Przybliżyła się do Cętkowanego Kwiatu.
- Mamusiu, mam chyba k-kaszel... - miauknęła.
Kotka zmierzyła ją od samych końców jej małych uszów, aż po pazurki. Kilka sekund wpatrywała się w jej różowy nosek i resztę twarz, aż wreszcie zdecydowała się coś powiedzieć.
- Zaniosę cię do cioci Konwalii, nie wglądasz najlepiej.
Kiwnęła głową. Rodzicielka złapała ją za kark i zaczęła się podróż. Wreszcie wyszła ze żłobka. Oh, jak tu pięknie! I jak wiele ogromnych kotów! Są jak olbrzymy, a ona jak mrówka. Dużo skałek, a nad głową... Coś wielkiego, taki łuk, tylko że z kamieni. Kichnęła. Zobaczyła, że Cętka automatycznie zaczęła biec szybciej do celu. Wreszcie dotarły.
- No, usiądź sobie tutaj. - odrzekła królowa, sadzając małą na mchu w legowisku medyka. - Konwalio! Jeżyku! Stokrotko!
Jej oczom ujrzały się dwie sylwetki, obie dość niskie jak na swój wiek. Czarna i niebieska. To Stokrotka i je mentorka! Coś tam mówiła o tym, jak bardzo chce zostać medyczką, ale nie sądziła, że to tak na serio. Żółtookie podeszły szybki susami do niej.
- Cześć, Sto... - i kaszlnęła - Stokrotkowa Łapo...!
- Witaj, Tupot. - przywitała się. - Ciociu, ona chyba jest na coś chora.
Starsza pokiwała głową. Wyglądała jakoś dziwnie... Na jej twarzy malował się smutek, a nie radość, jaką dotychczas widziała.
- To kocięcy kaszel, pewnie. Zaraz coś na to poradzimy, spokojnie. Możesz, mi przynieś podbiał?
Przypatrywała się kotom biegającą w koło. Raz przynosili ziółka, a czasami przebiegał koło jej nosa Jeżowa Ścieżka, który zdołał jej tylko powiedzieć ''cześć'' bo był zapracowany. Dali jej dziwną przeżutą papkę i musiała zostać na trochę u medyków, podobno powód był taki, że mogłaby zarazić innych, a do tego tu jest bezpieczna, ale tu... Było strasznie nudno, nie pozwalali jej się ruszać, tylko leżeć grzecznie. Niedługo potem jej mamusia wyszła, bo miała resztę kociaków na głowie, a ona została sama, znaczy z tymi uzdrawiającymi kotami. Cieszyła się przynajmniej towarzystwem Stokrotki, zdołały czasem zamienić kilka słów. Były w podobnym wieku więc nie było większego problemu ze zrozumieniem się. Jednak niedługo potem odeszła też Stokrotka z Konwalią i został tylko Jeżyk. Zaczynała się bać, że wszyscy ją opuszczą, a legowisko medyka wydawało się coraz straszniejsze, do tego nie można było ukryć, że zaczynało się ściemniać, co tylko pogarszało sytuacje córki Orlikowego Szeptu. Z oczu kotki zaczęła płynąć łzy. Zakryła pyszczek łapkami.
- Ty płaczesz? - zdołała usłyszeć głos czekoladowego.
Nie chciała wyjść na beksę, więc postanowiła skłamać, że nie.
- Wpadło m-mi tylko coś dio oka... - miauknęła, próbując uspokoić płacz. Nic nie pomagało, za to wręcz przeciwnie rozpłakała się jeszcze bardziej. Jej nóżka od ruchowo zaczęła się ruszać. Zaczęła tuptać lewą, tylną łapą, przez co zaczynała bardziej przypominać małego królika nić kilkumiesięczne kocię.
<Jeżowa Ścieżko? Powodzenia w uspakajaniu małego dziecka...>
Wyleczeni: Tupot
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz