Gdy Łezka wyszła razem z Żurawinowym Krzewem, Deszczyk wpadł w lekką panikę.
Mógł wymyślić bezpieczniejszą zabawę. Teraz siostra jest przez niego zraniona, a co gorsza... A jak jej łapka naprawdę odpadnie?! Musi iść, musi z nią być w tych najgorszych chwilach!
Jagodowa Łapa spojrzała na kociaki rozczulona.
- Jak tam? - zapytała wesoło, przysiadając przed kocurkiem.
Toń tylko fuknęła cicho pod nosem zdenerwowana. Deszczyk spojrzał na nią kątem oka, zauważając jej niezadowoloną minę. No tak, jego siostra bardzo nie lubiła odzywać się do tych starszych kotów. Ogólnie, chyba żadnego nie lubiła, bo praktycznie nigdy też do nich nie podchodziła.
Niebieski zmierzył uczennicę swoimi cyjanowymi oczami, przybierając pewną siebie postawę.
- Niedobze... - miauknął głośno, wpatrując się w żółte ślepia uczennicy.
- A dlaczego? - zapytała koteczka zaskoczona - Coś ci się stało Deszczyku?
Niebieski kocurek pokręcił rozpaczliwie łebkiem, spoglądając na Toń prosząco. Ta jednak tylko spojrzała na niego obojętnie, wzruszając barkami. Jak miałaby mu pomóc?
- B-bo my... ja... - miauknął z lekka płaczliwie - Muse wyjść!
Jagodowa Łapa spojrzała na niego zdziwiona, po chwili uśmiechając się lekko.
- Wybacz Deszczyku, ale musimy zostać tutaj - stwierdziła, na co niebieskiemu zrzedła mina.
- Ale ja muse i koniec! - zawołał lekko zgniewany.
Musiał coś zrobić! Jeśli chodziło o siostrę albo mamę nic go nie zatrzyma. Kocurek spojrzał za liliową koteczkę. W jego maleńkiej główce narodził się plan. Bardzo niebezpieczny, ale wykonalny.
Podniósł się nagle i ruszył niezgrabnie w kierunku wyjścia z legowiska.
Jagodowa Łapa wciągnęła zaskoczona powietrze, po czym szybko złapała kociaka za skórę na karku.
- Nie! - krzyknął zdenerwowany, machając łapami na wszystkie strony.
- Nie fierc się Deszczuyku! - miauknęła kotka, odkładając go na ziemię - A jakbym cię puściła? Spadłbyś i też zrobiłbyś sobie krzywdę.
Kocurek spojrzał na nią skruszony, jednak szybko zmienił minę.
- Ale ja muse isc do Łeski! - mruknął zdeterminowany, chcąc ponownie wyminąć uczennicę.
Jak wielkie zdziwienie u niego wywołała, gdy zrobiła mu przejście. Spojrzał na nią, nie rozumiejąc, jednak Jagódka tylko uśmiechnęła się szeroko. Otworzył szeroko oczy, które błysnęły.
- To skoro tak bardzo chcesz iść, to raczej nie mam wyboru - westchnęła cicho, spoglądając wyczekująco na Toń - Ale musimy też zabrać twoją siostrę.
Po tym wszystkim poszli do medyka, który na spokojnie wytłumaczył mu wszystko, gdy zadał to jedno najważniejsze pytanie.
Naburmuszył się lekko, słysząc ciche śmiechu starszych kotów, po czym bezceremonialnie podszedł do swojej kochanej siostrzyczki i liznął ją delikatnie w policzek. Nie chciał jej znów zrobić krzywdy.
- Pseplasam Łesko, juz więcej tak nie będę lobił - zamruczał przepraszająco, po czym otarł się o buraske miękkim futrem.
Malutka koteczka wpatrywała się w Deszczyka wniebowzięta. Zachichotała cicho, wtulając się w kocurka.
- Wybacam ci Descyku! - zawołała wesoło - Jejku! Ale mas mieciutkie fuletko!
Od tamtego wydarzenia minęło już kilka księżyców. Na powietrzu robiło się coraz zimniej, kociaki zaczęły obrastać nieco grubszym futrem. Kolorowe liście tańczyły na wietrze, czasem wpadając bez zapowiedzi do żłobka.
Deszczyk nie chciał, by ktokolwiek je wyrzucał. I koty raczej nie miały takiego zamiaru. W żłobku było wtedy o wiele cieplej. Czasem zakopywał się w nich, gdy bawił się z Łezką w chowanego. Toń rzadko do nich dołączała, ze swoją wielkością nie miała jak się ukryć.
Żurawinowy Krzew zajęta była żywą rozmową, którą prowadziła razem z resztą królowych. Deszcz mało co rozumiał, poza słowami "maluchy", "niedługo" i "jestem ostatnio okropnie głodna". Czyli niedługo pojawią się u nich jakieś inne kociaki? Tylko skąd? Musi chyba zapytać ciocie Piankę i Zawilec, skąd one je wezmą. Może sam im je wybierze?
Byli w trakcie kolejnej rundy, a niebieski kocurek pierwszy raz zdołał się chyba ukryć na tak długo. Łezka kręciła się już po żłobku dobre kilkanaście uderzeń serca, nawołując go. Nie chciał dać za wygraną, jednak jej pyszczek wykrzywiał się w płaczliwym grymasie coraz bardziej.
Zmiękło mu nieco serce, a widząc, że lada chwila jego malutka siostrzyczka mogła się rozpłakać, wysunął spod liści swój jasny ogonek. Oczywiście nie całkowicie, by buraska nie osądziła go czasem o fory. Biała końcówka wyraźnie odznaczała się na tle ciemnobrązowych liści.
<Łezko? Wybacz, że czekałaś tak długo TvT>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz