Coś zaskrzypiało. Innym razem usłyszała drapanie pazurków o korę drzewa. Zwróciła jednak największą uwagę na ciche kichnięcie, które nieoczekiwanie wydobyło się z pyszczka kociaka. Szyszka, otworzyła żółte ślepia. Musiała zamrugał kilkukrotnie, by wytężyć wzrok, zanim jej ślepia spotkały się z tymi należącymi do córki Perły. Jabłonka wydawała się zmartwiona myślą, że obudziła liderkę.
Do nosa Szyszki napłynął jej znajomy zapach, które nosiło młodsze pokolenie lisiaków. Perła i Lśniący Księżyc zostali rodzicami nie tak dawno. Czarnulka widziała ich pociechy, gdy przyszła odwiedzić wojowniczkę, ale dopiero teraz miała okazję bliżej porozmawiać z jednym z nich. Imiona były dla niej kwestią oczywistą, każde określało daną jednostkę kota, na podstawie nie tyle wyglądu, co barwy sierści. Stąd właśnie rozpoznała Jabłonkę, znaną ze swojego bystrego umysłu.
Liderka ziewnęła przeciągle, pokazując różowy języczek, zanim usiadła. Musiała utrzymać równowagę, by nie polecieć w dół, jednak była na tyle doświadczona, że przyszło jej to z łatwością. Pokolenia urodzone w Owocowym Lesie, będą może nawet w przyszłości lepsze od niej, gdyż będą dorastać wśród drzew, na które codziennym zajęciem będzie wspinaczka. Może nawet podejdzie to pod podstawę szkolenia?
Ciepły uśmiech zagościł na pysku czarnulki. Otoczyła ogon wokół łap, uważnie obserwując najmniejszą reakcję małej członkini dawnego Klanu Lisa.
— Dzień dobry, Jabłonko.
— Nie chciałam pani obudzić. — odpowiedziała niemal błyskawicznie koteczka, z psotnym wyrazem swoich ślepi.
Była taka beztroska. Czasami sama chciałaby się cofnąć do czasów kocięcej energii, ale nie żałowała, że jej życie upływało we właściwym kierunku. Chyba im była starsza, tym dopadała ją większa nostalgia.
— Wysoko się wspięłaś. Musisz uważać, żeby nie spaść. Mama wie, że wyszłaś ze żłobka? Nie zdziwiłabym się, jest piękna pogoda. — zagadała łagodnym tonem głosu, będącym już jej znakiem rozpoznawczym, dokładnie tak jak wieczny uśmiech.
<Jabłonko? uwu>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz