Tym razem miał jednak szczególny powód, by wstać skoro świt. Właśnie miał odbyć swój pierwszy, prawdziwy patrol! Odkąd zostało mu to zapowiedziane dnia poprzedniego, wyczekiwał tej chwili z wielką ekscytacją. Nie było to w końcu zwykłe wyjście na trening z mentorką, a spróbowanie czegoś nowego, co wkrótce będzie stanowić jego codzienny obowiązek.
Lekki, ciepły wiatr delikatnie musnął jego futro. Zastrzygł uchem, nasłuchując śpiewu ptaków, co jeszcze bardziej wpłynęło na jego dobre nastawienie względem nadchodzącego wyjścia poza obóz.
Jakiś czas później do jego uszu dotarł odgłos kroków, narastający wraz z każdym, zaczerpniętym przez niego oddechem. Rudy odwrócił głowę, aby zobaczyć, kto nadchodził. Ku jego radości, była to jego mentorka, Bajkowa Stokrotka oraz Brzęczkowy Trel, jedna z wojowniczek tego klanu. Ciesząc się na ich widok, wstał ze swojego miejsca, w pełni gotów do działania. Musiał dać z siebie wszystko. Skinął z szacunku głowę w stronę cynamonowej.
— Gotowy na swój pierwszy patrol? — zapytała Bajkowa Stokrotka, zatrzymując się tuż przed nim. Jej głos brzmiał spokojnie, a w oczach błyszczała iskra życzliwości. Każdego dnia Dzwonek utwierdzał się w przekonaniu, że nie mógł trafić na lepszego nauczyciela.
— Oczywiście, że tak! — odpowiedział uczeń z entuzjazmem, choć czuł lekkie drżenie w łapach. To było dla niego coś więcej niż tylko patrol — to była pierwszy test, który sam sobie wyznaczył i który miał pokazać, czy jest godny stać się pełnoprawnym wojownikiem w przyszłości.
Ruda skinęła głową i dała znak, by podążali za nią. Kocur szybko pognał za mentorką, a po jego prawej stronie szła cynamonowa kotka, starając się dotrzymać im tempa. Wyszli z obozowiska i przemierzali pobliskie łąki i wrzosowiska. Dzwonek starał się zapamiętać każdą ścieżkę, napotkany zapach i usłyszany dźwięk, dochodzący z otoczenia. Czuł się, jakby na nowo poznawał tę ziemię, chociaż swój pierwszy obchód po nich miał już za sobą. Bajkowa Stokrotka poruszała się z pewnością i zwinnością, zupełnie jakby znała każdy kawalątek tego terenu.
Kocur starał się naśladować jej ruchy, ale jednocześnie czuł, jak serce bije mu coraz szybciej. Wiedział, że musi być uważny i skupiony. Nie chciał przypadkiem przegapić jakiegoś zdradliwego korzenia, który zapewniłby mu upokarzający upadek.
— Często chodzisz na patrole? — Zielonooki spytał się Brzęczkowej Treli, na moment zwalniając tempo.
Z początku nie dostał od niej odpowiedzi, jedynie lekkie skinienie głową jako potwierdzenie.
Nie poddawał się jednak. Widział kątem oka, że kotka jest nieco spięta, lecz nim pomyślał nad tym dokładniej, z jego pyska padło kolejne pytanie.
— A co robisz, jak spotykasz wrogiego kota na granicy? Co się robi w takim przypadku? — Zdał sobie sprawę, że to mogło zabrzmieć nieco nachalnie. Nie zastanawiał się nad tym zbytnio, męcząc ją takimi pytaniami, podczas gdy mentorka, której zadaniem było rozwiewać jego wszelkie wątpliwości, szła zaledwie parę kroków dalej.
Brzęczkowy Trel nieco spowolniła swoje kroki i wbiła wzrok w ziemię. Przez chwilę rudy poczuł, że wstrzymuje oddech, oczekując odpowiedzi. Jej spojrzenie było niepewne, ale w głębi dostrzegł coś więcej, coś, czego wcześniej nie zauważył — odrobinę ciekawości.
— Zazwyczaj staram się z tym kimś porozmawiać i opanować, jeżeli wymaga tego sytuacja. W końcu nie jestem sama, zawsze ktoś pomoże — odpowiedziała cicho, prawie szeptem.
Dzwonek uśmiechnął się lekko. chcąc tym dodać jej nieco pewności siebie.
— Czyli jeśli spotkam nieznanego mi kota na naszym terytorium, to mam dać znać tobie albo Bajkowej Stokrotce? — dopytał. Nie mógł zrobić niczego głupiego i niezgodnego z zasadami klanu.
Tym razem odpowiedziała mu cisza, widział jedynie kolejne kiwnięcie głową na potwierdzenie. Postanowił resztę drogi przemilczeć, powtarzając sobie w myślach jak się zachować i co mówili mu rodzice jak i jego mentorka odnośnie patroli.
Po kilkunastu minutach marszu dotarli do granic terytorium klanu.
— Jesteśmy. Pamiętajcie, musicie mieć oczy dookoła głowy i nasłuchiwać każdego podejrzanego dźwięku. Gdyby się coś działo — ruda spojrzała wprost na Dzwonka — informuj o tym starszych, jasne? Musisz być czujny i gotowy na wszystko. Nie mamy na ten moment szczególnie wrogich stosunków z innymi klanami, mało kto zapuszcza się poza swoje tereny, jednak nigdy nie wiadomo, czy nie przypałęta się tu nam jakiś samotnik.
Srebrny rozejrzał się po okolicy. Było tutaj całkiem ładnie. Głównie wrzosowiska i łąki, ale w oddali, widział zarysy Kamiennych Strażników. Doskonale pamiętał to wyjątkowe miejsce po swoim ostatnim treningu. Zaśmiał się cicho, wspominając swoje wybryki.
Nagle poczuł ciężar odpowiedzialności na swoich barkach, ale jednocześnie czuł dumę, że dostał zaszczyt bycia na patrolu. To już był duży postęp w jego drodze do zostania silnym, lojalnym i dobrym wojownikiem Burzaków. Wiedział, że każdy uczeń przechodzi przez to samo, ale w jego głowie, po opuszczeniu żłobka, wszelkie poważniejsze zadania wydawały się czymś niezwykłym.
Bajkowa Stokrotka odsunęła się lekko, dając swojemu uczniowi czas, by zapoznał się nieco więcej z terenem. Dzwonkowa Łapa wyprostował się, wciągnął powietrze do płuc i ruszył przed siebie, bacznie obserwując otoczenie.
Każdy szelest, czy ruch małego zwierzęcia w zaroślach zwracał jego uwagę. Na razie, po swojej początkowej obserwacji, wszystko wydawało się być w porządku.
„Oby tak pozostało” — pomyślał sobie rudy, nie chcąc w głębi serca, by działo się cokolwiek niepokojącego podczas patrolu. Zwłaszcza jego pierwszego. Niby podczas treningów nic się nigdy nie zadziało, ale raczej wtedy nie przebywali zbyt długo tak blisko granic.
Jedynymi dźwiękami, z którymi już się prawie oswoił, był lekki szum wiatru, wprawiający w kołysanie kwiaty na wrzosowiskach, śpiew ptaków, czy szelesty dochodzące z krzaków, które wydawały zapewne króliki lub inne żyjące tutaj zwierzęta. Gryzonie na szczęście nie stanowiły żadnego zagrożenia, no może jedynie w jego snach, gdzie zające miały niebywale długie i ostre zębiska.
Co jakiś czas spoglądał w stronę wojowniczek, które z niezwykłym jak dla niego skupieniem, obserwowały każdy fragment przy granicy. Czy on też będzie w przyszłości zwracać taką uwagę na każdy, nawet najdrobniejszy szczegół? Podążył wzrokiem w ów miejsca, jednak nic nie wydawało mu się istotnego do zapamiętania.
Wziął głęboki wdech. Nie mógł się zbytnio rozpraszać, ale widok tutaj był cudowny! Tak bardzo chciał pobiegać po tych wielkich i rozległych terenach. Jego łapy wręcz same rwały się do pędu.
Wyobraził sobie nawet, że pędzi przez wrzosowiska. Tak bardzo pragnął poczuć ten przyjemny wiatr na futrze, towarzyszący mu przy każdym sprincie.
Westchnął cicho, ponownie skupiając się na obecnym wypadzie. Parę godzin na świeżym powietrzu, z dala od okalających obóz cierni, było dla niego wybawieniem.
***
Spędzili jeszcze trochę czasu na patrolu nim postanowili wrócić do obozu. Najprzyjemniejszym momentem okazało się dla niego polowania, bo choć królika nie był w stanie dogonić, tak przynajmniej się wybiegał, a później zdołał złapać w zębiska niezbyt pokaźnych rozmiarów nornicę. Nie był tym może w pełni usatysfakcjonowany, ale jego wrodzony optymizm kazał mu pocieszać się tym, że równie dobrze mógłby wejść do obozu z pustymi łapami.
Chociaż dzień jeszcze trwał, słońce skryło się za chmurami. Zrobiło się odrobinę chłodniej, więc przyspieszył kroku. Chciał jak najszybciej opowiedzieć swojemu rodzeństwu jak i rodzicom o swoich przeżyciach.
Po odłożeniu zdobyczy na stos, zatrzymał się jeszcze na moment przy mentorce. Rozejrzał się za Brzęczykowym Trelem, jednak cynamonowa zdążyła już całkowicie zniknąć z jego pola widzenia.
— Dziękuje za dzisiejszy patrol. Było to dla mnie coś nowego i naprawdę niesamowitego — powiedział z uśmiechem w kierunku rudej. Z pewnością pozwoliło mu to popracować nad wyostrzaniem niektórych zmysłów, chociaż jego wzrok niechętnie skupiał się na tym, co ważne.
Bajkowa Stokrotka posłała mu łagodne spojrzenie.
— Cieszy mnie to, Dzwonkowa Łapo. Teraz to będzie twoja codzienność, więc mam nadzieję, że szybko się do tego przyzwyczaisz — mruknęła, po czym oddaliła się w stronę swojego legowiska.
Podskoczył z radości, zapominając na moment, że powinien wykazać chociaż trochę powagi.
— Też mam taką nadzieję! — krzyknął w ślad za wojowniczką.
[1290 słów]
[przyznano 26%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz