Tym razem kot idealnie na niej wylądował, bez większych przeszkód, po czym położył się na konarze, mrużąc oczy. Śnieg zaczął delikatnie prószyć, natomiast kocur zastanawiał się, kiedy przejdą pierwsze patrole i jaki uczeń dzisiaj nawinie mu się podczas jego bezkarnego polowania. Jednak, mimo wszystko, wolał unikać kontaktu z terminatorami i ich mentorami. Położył łebek na przednich łapach, próbując się skupić.
Zamyślonego kocura rozproszył trzask. Trzask przypominał mu łamanie gałęzi, skrzypienie śniegu, aczkolwiek kiedy uniósł łeb i spojrzał pomiędzy łyse gałęzie, zobaczył zlodowaciałe jezioro, a w nim niewielką wyrwę. Prawdopodobnie coś do niego wpadło, ale to już nie był problem Szpaka.
Jeśli był to jeden z wojowników, lepiej by było, gdyby się stąd ulotnił. Mimo, że przebywał na terenach niczyich, wydawało mu się, że żaden z dzikich kotów nie miałby obiekcji aby spuścić mu niezły łomot. Acz bardziej obawiał się któregoś z drapieżników, więc podejście tam było opcją wykluczoną. Zwinnie zeskoczył na śnieg, który zamortyzował jego upadek, po czym elegancko się otrzepał i ruszył wokół jeziorka. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie usłyszał zawodzenia, które bynajmniej należało do borsuka. Głosik należał do młodej koteczki. Postawił uszy na sztorc i niepewnie spojrzał się w kierunku przerębli. Jeśli zaraz jej nie pomoże, prawdopodobnie zamarznie na śmierć albo dozna szoku termicznego. Gdyby jednak podszedł do niej, lód mógłby zapaść się również pod nim. Kolejną opcją była zwykła ucieczka, która wydawała mu się najbardziej rozsądna.
Tym razem był to wrzask, który ponaglił kocura do działania. Gorączkowo rozejrzał się po otoczeniu, podbiegł do niskiego drzewka i podskoczył, aby zacisnąć kiełki na jego gałęzi. Wydawała mu się na tyle solida, aby utrzymać niewielki ciężar koteczki, acz na tyle lekka, że bez problemu mógł szybko się z nią przemieszać. Złapał mocniej konar, wyregulował środek ciężkości i zaczął iść w kierunku kotki. Kiedy zbliżył się do przerębli na długość lisa, wsadził koniuszek gałęzi do lodowatej wody. Te kilka uderzeń serca wlokło się w nieskończoność, jednak gdy poczuł, że konar jest cięższy, szarpnął go mocno i wyciągnął wątłe "coś". Na początku miał wrażenie, że to kot, ale kiedy bliżej się temu czemuś przyjrzał, coś złapało go za serce. Nie przejmował się jej losem, ale skoro już ją wyciągnął, powinien się nią zająć. I działać szybko, zanim zamarznie na śmierć.
— Nie martw się, wszystko będzie w porządku. — wymruczał do jej ucha, delikatnie trącając je nosem i łapiąc ją za skórę na karku.
Nie wiedział, jak ma się zachować w takiej sytuacji. Potrzebowała ciepła, to pewne, ale nie wiedział, skąd je znaleźć, szczególnie w Porę Nagich Drzew. Mimo, że zazwyczaj kot był skupiony, to teraz był kompletnie wyprany z racjonalnych myśli. Nie powinien dać się ponieść emocjom.
Koteczka wisiała nieruchoma, ale wiedział, że żyje po jej drżeniu i powoli ruszających się bokach. Szpak odetchnął i puścił się biegiem. Spod jego spierzchniętych poduszek tylnych łap sypał się przybrudzony śnieg, nos prowadził go prosto do obozu Klanu Wilka.
Nie powinien do niego po prostu wejść, nawet tak ograniczone dzikusy jak oni mają swoją własną straż. Szpak zmrużył oczy, prawie się potykając o kociątko i nieudolnie przeskoczył wystający korzeń. W oddali zobaczył serce Klanu Wilka, pilnie strzeżone. Uważnie się mu przyglądał, aby potem w pamięci móc rozrysować sobie jego schemat. Informacji na temat klanów nigdy za wiele.
Koty stojące na straży stały wewnątrz obozu, zapewne robiły zmianę ze swoimi poprzednikami i jeszcze nie zajęły miejsc na zewnątrz. Dlatego jeden z nich, potężny bury kocur, zdołał go ledwo skubnąć w końcówkę ogona i wznieść alarm. Zapewne zaatakowałby by go, ale zauważył kocię.
— Burzowe Futro! — zakrzyknął jego kompan, wyrywając kocię i przy okazji opluwając bicolora.
Następnie zniknął za osłoną bluszczu. Szpak jednak nie przejmował się już koteczką, tylko swoim nieciekawym położeniem. Mógł ją zostawić, przynajmniej by nie cierpiała, a teraz nie wiadomo czy przeżyje. Ze złością uderzył koniuszkiem ogona w podłoże i już szykował się, aby sprzedać kocurowi kopniaka w podbrzusze, gdy uprzedził go czyjś aksamitny głos. W miarę możliwości przekręcił łebek, by spojrzeć się za siebie, i zobaczył lidera Klanu Wilka, Borsuczą Gwiazdę. Spotkał go już kilka razy, jednak on go nigdy nie dostrzegł. Może raz, kiedy uciekł przed nim w zarośla.
— Kogo mu tu mamy?... — wymruczał, przymykając lekko powieki. — Kim jesteś?
Szpak nie odpowiedział, tylko wygrzebał się spod potężnego przeciwnika. Wojownik nadal za nim stał, dysząc przeraźliwie, co zakłócało myśli żółtookiego. Najchętniej odwróciłby się teraz i porządnie przejechał pazurami po jego poliku, ale to zdecydowanie nie poprawiłoby jego kryzysowej sytuacji. Nie zwiesił łebka, tylko buntowniczo wpatrywał się w ślepia przywódcy.
<< Gardenio? Borsucza Gwiazdo? >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz