Chciało mu się płakać i wyć z bezsilności. Musiał jednak iść do Zajęczej Gwiazdy i przekazać mu swoją wolę... Raczej Pożara wolę. Gdyby nie to, że Szczypiorkowa Łodyga budziła w nim niepokój i pewnie po dowiedzeniu się, że skrzywdził jej dziecko, najpewniej wepchnęłaby mu ogon w gardło, nie szedłby tam. Pragnął zapaść się pod ziemię. Nawet zaczął modlić się do Klanu Gwiazdy, jednak wątpił czy go wysłuchają.
Drgnął, gdy minęła go matka Pożaru z wracającym rodzeństwem. Obserwował jak znikają w wejściu żłobka. Tak niewiele brakowało, a by się dowiedziała...
W jamie błysnęły oczy rudego, który wyjrzał sprawdzić, czy wykonuje to co obiecał. Skulił uszy, biorąc głęboki oddech. Znów się poniży. Znów był taki jak mama. Nie mógł tego znieść...
Wyprostował się więc i wmaszerował do legowiska lidera, pewny swego. Przynajmniej starał się takiego zgrywać.
Zajęcza Gwiazda siedział do niego tyłem, ostrząc sobie pazury o skałę. Był to niepokojący widok i aż zrobiło mu się słabo. Jednak kiedy tylko jego wzrok na nim spoczął, postarał się nie dać po sobie tego poznać.
- Zajęcza Gwiazdo... Przyszedłem, bo mam sprawę. - zaczął powoli. Kocur skinął głową, pozwalając mu mówić. Cholera! Powinien teraz ktoś tu wejść i ogłosić mu, że pali się łąka czy coś! Nie chciał tu być i mówić tych słów! - Ja... Przyszedłem, bo... Chciałbym byś zmienił moje imię. Ja... po tym co się stało... już nie czuję się sobą... znaczy... kocurem. Moje imię już nie oddaje mojej natury i dlatego proszę cię o zmianę drugiego członu na... na coś ładniejszego. Może Kwiatuszek lub Pszczółka? - miauknął, czując jak pali się pod sierścią ze wstydu. Czuł już zimny pot na skórze, ale robił dobrą minę do złej gry.
Oczekiwał, że lider go wyśmieję i powie by puknął się w łeb. Wtedy mógłby powiedzieć Pożarowi, że nie wyszło i nadal pozostanie kocurem.
- Jak sobie życzysz, Zwęglona Pszczółko - miauknął z drwiną i przesadzonym uśmieszkiem, a go zaczęło mdlić ze stresu.
Nic więcej nie powiedział, tylko wyszedł. Tak po prostu. A on tam został, wmurowany z szoku.
- Idziesz? - usłyszał za sobą jego głos.
Jak nic z niego się nabijał... Odwrócił się powoli i pokiwał głową. Uśmiechnął się nawet, by widział, że robił to naprawdę z własnej woli.
Uciekaj, uciekaj... Wołały jego łapy. Zamiast tego usiadł przy Zajęczej Gwieździe, który wezwał cały klan. Wszyscy się patrzyli. Te oczy wżerały się w jego duszę.
– Duchy Klanu Gwiazdy, znacie imię każdego kota. Proszę was teraz, abyście zabrały imię kota, który stoi przed wami, gdyż nie oddaje już jego natury. Zwęglony Kamień nie czuję się już kocurem, więc jako lider Klanu Burzy i za aprobatą naszych przodków nadaję temu kotu nowe imię. Od dnia dzisiejszego będziesz znana jako Zwęglona Pszczółka. Obyś teraz z radością żyła z nowym imieniem - zakończył.
W klanie zapadła cisza, ktoś się zaśmiał, a później powoli, orientując się co się stało, wojownicy zaczęli krzyczeć jego nowe imię. Rudzi wręcz tarzali się ze śmiechu, rzucając głupie komentarze. Skulił uszy i machnął ogonem niezadowolony.
- Ej, Zwęglona Pszczółko, chcesz może w krzaczki? - zarechotał Rozżarzony Płomień, oczywiście żartując.
Dojrzał jak Szczypiorkowa Łodyga również komentuje tą całą sytuację swoim dzieciom. Spojrzał na Pożara, który teraz miał to co chciał. Upokorzył go przed całym klanem gorzej od Zajęczej Gwiazdy! Na dodatek jego własnym językiem!
- No już, koniec tego zbiegowiska, zajmijcie się swoimi sprawami - Gliniane Ucho starał rozgonić się towarzystwo i nawet mu to się udało. Wojownicy odeszli do swoich spraw, a kocur podszedł do niego uśmiechając się lekko. - Nie przejmuj się nimi. Ważne jest to kim chcesz być. Byłaś bardzo odważna - miauknął.
Na pewno chciał dobrze, nie był złym kotem. Gdyby naprawdę chciał zmienić płeć, pewnie by mu dziękował i cieszył się z jego wsparcia. Było jednak inaczej i jedyne co chciał teraz zrobić to uciec i schować się pod mchem.
- D-dzięki - miauknął tylko. - Ja... pójdę się może przejść... ochłonąć...
- Jeżeli chcesz mogę ci potowarzyszyć - zaproponował.
- Nie... nie trzeba, dzięki - to powiedziawszy szybko udał się poza obóz, nim kocur mógł go doścignąć.
Wkopał się i teraz musiał grać kotkę! Ale przynajmniej żył. Nie był martwy z powyrywanymi kończynami, co by się stało, gdyby tylko Szczypior dowiedziała się co zrobił jej synowi.
***
Było ciężko przyzwyczaić się do swojej nowej roli. Większość ignorowała go jak zazwyczaj, rudzi jednak drwili na każdym kroku, gdy tylko go widzieli.
Nie wiedział jak to być kotkom... Nie mógł prosić o rady mamy ani Kamień. Zbyt bardzo czuł się upokorzony na taki krok. Dlatego też w większości milczał, wegetując w nowej roli.
- Zwęglona Pszczółko, zanieś kociakom coś do jedzenia - rzucił Końskie Kopytko, wyrywając go z transu. Pokiwał głową i chwycił w pysk królika, którego zatargał do żłobka.
Tak się złożyło, że trącił nogą przy tym Pożara, który na niego syknął.
- Przepraszam, nie widział... widziałam cię... - ugryzł się w język, czując jak Szczypiorkowa Łodyga go obserwuje. Jego sierść aż się uniosła z niepokoju, pod jej uważnym spojrzeniem.
<Pożar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz