Mogła tylko składać modły w podziękowaniu na porę nowych liści. Jej głód już nie odbijał się tak bardzo na zdrowiu, a kondycja sierści znacząco się polepszyła, tak jak samopoczucie kocicy. Nie musiała godzinami leżeć w legowisku z podartych liści i stęchłego mchu. Mogła przeznaczyć na polowanie. Starała się jak najlepiej maskować swój zapach. Swe potrzeby zakopywała jak najgłębiej, resztki jedzenia wyrzucała jak najdalej. Wiele razy już niemal życiem przypłaciła siedząc tu i narażając się na patrole. Nie pamiętała kiedy ostatnio jej sierść była chociaż minimalnie czysta. Aby się kryć musiała być okryta błotem, piaskiem i kurzem, czy tego chciała czy nie. Wykrycie było gorsze niż sama śmierć. Skażą ją na tortury, oddadzą do Klanu Wilka, gdzie Mroczny Omen własnoręcznie ją zabije. Na myśl o czarnym kocurze przeszedł ją dreszcz. Te wszystkie wspomnienia z wilczakiem uderzyły w nią jak kula armatnie w łeb.
Była naiwna, by myśleć, że znaczy dla niego cokolwiek. Nawet nie był najpiękniejszym z kotów. Jego głos nie wydawał się mieć w sobie żadnej czułości. Każdy dotyk nie sprawiłby, że poczułaby szczęście, przywiązanie. Teraz był jak cierniowe kolce raniące jej skórę. Żadne z jego słów nie było prawdziwe. Była wykorzystana i zdradzona. Wycisnął z niej jak najwięcej i odłożył na śmietnik, nie licząc się z niczym. On jej nienawidził. Jak już mówiła, nie wahałby się przed wydzieleniem okrutnej sprawiedliwości. Jakby mógł wgryzłby się w jej gardło bez najmniejszego wyrzutu sumienia. Nigdy nie zależało mu na niej, tylko na tej durnej czwórce kociąt.
Dlaczego więc na tereny wilczaków patrzyła z tęsknotą? Dlaczego w głębi duszy chciała dojrzeć te białe kosmyki sierści, chociaż chowała się przed najmniejszym szelestem? Właśnie, dlaczego. Ryś nie wiedziała. Nie miała pojęcia co ją ściska w brzuchu. Pragnęła usłyszeć od niego chociaż jeszcze raz, że ją kocha. Chciała być karmiona kłamstwami po sam grzbiet w słodkiej niewiedzy, prowadząc życie jak z bajki. Być po prostu na tyle głupia, aby żadne problemy nie dotyczyły jej małego rozumu. Ale Ryś nie miała mózgu złożonego z dwóch ziemniaków połączonych ładowarką od smartfona. Na szczęście i na nieszczęście.
Dlaczego więc na tereny wilczaków patrzyła z tęsknotą? Dlaczego w głębi duszy chciała dojrzeć te białe kosmyki sierści, chociaż chowała się przed najmniejszym szelestem? Właśnie, dlaczego. Ryś nie wiedziała. Nie miała pojęcia co ją ściska w brzuchu. Pragnęła usłyszeć od niego chociaż jeszcze raz, że ją kocha. Chciała być karmiona kłamstwami po sam grzbiet w słodkiej niewiedzy, prowadząc życie jak z bajki. Być po prostu na tyle głupia, aby żadne problemy nie dotyczyły jej małego rozumu. Ale Ryś nie miała mózgu złożonego z dwóch ziemniaków połączonych ładowarką od smartfona. Na szczęście i na nieszczęście.
Rytyna weszła arlekince w krew. Musiała się zagłębiać miejscami nieco głębiej poza polanę od zgromadzeń, by nie umrzeć z głodu. Najczęściej wychodziła tam nocami i zbierała jak najwięcej jedzenia ile mogła. Zjadała wszystko, co wpadło jej do łap – poczynając od gryzoni, kończąc na królikach, których tak nienawidziła jeszcze parę księżycu temu. Z tego co łamała, robiła sobie niewielkie zapasy. Tym razem jednak brzuch wrzeszczał prosząc o jadło, a leże świeciło pustkami. Obejrzała się dookoła skały, ale jak na złość nic nie zamierzała tu zawitać na ubój. Nie chciała tak żyć. Chciała znowu być w Klanie i nie musieć się martwić o jutro. Nie chciała popaść w większą melinę niż teraz, więc po kilku godzinach wygłodniałego czekania na cud zwlokła się z wyra.
Wychyliła łeb poza ostre rokitniki, powlekła łapami. Klan Burzy wydawał się być jej najbezpieczniejszą ostoją. Zauważyła, że burzaki i wilczaki wykraczali daleko poza swoją wcześniejszą granicę. Miała wrażenie, że stało się coś. Jakaś bitwa, którą przespała? Może bunt? Szybko wróciła do siebie i zaczęła szukać zwierzyny. Potrzebuje jedzenia, nie filozofii do życia.
Musiała się oddalić od bezpiecznej ostoi jeszcze bardziej. Futro na karku paliło ją ze stresu. Było już po niej, jeśli ktoś czujnym okiem wytropił ją jak mysz. Zawiał mocniejszy wiatr, wzbijając w powietrze piach, co rozproszyło słabą woń piszczki, którą wyczuła ledwie chwilę temu. Na osty i ciernie! Mogła złapać tą nornicę. Przeklnęła kilka razy pod nosem i powąchała powietrze. Otworzyła pysk, pozwalając, aby każda woń z otoczenia mogła trafić tam, gdzie ją zweryfikuje. Świeża trawa, deszcz, wróbel... burzak?!
Zjeżyła sierść na karku. Już jest martwa. Nie żyje. Trup. Zimny nieboszczyk pochowany w kałuży. Zjedzą ją wrony, a później robaki. Trafi tam, gdzie nie ma gwiazd. Będzie przeżywać wieczną mękę.
Warknęła coś niezrozumiałe sama do siebie. Nigdy nie było za późno, by uciekać, ale zdrętwiały białe łapy Rysia, gdy jedynie usłyszala głośniejsze kroki. Widziała już wyprostowaną, rdzawą sylwetkę na pobliskim wzgórzu. Tak będzie wyglądał jej marny koniec. Ona, dumna wojowniczka Klanu Klifu, Rysi Puch zginie zamordowana brutalnie przez patrolowcę burzaków. A potem kałuża i wrony. Zapomniana i bez możliwości powrotu.
Ruda ją zauważyła. Zaczęła szybszym krokiem pokonywać odległość między nimi. Ryś zjeżyła się na jeża i wydała z siebie gardłowe syknięcie. Cofnęła się o połowę długości lisa, wraz ze zbliżaniem się wojowniczki.
– Te tereny należą do Klanu Burzy. Jeśli nie wyniesiesz się dobrowolnie, będę zmuszona do użycia siły. – mruknęła do niej z ostrzeżeniem. Gdy ujrzała ją bliżej wydawała jej się być znajoma. Potwornie znajoma. Ale przecież nie znała żadnego kota z Klanu Burzy. Oprócz Tygrysiej Smugi oczywiście. Nie ważne jak by chciała, to nie mogła być właśnie Tygrys Ona przecież miała jasną, niemal kremową sierść w rudy, dymny wzór. Miała też skarpetkę na przedniej łapie i białą końcówkę kity. No i oczywiście błękitne oczy, których się nie dało pomylić.
Kurwa, przecież to ona.
Odnalazła ją po tylu księżycach. Nie rozmawiały ze sobą nigdy poza jednym zgromadzeniem. Nie widziała jej przez tyle pełni. Jaka była szansa, by przed nią ukazała się akurat Tygrys?
– Tygrysia Smugo? – wyprostowała się, co skutkowało sykiem siostry. Nie poznawała jej, ale była zdziwiona tym skąd zna jej imię.
– Kim jesteś? – odpowiedziała twardo.
– Poznajesz mnie? – postawiła jeszcze jeden krok w tył. – Ryś?
<Tygrys?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz