Pigwa obserwował goniącą śmiejącego się Wieczornika Zbożową Łapę. Z małym opóźnieniem dotarło do niego o co chodziło rudemu. Speszony zwiesił łeb. Zbożowa Łapa zdecydowanie była ładną kotką i do tego taką odważną, ale samemu nigdy by coś takie nie przyszło do łba. Wieczornik z resztą tylko to powiedział, żeby dopiec przyjaciółce. Wiadomo było, że taka kotka jak ona nigdy nie umówiłaby się z tak paskudnym wojownikiem jak Pigwowy Kieł. Podobnie jak reszta płci piękniej z jego klanu. Westchnął, spoglądając w niebo. Pewnie nigdy nikogo sobie nie znajdzie.
* * *
Pigwa nim się zorientował Zbożowy Kłos wylądowała w kociarni. Jej brzuch wielkości solidnego pstrąga sugerował tylko jedno. Wojowniczka spodziewała się potomstwa. Podobnie jak większość jego rówieśników oraz młodszych od niego. Wszyscy się rozmnażali. Znajdowali miłości swojego życia, mieli gronek przyjaciół, czy chociaż jednego dobrego. Jedynie Pigwowy Kieł nadal przesiadywał popołudnia sam nad strumieniem. Wiedział, że mógłby to zmienić. Mógłby podejść do kogoś, zagadać i zaprzyjaźnić się. Ale przekładał to w nieskończoność. Jak niemal wszystko.
— Pigwo! Pigwowy Kle! — usłyszał głos za sobą.
Karasiowa Łuska uśmiechnęła się do niego, gdy ich ślipia się spotkały.
— Mógłbyś to zamieść Zbożu? — poprosiła go, kładąc przed nim niewielkiego karpia. — Ostatnio miewa humorki ciążowe, ale to nic dziwnego w końcu rośną w niej nowe życia, prawda? Ah, znów klan wypełnią rozbrykane kociaki. Zawsze chciałam doczekać się parki takich pociesznych maluchów, ale znalezienie partnera to nie łatwa sprawa, wiesz? Ale no wracając, mógłbyś jej go zanieść? Ciebie chyba nawet lubi, nie? — miauknęła, uśmiechając się lekko.
Pigwowy Kieł chyba ze dwa razy pogubił się w słowotoku kremowej.
— Co...? Eee... a Ży-żytnie Pole nie może? — miauknął wymijająco.
Niczego się tak nie bał jak krzyczących kotek.
— Jest na polowaniu, Zbożowy Kłos zażyczyła sobie jeszcze kosa, a wiesz jak trudno złapać o tej porze roku... Ale no, wierzę, że dasz radę! Kto jak nie ty, co? — stwierdziła, puszczając mu oczko.
Pigwa położył uszy, ale nim zdążył cokolwiek powiedzieć kremowej wojowniczki już nie było. Kocur niepewnie chwycił rybę, zmierzając niechętnie do kociarni. Krzyki i piski maluchów Jesiona niepokojąco rozlegały się po obozie. Sierść na grzbiecie arlekina się zjeżyła. Cieszył się, że nie miał z nimi większego kontaktu. Stanął niepewnie przed wejściem do kociarni.
— H-hej — miauknął niepewnie, podchodząc do rozwalonej na mchowym posłaniu Zbożowego Kłosa. — M-mam dla ciebie k-karpia...?
<Zboże?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz