Och! Jak on uwielbiał dzielić się historiami ze swojego samotniczego życia! Rozczulało go, jak klanowe koty reagowały na wiadomość, że spędził większość czasu na wędrówce, że odwiedził miejsca, które są poza ich zasięgiem, że spotkał na swojej drodze postacie, które o ich społecznościach nie miały najmniejszego pojęcia. Ba! Że on, kiedy się urodził, nawet nie śnił o tym, że takie coś może istnieć. Ta wrodzona ciekawość była czymś, co zbliżyło go do wielu klifiaków, czymś, co przełamało wiele lodów. Był to łatwy kierunek do obrania, prowadząc rozmowę.
— Miło, że cię to interesuję. Moje życie, hm... Było, jakby to ująć zgrabnie w słowa? — zamyślił się, głównie by wzbudzić w czarnej niecierpliwość. —Było jedyne w swoim rodzaju... Zmienne i wiecznie pędzące do przodu.
— Nie brakuje ci tego? — zapytała, przebierając łapkami w miejscu, maltretując delikatnie swój posiłek. — Na pewno nie było łatwo tak z dnia na dzień się ustatkować.
— Nie wiem — wzruszył łapkami. Była to prawdziwa prawda; nie wiedział w sumie czy wolał wieczną tułaczkę, czy spokojną sielankę w Klanie Klifu. Do pierwszego był przyzwyczajony, od kociaka mu wpajano, że we krwi ma wieczny bieg przed siebie, że wiecznie powinien się zmieniać i dostosowywać do aktualnych warunków. W drugim jednak odnalazł większy spokój; w końcu tworzy stałe relacje, ma przyjaciół. Nie martwi się o pożywienie i jest za coś odpowiedzialny; można by rzec, że wydoroślał... — Ciężko stwierdzić. Nie zrozum mnie źle; świetnie mi się tutaj żyje. Sklepienie nad głową, szum oceanu, poczucie wspólnoty... Nawet w mojej rodzinnej kłodzie zdarzało się, że deszcz skapywał nam na łepki. — zaśmiał się szczerze, ale szybko odwrócił się w przeciwną stronę, by spojrzeć na krzątających się wojowników i uczniów. Tworzyli jedność; byli wielką rodziną.
— Właśnie. Co z twoimi najbliższymi? Nie tęsknisz? — to pytanie sprawiało mu zawsze, o dziwo, mniej problemów. Było to często zaskakujące dla innych, ale nigdy nie było mu przykro na myśl o pozostawionych rodzicach i siostrzyczkach. Wiedział, że oni poradzą sobie bez niego, tak jak on poradził sobie bez nich.
— Nie, nie szczególnie — Bijąca Północ rozszerzyła zdziwiona ślepia. Uśmiechnął się na tę reakcję. Dostawał ją dosyć często. Dla nich, tutaj, rodzina jest nawet ważniejsza od klanu. Widział piastujące karmicielki, ojców czuwających nad dzieciakami, nawet gdy te dawno zostały mianowane na wojowników, rodzeństwa dzielące się językami... — Wiem, wiem. Nie jest to pozytywny obraz mojej skromnej osóbki, ale no cóż... Moi rodzice, kiedy odchodziłem, pozostali razem z najstarszą siostrzyczką, która nie mogłaby ich opuścić przez wrodzoną wadę łapki, więc nie są samotni. To oni też nauczyli mnie otwartości; zawsze wszystkim pomagali, pozwalali odpocząć w naszym leżu, karmili tych, którzy sami nie byli w stanie polować...
— To naprawdę szlachetne koty! — wykrzyknęła radośnie. Wypiął pierś. Tak. Jego staruszkowie faktycznie byli niezwykle dobrymi osobami. Wiedział o tym od samego początku. Pokazali mu, że wystarczy być serdecznym, a świat nie pozwoli, by stała ci się krzywda. Tylko złym dzieje się krzywda. Los nie nosi w sobie zawiści, tylko sprawiedliwość. — Mówiłeś o siostrach. Nie trapi cię co z tą, lub tymi, które nie zostały?
— Najmłodsza miała na imię Mleczko; niezłe z niej było ziółko... Chciała znaleźć siedliska dwunożnych i z nimi pomieszkać. Marzyło jej się skosztowanie ich frykasów. Była wiecznie zdeterminowana, więc zgaduję, że się jej udało i jest szczęśliwa, no i oczywiście, kilka kilo cięższa. — zarechotał po raz kolejny. O siostrach myślał znacznie mniej niż o Wrzosie czy Miłostce. One miały przecież inne plany na życie, więc też pewnie nie zawracały sobie nim głowy. Każdy z nich obrał swoją własną, indywidualną ścieżkę. Nikt nie zadawał pytań, nie zatrzymywał. — Miałem jeszcze trzecią; ta to nawet chwilkę podróżowała przy moim boku... Malinka... Cichutka i wiecznie obrażona... Nigdy nie mówiła o swoich planach; po prostu chciała się wyrwać spod skrzydeł mamy.
— To fascynująca z was musiała być kompania. Każdy taki chętny do ucieczki z domu. Nie wyobrażam sobie by u nas, nawet teraz, a co dopiero jako podrostki, ktoś chciał opuścić matkę, a co dopiero Klan Klifu.
— Właśnie! Wspomniałaś, że jak byłaś młodsza, nikt nie chciał z tobą harcować. Czy chciałabyś w takim razie, w zamian za moje historyjki i zwierzenia, opowiedzieć o swoim dzieciństwie, o swojej rodzince? — nie ukrywał, że wojowniczka trochę go fascynowała. Przecież to musiał być jakiś poziom prestiżu być córeczką lidera. Nawet jeśli nie widział, by przebywała z Srokoszową Gwiazdą.
[1001 słów; trening wojownika]
[przyznano 20%]
<Północo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz