Barszczyk zadał mu pytanie o umiejętności latania klifiaków. Mimo bycia dorosłym kotem dalej wewnętrznie czuł się jak kociak z dziecięcą ciekawością.
Ah, naprawdę by chciał żeby koty mogły mieć skrzydła. Życie byłoby o wiele fajniejsze i prostsze, pomyślał.
- Mam na imię Niedźwiedzia Łapa, a ty, miły obcy? No i skoro mi mają wyrastać ptasie piórka, to czy tobie już wychodzi zajęcza kitka? - zapytał ciemny kocur.
Barszcz zaśmiał się serdecznie, aż go zabolał brzuch. To było dobre porównanie!
-Ha! Przecież ja już mam zajęczą kitkę - pokazał mu swój krótki ogon. - Widzisz? Jestem zającem.
Niedźwiedzia Łapa aż musiał się przyjrzeć. Chyba wcześniej nie zauważył, co wywołało rozbawienie w Barszczu.
- Och! rzeczywiście. Co zrobiłeś by go zdobyć? Ja wciąż czekam na swoje mewie skrzydła. - Odparł.
- To tajemnicza tajemnica! - Zrobił dramatyczną pauzę. - Żartuje! Haha, nie wiem, taki już mam. Chyba mi go ktoś odgryzł jak byłem mały.
Niedźwiedzia Łapa mrugnął dwa razy jakby niedosłyszał. Po chwili wybuchł śmiechem tak samo zresztą jak czekoladowy burzak. Barszcz otrzepał się z kurzu, który na nim osiadł i przysiadł obok klifiaka, który najwyraźniej dobrze się czuł leżąc na trawce. Wiatr przyjemnie rozwiewał ich futra, aż wydawać się mogło, że taka sielanka trwać mogłaby wiecznie. Czekoladowy odetchnął głęboko. Kochał przyrodę i przebywanie na otwartej przestrzeni.
Niedźwiedź wytarzał się w trawie jakby go zasiedziały plecy. Barszcz zachichotał cicho.
Wojownik Klanu Burzy dziwił się, że spotkał tak wyluzowanego klifiaka. Zawsze wszyscy wciskali mu do głowy, że pozostałe klanowe koty to wrogowie i nie można im ufać. A tu proszę! Jaki świetny egzemplarz się trafił. Barszcz cieszył się w duchu, że te opowieści innych wojowników nie przełożyły się na rzeczywistość. Od zawsze w każdym szukał przyjaciela, co nierzadko skutkowało odrzuceniem, bo większość kotów ma skamieniałe, zamknięte serca. Barszczyk mimo pogodnego usposobienia naprawdę momentami miał załamanie, czemu tak mało kotów chce spędzać z nim czas. On potrzebował mieć kogoś blisko…
Zerknął na klifiaka i odgonił te mroczne myśli. Nie czas na to!
W tejże chwili przypomniało mu się, że zapomniał mu zdradzić swojego imienia. Taki jest roztrzepany ten nasz Barszczyk.
- Jestem Barszczowa Łodyga - ukłonił się teatralnie przed uczniem. - Miło mi Cię poznać, Niedźwiedzia Łapo. Mam nadzieję, że nasza znajomość będzie trwać dłużej niż do zakończenia tego spotkania. - uśmiechnął się szczerze.
- Jak najbardziej! Jestem jeszcze nieobyty w waszych tradycjach, można by rzec, że jest ze mnie nowy nabytek wśród klifiaków, ale słyszałem o waszych zgromadzeniach, być może również i tam skrzyżujemy nasze drogi. Chętnie poznam inne koty z Klanu Burzy.
Barszcz zastrzygł uszami. To on nie był klifiakiem z krwi i kości?
- Nie wiedziałem, że jesteś nietutejszy! To tłumaczy dlaczego jesteś taki wyluzowany. - odpowiedział. - Przejdziemy się?
- A chętnie. - Niedźwiedzia Łapa podniósł się z ziemi i otrzepał z kurzu. Barszcz łapą pomógł mu z trawą w sierści, po czym ruszyli wzdłuż granicy.
Mimo wszystko żaden z nich nie chciał zanadto ryzykować przyłapaniem; dlatego ani Barszczyk nie poszedł do niego, ani Niedźwiedź na teren burzaków.
- Mogę Ci przybliżyć życie kotów klanowych. - oznajmił podekscytowany.
- Z miłą chęcią posłucham. - odpowiedział uprzejmie kocur.
- No to słuchaj, te zgromadzenia, o których mówisz odbywają się co księżyc i wtedy wszystkie klany zawieszają broń. Choćbyś kogoś całego serca nienawidził, na zgromadzeniu nie możesz go zaatakować. - zaczął. - Ja tam lubię na nie chodzić. Dużo różnych kotów z wieloma ciekawymi poglądami można poznać, chociaż nie każdy jest chętny. A co do innych burzaków; dużo z nich jest sztywna i obchodzi ich tylko ich własny nos. Także trafiłeś na najlepszego wojownika Klanu Burzy na jakiego mogłeś!
Posłał mu dumny uśmiech, a Niedźwiedź zaśmiał się na jego słowa.
- A inne tradycje? Czy między klanami różnią się obyczaje? - zapytał.
- Ojejku czuję jakbym miał własnego ucznia! - zaświergotał Barszcz. - Wiesz, nie miałem okazji nikogo szkolić, a bardzo bym chciał.
- Haha, to na mnie możesz potrenować - zaproponował. - Na pewno kiedyś będziesz miał szansę.
- Dzięki! No to słuchaj… w Klanie Nocy koty uczą się pływać, Burzaki stawiają na prędkość, dlatego jestem taki szybki jak błyskawica. U was w Klanie Klifu chyba jesteście mistrzami wspinaczki, co nie? A Klan Wilka ee…nie pamiętam, przepraszam. - powiedział zakłopotany.
- Luzik, nikt nie posiada całej wiedzy o tym świecie - odparł dyplomatycznie.
Barszcz uśmiechnął się łagodnie. Był wdzięczny przybyszowi za podniesienie go na duchu. Rzadko kiedy była taka potrzeba, bo zazwyczaj to on był tym, który poprawia innym nastroje. A tu proszę, jaka miła odmiana…chociaż uczucie przygnębienia jest nieprzyjemne.
Potrząsnął głową, ponownie odganiając natrętne myśli. Nie będzie się nimi zajmować, kiedy przebywa w takim doborowym towarzystwie.
- A… czy Ty opowiesz mi coś o czasie, nim dołączyłeś do Klanu Klifu? - zapytał zaciekawiony. - Byłeś samotnikiem? Ciężkie jest takie życie?
<Niedźwiedzia Łapo? Masz pole do popisu! >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz