz nic złego - mówił do siebie w myślach. - Nic złego, więc dlaczego się boisz? Przecież nie zabraniają siedzieć, prawda? Nie zabraniają…
Jego ogon drgnął niespokojnie, bez żadnego powodu. Posłał spojrzenie w kierunku legowiska, w którym mieszkała teraz większość Klanu. Wejście było dostatecznie blisko, żeby do niego doskoczył, gdy tylko w zasięgu jego wzroku pojawi się ktoś z grupy Stwórcy.
Nie robił nic złego. Nie robił nic złego. Nie robił nic złego.
Istniał. To wystarczało.
Zadrżał, choć wcale nie było mu zimno.
Rozejrzał się, trochę zbyt nerwowo. W jego kierunku szła Żabi Skok. Ich spojrzenia na moment się spotkały, po czym oboje spuścili wzrok. Podeszła bliżej, a on spróbował się uśmiechnąć. Odwzajemniła gest, najpierw upewniając się, że żaden z patrolujących obóz kotów nie zwrócił uwagi na ich rozmowę.
- Cześć, Wróblowe Serce. Nie przeszkadzam?
Pokręcił głową, ogonem wskazując, żeby usiadła obok. Kotka przycupnęła przy jego boku, owijając łapy ogonem.
Już dawno zdał sobie sprawę ze swoich uczuć do niej. Była jego pierwszą, uczniowską miłością, czysto duchową. Sprawiała, że chciał spędzać z nią czas, chciał zrobić wszystko, by te piękne, zawsze smutne oczy w końcu się uśmiechnęły. Chciał się nią zaopiekować, być dla niej oparciem w każdej trudniejszej chwili, chciał znać jej myśli i marzenia.
Uśmiechnął się w duchu do tamtego beztroskiego siebie. Był sobie wdzięczny, że nigdy nie łudził się, że mogą zostać partnerami. Kotka była samotna, ale to nie miało znaczenia, wiedział, że nie byłby dla niej odpowiednim kandydatem. Był szczylem, którego nie dało się traktować poważnie, a ona wojowniczką. To nie miało prawa się udać.
Teraz, gdy był już starszy… Uczucie uleciało, zostawiając po sobie ciepłe wspomnienia. Wiedział, że na zawsze będzie dla niego kimś trochę więcej niż zwykłą przyjaciółką, ale żar w jego sercu zgasł. I całe szczęście, bo dzięki temu był w stanie z nią rozmawiać bez ciągłego peszenia się. To ułatwiało życie.
Uśmiechnął się do niej słabo. Spojrzał w te piękne, duże jasnoniebieskie ślepia, zastanawiając się, co musiała przejść, że nie opuszczał ich smutek.
- Całkiem ładna dzisiaj pogoda - miauknął, kierując wzrok na niebo. Było niemal tego koloru co jej oczy, bezchmurne i jasne. - Byłaby idealna na spacer.
Przytaknęła i podążyła za jego spojrzeniem. Przez moment milczeli, wsłuchując się w szmer ciepłego wiatru.
- Myślisz, że łąka obok Drewnianej Gawry zdążyła już rozkwitnąć?
- Pewnie tak - odparła. - W ubiegłą Porę Zielonych Liści wyglądała pięknie, a było dużo bardziej gorąco. Teraz powinna być jeszcze piękniejsza.
- Tak, dobrze że nie jest tak upalnie jak wtedy - miauknął bury. - Strumyk prawie wysechł. Tym razem mu to nie grozi. I całe szczęście, niech Klifiaki trzymają się z dala od naszego brzegu. - Uśmiechnął się, a w jego głosie zabrzmiała buńczuczna nuta.
Tak bardzo mu tego brakowało. Rozmowy. Normalnej rozmowy na codzienne tematy. Bezpiecznej. Beztroskiej.
- Chciałabyś kiedyś sprawdzić, jak ma się łąka? Albo strumień? Tak po prostu - dodał z uśmiechem, widząc zmieszanie czekoladowej.
<Żabko? Mam nadzieję, że jakoś wyszło :’)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz