Wracając z treningu z Porannym Ferworem, trzymała w pysku tłustą rybę, myślała już tylko o tym by się solidnie najeść, jednak gdy coraz bardziej zbliżali się do wysepek, na których znajdował się ukryty obóz Klanu Nocy, do jej nozdrzy zaczął napływać podejrzany ostry zapach. Uczennica nerwowo przyśpieszyła kroku, a ojciec wraz z nią, coś im nie grało. Smród krwi przybierał na sile z każdym mijającym metrem od obozu. Ojciec wraz z córką wlecieli szybko, przedostając się przez trzciny, dostrzegli na środku obozu grupę kotów, zebranych wokół jakiegoś obiektu. Cyranka rzuciła rybę na ziemię i pobiegła do miejsca zebrania, przeciskając się przez tłum gapiów. Pomiędzy kotami zauważyła Sroczą Gwiazdę rozmawiającą przez chwilę z Kawczym Sercem, to jednak nie było źródłem zainteresowania, kocica pokierowała wzrok w coś co leżało pod łapami jej matki, duże niebieskie ciało, pachniało Klanem Nocy. Gdy tylko zrozumiała co, a raczej kto to był, natychmiastowo znalazła się tuż obok, Poranny Ferwor wcale nie był wolniejszy, bo czym prędzej ruszył za złotą.
Jej oczom ukazał się obraz poharatanego ciała jej braciszka, Krakwiego Skrzydła, tuż nad nim stała matka, oczy miała całe zaszklone, Cyranka wiedziała, że kocica widziała wszystko na własne oczy.
Po policzkach spłynęły jej łzy, podeszła bliżej i trąciła nosem martwe ciało, Kazarka wpatrywała się z niedowierzaniem.
— Kto to zrobił? — zapytała cicho złota kotka. Nikt się nie śmiał odezwać, rodzina była zdruzgotana, a inni klanowicze nie chcieli się w to wtrącać.
— Makowe... Pole... — Kawcze Serce otarła łzy, by następnie otulić swoje córki.
Nie chciała w to uwierzyć, Makowe Pole zawsze była jakaś opętana, ale nie spodziewała się nigdy, że będzie w stanie dokonać czegoś takiego.
— A co z nią? — zapytała Cyrankowa Łapa, chciała sama wymierzyć jej karę gdyż zalewała ją złość i rozpacz.
— Nie ma jej — odpowiedziała matka.
Nie ma? Co miała przez to na myśli? Zabiła ją? A może uciekła? W każdym razie nie chciała już dopytywać rodzicielki, wymierzanie kary też nie było jej sprawą.
— Niech to szlag, Klanie Gwiazdy, gdzie jesteście i dlaczego na coś takiego pozwalacie? — zapytała sama siebie w myślach, upuszczając coraz to więcej łez. W tym momencie sama przestała dziwić się cioci Mglistemu Spojrzeniu, że jej wiara w Gwiezdnych traciła coraz to bardziej na znaczeniu. Wojownicy Srebrnej Skóry zawsze biernie przyglądali się cierpieniu na świecie, potrafili tylko zesyłać coraz to więcej bólu, smutku i problemów.
Cyranka obiecała sobie, że zrobi wszystko by pomścić śmierć braciszka, tęskniła za nim, a myśl o jego stracie przytłaczała ją coraz bardziej.
— Nie martw się Krakwku... Ja nie zapomnę, teraz już nikt cię nie skrzywdzi, a ja nie pozwolę na to, by ktoś mówił źle o twojej śmierci — złożyła cichą przysięgę nad martwym ciałem. A pomyśleć, że jeszcze poprzedniego dnia razem zrywali kwiaty i dekorowali swoje futra ptasimi piórami. Już nigdy więcej tego nie zrobi, nie usłyszy jego cudownego śmiechu, nie posłucha jego rad ani żartów. To sprawiło, że jeszcze mocniej zamierzała bronić swojej rodziny, kochała ich i nie zamierzała stracić w ten bądź inni sposób nikogo więcej, ani Kazarki, ani Kawki, ani też Poranka.
[509 słów]
[przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz