Urodził się z trójką rodzeństwa, z którym na razie miał różne relacje. Jego siostra Księżyc była bardzo cicha, przez co kocurek myślał, że jest wciąż smutna i próbował ją pocieszać. Jednak na nic się to nie zdało, bo i tak niebieska była małomówna. Promyk to za to zbyt energiczna istota. Żółtooki wydawał się być białemu bliższy od Księżyc, choć nie był idealny. Młodszy brat nazbyt żartował sobie z jego osoby, co denerwowało brązowookiego. Najstarsza była Zaćmienie, nie wzbudzająca w Pełni niczego oprócz uśmiechu na pyszczku. Była idealna, zawsze uśmiechnięta, choć często spięta, co nie umknęło uwadze białego.
Zaczął wiercić się po legowisku, w którym odpoczywała jeszcze jego siostra - Zaćmienie oraz mama Bożodrzew. Kocha ją, choć jest bardziej poważna do mamy Zielone Wzgórze, ale każda była jedyną w swoim rodzaju i razem uzupełniały się jako idealni rodzice dla kociaków.
Wstał nie mogąc się wygodnie usadowić, po czym wyszedł z legowiska kierując się do Księżyc siedzącej z boku z opuszczonymi uszami i głową. Widocznie była smutna, tylko czemu? Usadowił się po jej lewej, dotykając ogonem jej ogona.
- Co robisz? - miauknął swoim piskliwym głosikiem, jaki w zwyczaju mają kociaki.
- Eh - niebieska wypuściła powietrze sycząc.
- Nic.
- To może… - uśmiechnął się - porozmawiamy?
- Nie, dzięki - pręgowana klasycznie ostrożnie odmówiła.
- No dobra, jak chcesz - jęknął nie rozumiejąc kotki. Dlaczego nie chciała rozmawiać? Przecież to sprawiłoby, że przestałaby się nudzić.
Biały przekrzywił ucho, słysząc cichy dźwięk łap stąpających po kamieniu. Kocur spojrzał w stronę, z której dochodził odgłos. Wydawał go liliowy kocur stojący przy ich legowisku, odwrócony tyłem do Pełni. Biały zainteresował się długim, pięknym ogonem pomarańczowookiego, który trzymał kocięcy krok od podłoża zachęcając tylko, by go zaatakować.
Brązowooki wpadł na szatański pomysł. Powoli zbliżył się do cętkowanego, po czym napiął mięśnie i wyskoczył, spadając na koniec ogona tajemniczego kocura. Złapał go pazurkami. Zaczął mielić w pyszczku długie, liliowe futro, które go pokrywało wpatrując się w pysk długowłosego, który odwrócił głowę, by sprawdzić co mu się przyczepiło do ogona. Teraz zawiesił źrenice swoich pomarańczowych oczu na synu Bożodrzewnego Kaprysu, widocznie zdziwiony.
-Hej. Fainy ma pań ogoń - biały wypowiedział w stronę ucznia.
- Nie, dzięki - pręgowana klasycznie ostrożnie odmówiła.
- No dobra, jak chcesz - jęknął nie rozumiejąc kotki. Dlaczego nie chciała rozmawiać? Przecież to sprawiłoby, że przestałaby się nudzić.
Biały przekrzywił ucho, słysząc cichy dźwięk łap stąpających po kamieniu. Kocur spojrzał w stronę, z której dochodził odgłos. Wydawał go liliowy kocur stojący przy ich legowisku, odwrócony tyłem do Pełni. Biały zainteresował się długim, pięknym ogonem pomarańczowookiego, który trzymał kocięcy krok od podłoża zachęcając tylko, by go zaatakować.
Brązowooki wpadł na szatański pomysł. Powoli zbliżył się do cętkowanego, po czym napiął mięśnie i wyskoczył, spadając na koniec ogona tajemniczego kocura. Złapał go pazurkami. Zaczął mielić w pyszczku długie, liliowe futro, które go pokrywało wpatrując się w pysk długowłosego, który odwrócił głowę, by sprawdzić co mu się przyczepiło do ogona. Teraz zawiesił źrenice swoich pomarańczowych oczu na synu Bożodrzewnego Kaprysu, widocznie zdziwiony.
-Hej. Fainy ma pań ogoń - biały wypowiedział w stronę ucznia.
<Stokrotkowa Łapo? Coś białego Ci się przykleiło do ogona>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz