- Mgielka! - miauknął, podnosząc się do siadu i wlepiając zaciekawione ślepka w koteczkę. - Sostalas medykiem? - O jakież było jej zdziwienie, gdy pod łapami zobaczyła nie nikogo innego, jak Kaczorka. Tego małego kociaka, z którym oglądała gwiazdy. Nie no na niego nie mogła krzyczeć.
- Czy zostałam medykiem? - Lekko zdezorientowana powtórzyła pytanie i zaczęła się rozglądać, poszukując jego siostry. Pamiętała, co ostatnio zrobili, jak biegali w kółko po jej i Porannej Zorzy legowisku. Nie chciała znowu natknąć się na ich oboje naraz. Zdecydowanie stwarzali zagrożenie dla siebie i innych, tego była pewna. - N-nie, zostałam jego uczennicą - potrząsnęła głową, uwalniając się od zamyślenia. Może był sam? Niepewnie przejrzała jeszcze raz okolicę. Chyba jednak był sam. - A gdzie twoja siostra? - Kocurek przekrzywił główkę w zamyśleniu i lekkim niedowierzaniu.
- Cemu pytas?
- Boooo - właśnie po co pytała? Nie powie mu przecież, że boi się ich dwójki razem. Doprawdy miała wielki szacunek do Brzoskwiniowej Bryzy, że wytrzymywała z kociakami. - nieważne już - uśmiechnęła się, mając nadzieję, że kocurek nie uzna tego za podejrzane. Nagle podeszła do nich mama rudego.
- Przepraszam za niego - Skierowała tę wypowiedź do Mgiełki. Przepraszała, ale za co? Nie uczennicy to oceniać, a szczególnie uczennicy, która była w stanie ledwo pohamowanej furii. Wzięła Kaczorka sprzed zdezorientowanej Mgiełki i ruszyła w stronę kociarni. Kocurek będzie miał ochrzan jak nic. Później z nim pogada, lecz teraz musiała odparować, ponieważ złość nadal w niej kipiała.
***Po zgromadzeniu***
Jej myśli lawirowały tylko i wyłącznie wokół Klanu Gwiazdy. Co było prawdą? Potwierdzenie jej dotychczasowych wierzeń przez doświadczonego medyka Potrójny Krok, czy im zaprzeczenie przez jego uczennicę Fasolkową Łapę? Nie mogła wybrać. Nie chciała czuć się sama, a bez Klanu Gwiazdy taka będzie, jednak jej ciekawość mówiła, że za ranami kotki mógł kryć się obiekt jej wierzeń. Co było nie tak? Właśnie wracała ze zgromadzenia. Była taka zmieszana. Ponadto uciekła i medyk Klanu Wilka musiał po nią iść. Było jej tak wstyd... Jej pierwsze zgromadzenie... To wyrobiła sobie opinię... W dodatku dała ponieść się emocjom, które ukryła tak głęboko. Nie mogła ryczeć, a właśnie to zrobiła. Była wściekła i to jak. Nienawidziła tego wszystkiego, a najbardziej siebie. Co ona zrobiła? Jaki był w końcu ten klan zmarłych przodków? Chciała płakać, ale nie mogła. Chciała być bezpieczna, ale nie była. Chciała się przytulić, ale nie miała do kogo. Nie wiedziała, czy w końcu była sama, czy nie? Wzdychnęła.
- Masz rację co do nienawiści do siebie - ku jej zdziwieniu, ukazał się jej już dawno niespotykany towarzysz. Stanęła jak wryta. - Jesteś już za duża na zabawę - ocenił cień - może chciałabyś zrobić coś innego? - Przerażona spojrzała w jego kierunku. Bała się tak bardzo. Chciała uciec. Ponownie. Nie mogła. Mimo że szła na końcu, inne koty zareagowałyby niemal dziwnie, gdyby zobaczyły uciekającą przed niczym, nową uczennicę medyka.
- Nie boję się ciebie - niemal szeptem wycharczała.
- I bardzo dobrze, tylko módl się do tego swojego klanu gwiazdy, żeby stało się to prawdą - umysł kotki wypełnił przerażający śmiech czarnego towarzysza. Zamknęła oczy. Nie będzie się bać. Ruszyła. Zignorowała cień. Teraz była pewna, że będzie płakać i również z powodu cienia, ale to na osobności.
Gdy dotarła do legowiska medyka, jako pierwsze, co rzuciło jej się w oczy to porozwalane rośliny. Nie, nie, nie, nie! Tylko nie to! Godziny pracy razem z Poranną Zorzą. Wszystko na marne! Co jeszcze dzisiaj się stanie?! Była wściekła. Kto to zrobił?! Kto tak zbezcześcił ich pracę?! Potem spostrzegła liczne braki w niektórych roślinkach, w tym w kocimiętce. Uniosła jedną brew. Czyżby ktoś za ich plecami podbierał uzależniające ziółka? Serio? Czemu tego nie zauważyli? Już w swojej głowie zaczęła robić spis wszystkich kotów, które według niej mogły być winne. Jednak ich się nie spodziewała. Nie kociaków, których łapki były odciśnięte na podłodze legowiska. Szybko w myślach sprawdziła listę kociąt oraz wyeliminowała te, które według niej, nie miały sobie nic do zarzucenia i o dziwo (a raczej nie, bo tego się spodziewała) jedynymi kociakami, które byłyby do tego zdolne to Kaczorek z Malinką. Złość ją ogarnęła. Nie dość, że ostatnio wparowały tutaj, o mało nie roznosząc jej legowiska, to teraz zeżarły zapasy niektórych roślin, których było coraz mniej, bo zbliżała się pora nagich drzew! I w dodatku je pomieszały, czego można by się spodziewać po kociakach. Przecież mogłoby się im coś stać! Co za lisie bobki! Jakie głupie są kociaki! A jak zjadły jakąś truciznę? Nie mogła dopuścić do ich śmierci. Dopiero co stała się uczennicą medyka, a już musiała interweniować w takie rzeczy. Odłożyła złość na "półkę", teraz ważniejszy był kodeks medyka i odpowiedzialność przed Klanem Gwiazdy. Wybiegła z legowiska, kierując się do kociarni. Wparowała do niej, niemal budząc wszystkich po kolei. Gdy spostrzegła śpiące kociaki, których szukała, podbiegła do nich. Nie był to czas na bycie miłym, trzeba było wyciągnąć od nich, co zeżarły.
- Co zeżarliście?! Gadać mi tu! - Nie przejmowała się tym, że unosi głos, budząc tym wszystkich, którzy jeszcze cudem spali. - Kaczorek? Proszę powiedz - już łagodniej zwróciła się do kolegi. Chciała, by jej powiedział. Nie mogła pozwolić, by poznany przez nią kocurek odszedł do Klanu Gwiazd. Nie tak szybko...
<Kaczorek? To żeście wpienili Mgiełkę xD tłumacz się>
O nie xD
OdpowiedzUsuń