Koty niezgrabnie plątały się wokół niewielkiego jeziora. Niepokaźnych rozmiarów zbiornik wodny został wybrany jako ich tymczasowe obozowisko. Gęsty i ponury las oddzielał ich od pozostałych leśnych klanów. Niepokój jednak budziło znajdujące się siedlisko Dwunożnych. Dzieliło ich jednak parę dobrych długości drzew. Może niepotrzebnie się zamartwiał. Trzepnął ogonem. Nie, nie mógł tego tak zignorować.
— Trzcinowa Sadzawka znów gdzieś zniknął. — syknęła do niego Tulipanowy Płatek.
Bury kocur od zaginięcia siostry był bardziej nieobecny. A odkąd znaleźli to miejsce i zaczęli budować obozowisko coraz bardziej błądził łbem wśród chmur. Nawet teraz gdy potrzebowali każdej łapy do roboty. Niektórzy naciskali, by rozejrzeć się za ocalałymi. Goździkowa Łapa był przekonany, że wyczuwa swojego brata. Nie dopuszczał nawet myśli o tym, że bliźniak nie żyje. Klan spoglądał na niego z politowaniem, lecz i Malinowy Pląs nagminnie zerkała w stronę lasu. Wszyscy tęsknili za bliskimi i mieli nadzieję, iż się odnajdą. Jedynie on odczuwał na sobie rosnący z każdym dniem ciężar rzeczywistości. Coraz częściej pojawiały się rozmowy na temat wyruszenia na poszukiwania. Lecz minęło zbyt mało czasu. Zaledwie parę wschodów słońca. A wciąż nie wiedzieli skąd wzięli się wściekli samotnicy na rozlewiskach, ani jak daleko zapuszcza się Klan Burzy.
— Przejmiesz trening nad Kminkową Łapą? — miauknął niemrawo. — Wynagrodzę ci to później.
Kotka zmarszczyła nos, lecz zgodziła się. Odeszła z dumnie uniesionym ogonem.
— Niezapominajkowa Gwiazdo.
Niska kotka o siwiejącym pysku spoglądała na niego. Zmarszczył brwi. Nie miał ochoty na tą rozmowę.
— Idź. Lecz jeśli coś ci się stanie nie odpowiadam za to. — mruknął, odwracając się od niej.
Nie mógł znieść tego. Swojej bezradności wobec tego co nieuniknione. Starsza kotka nic nie odpowiedziała. Ruszyła ku lasu. Miał nadzieję, że jeszcze ją ujrzy.
— Myślisz, że się nada? — mruknęła Ptasi Jazgot, spoglądając na wyżartą przez owady kłodę.
Nie była tak dobrze chroniona przed warunkami pogodowymi czy przestronna jak poprzednie legowisko medyków, lecz nie mieli niczego lepszego. Przepiórcze Gniazdo kiwnęła niepewnie łbem, przysuwając niewielki kamyk obok.
— Kacze Pióro bywa wybredny. Może jeszcze tutaj przysuń jeden. — stwierdziła złota, dyrygując siostrą.
Kurkowa Pieśń wraz z grupą uczniów zbierali mech do niskiego krzewu, który miał służyć za schronienie dla matek z kociętami. Za to w kłębowisku berberysów zamierzali ulokować legowisko uczniów i wojowników.
— A ty gdzie zamierzasz sypiać? — dobrze znany mu głos sprawił, że sierść automatycznie mu stanęła.
Krucze Futro podeszła do niego, spoglądając na pracujących współklanowiczów.
— Jak dobrze mieć siłę roboczą, co? — miauknęła lekko rozbawiona.
— Przejmiesz trening nad Kminkową Łapą? — miauknął niemrawo. — Wynagrodzę ci to później.
Kotka zmarszczyła nos, lecz zgodziła się. Odeszła z dumnie uniesionym ogonem.
— Niezapominajkowa Gwiazdo.
Niska kotka o siwiejącym pysku spoglądała na niego. Zmarszczył brwi. Nie miał ochoty na tą rozmowę.
— Idź. Lecz jeśli coś ci się stanie nie odpowiadam za to. — mruknął, odwracając się od niej.
Nie mógł znieść tego. Swojej bezradności wobec tego co nieuniknione. Starsza kotka nic nie odpowiedziała. Ruszyła ku lasu. Miał nadzieję, że jeszcze ją ujrzy.
— Myślisz, że się nada? — mruknęła Ptasi Jazgot, spoglądając na wyżartą przez owady kłodę.
Nie była tak dobrze chroniona przed warunkami pogodowymi czy przestronna jak poprzednie legowisko medyków, lecz nie mieli niczego lepszego. Przepiórcze Gniazdo kiwnęła niepewnie łbem, przysuwając niewielki kamyk obok.
— Kacze Pióro bywa wybredny. Może jeszcze tutaj przysuń jeden. — stwierdziła złota, dyrygując siostrą.
Kurkowa Pieśń wraz z grupą uczniów zbierali mech do niskiego krzewu, który miał służyć za schronienie dla matek z kociętami. Za to w kłębowisku berberysów zamierzali ulokować legowisko uczniów i wojowników.
— A ty gdzie zamierzasz sypiać? — dobrze znany mu głos sprawił, że sierść automatycznie mu stanęła.
Krucze Futro podeszła do niego, spoglądając na pracujących współklanowiczów.
— Jak dobrze mieć siłę roboczą, co? — miauknęła lekko rozbawiona.
Lider skrzywił się. Wraz z innymi kocurami pomagał przy przysuwaniu kłody oraz wykopywaniu dołków pod krzewami. Komentarze kotki były po prostu zbędne.
— Znalazłam coś ciekawe. Spodoba ci się. — szepnęła mu do ucha, powodując, że przeszedł go dreszcz.
Spojrzał niepewnie na kotkę.
— Nie uwierzysz własnym ślepiom. — miauczała dalej. — Nie daj się prosić. Może i pomoże się nam tutaj odnaleźć. Przysłużysz się klanowi.
Niechętnie zgodził się podążyć za kotką. Ciekawość wzięła nad nim górę.
— Znalazłam coś ciekawe. Spodoba ci się. — szepnęła mu do ucha, powodując, że przeszedł go dreszcz.
Spojrzał niepewnie na kotkę.
— Nie uwierzysz własnym ślepiom. — miauczała dalej. — Nie daj się prosić. Może i pomoże się nam tutaj odnaleźć. Przysłużysz się klanowi.
Niechętnie zgodził się podążyć za kotką. Ciekawość wzięła nad nim górę.
* * *
Im bardziej zbliżali się na polanę tym większy niepokój rósł w kocurze. Coś podpowiadało mu, że to wszystko było podstępem. Intrygą wymyśloną przez kotkę, by znów zrobić coś nieoczekiwanego. Dlatego też z każdym krokiem robił się coraz bardziej podejrzliwy i niepewny do tego wszystkiego.
— Zamknij ślepia. — poleciła.
Spojrzał na nią zdziwiony. Jego niepewność zirytowała Kruczą.
— No już, mysi bobku. Przecież cię nie zjem. — syknęła, wywracając ślepiami.
— Zamknij ślepia. — poleciła.
Spojrzał na nią zdziwiony. Jego niepewność zirytowała Kruczą.
— No już, mysi bobku. Przecież cię nie zjem. — syknęła, wywracając ślepiami.
Nie miał siły tego komentować. Nie powinien z nią tutaj przychodzić. Zrobił błąd, a teraz nie miał jak się wycofać bez słuchania dalszego irytującego stękania. Przymknął lekko oczy, by po tym jak wojowniczka się odwróciła od razu zerknąć na nią ukradkiem. Zniknęła za niskim modrzewiem, by powrócić z niebieskim kocurem. Nieznany kot uważnie się mu przypatrywał. Na jego pysku malowało się wiele emocji. Niezapominajek był jeszcze bardziej zdezorientowany.
— Miałeś zamknąć oczy, lisia wywłoko. Wszystko zepsułeś. — warknęła kotka, tupiąc łapą.
— Daj mu spokój, Krucza. — miauknął nieznajomy. — Dziwisz się mu?
— Zamknij się. Nikt cię nie pytał o zdanie, łazidupo.
Van uniósł zdziwiony brwi. W jego łbie pojawił się scenariusz, że wojowniczka w końcu kogoś poznała i zamierzała mu dać spokój. Nie wiedział dlaczego uznała go za potrzebnego w poznaniu ów osobnika, lecz póki ta wizja panowała w jego głowie był w miarę zadowolony. W końcu nie będzie musiał słuchać jej zrzędzenia, paranoi, wyzwisk, problemu do praktycznie każdego znanego mu kota, nieśmiesznego czarnego humoru, którego nigdy nie łapał, czy długich i wyczerpujących spacerów, na które kazała mu ze sobą chodzić. Dziwna gorycz rozległa się gdzieś w nim. Uznał ją szybko za nieistotną. Nadchodził jego spokój. Spokój od niej.
— A ciebie co tak wcięło? — mruknęła niezadowolona. — Myślałam, że chociaż trochę się ucieszysz na jego widok.
Nie cieszył się? Bardzo się cieszył. Jego radość była na tyle ogromna, że na pysku pozostał kamienna mina.
— Krucza... — mruknął nieznany kocur, by następnie wyszeptać coś na ucho kotce.
Żółte ślepia rozszerzyły się. Niepokój pojawił się w liderze.
— Nie gadaj. — syknęła. — Nie wierzę w to. Niezapominajku, wiesz kto to? Prawda? Odpowiadaj, kupo futra.
Van zrobił krok do tyłu.
— Nie wiem. — wydusił z siebie, czując lekką presję na sobie.
— Mówiłem.
— Więc to jednak prawda... — mruknęła do siebie czarna, uciekając spojrzeniem gdzieś indziej. — Nie pamiętasz... Nie pamiętasz co mi wyznałeś... Dlatego... Dlatego jesteś... taki...
— Miałeś zamknąć oczy, lisia wywłoko. Wszystko zepsułeś. — warknęła kotka, tupiąc łapą.
— Daj mu spokój, Krucza. — miauknął nieznajomy. — Dziwisz się mu?
— Zamknij się. Nikt cię nie pytał o zdanie, łazidupo.
Van uniósł zdziwiony brwi. W jego łbie pojawił się scenariusz, że wojowniczka w końcu kogoś poznała i zamierzała mu dać spokój. Nie wiedział dlaczego uznała go za potrzebnego w poznaniu ów osobnika, lecz póki ta wizja panowała w jego głowie był w miarę zadowolony. W końcu nie będzie musiał słuchać jej zrzędzenia, paranoi, wyzwisk, problemu do praktycznie każdego znanego mu kota, nieśmiesznego czarnego humoru, którego nigdy nie łapał, czy długich i wyczerpujących spacerów, na które kazała mu ze sobą chodzić. Dziwna gorycz rozległa się gdzieś w nim. Uznał ją szybko za nieistotną. Nadchodził jego spokój. Spokój od niej.
— A ciebie co tak wcięło? — mruknęła niezadowolona. — Myślałam, że chociaż trochę się ucieszysz na jego widok.
Nie cieszył się? Bardzo się cieszył. Jego radość była na tyle ogromna, że na pysku pozostał kamienna mina.
— Krucza... — mruknął nieznany kocur, by następnie wyszeptać coś na ucho kotce.
Żółte ślepia rozszerzyły się. Niepokój pojawił się w liderze.
— Nie gadaj. — syknęła. — Nie wierzę w to. Niezapominajku, wiesz kto to? Prawda? Odpowiadaj, kupo futra.
Van zrobił krok do tyłu.
— Nie wiem. — wydusił z siebie, czując lekką presję na sobie.
— Mówiłem.
— Więc to jednak prawda... — mruknęła do siebie czarna, uciekając spojrzeniem gdzieś indziej. — Nie pamiętasz... Nie pamiętasz co mi wyznałeś... Dlatego... Dlatego jesteś... taki...
Kocur był zdezorientowany. Nie miał pojęcia o czym mówiła. Fakt, że poznała jego sekret sprawił, że jeszcze mocniej się zestresował. Pokręcił łbem, próbując zaprzeczyć, ale dobrze wiedział, że jej nie oszuka. Przejrzała go. Jego reakcja tylko potwierdziła ją w tym przekonaniu. Teraz nie dało się temu zaprzeczyć. Był skończony. Miała na niego haczyk, z którego nie zdoła się wyrwać. Dreszcze przeszły przez łapy lidera. Nie miał jak przed nią już uciec.
— Liczyłem, że inaczej przebiegnie spotkanie. — westchnął niebieski. — Nie potrzebnie zebrałem te wiśnie od Dwunożnych.
Krucza rzuciła spanikowanemu liderowi krótkie spojrzenie.
— Może one odświeżą ci pamięć. — rzuciła sztywno, podążając za niebieskim.
— Liczyłem, że inaczej przebiegnie spotkanie. — westchnął niebieski. — Nie potrzebnie zebrałem te wiśnie od Dwunożnych.
Krucza rzuciła spanikowanemu liderowi krótkie spojrzenie.
— Może one odświeżą ci pamięć. — rzuciła sztywno, podążając za niebieskim.
* * *
Świat wirował. Niczym zamknięty w ciasnej kałuży zataczał się po tych samych brzegach. Obraz podwajał się. Lecz gdy zamknął jedno ze ślepi wracał do normalności. Niezwykłe odkrycie kompletnie go zafascynowało. Lekkie i miękkie łapy ledwo utrzymywały go w pozycji siedzącej. Kiwając się niczym porywany przez wiatr, bawił się świetnie we własnym świecie. Cieszył się, że dał się namówić kocurowi na nie. Od dawna nie czuł się tak wolny. Tak swobodny. Wszelkie zmartwienia i rozczarowania, które kryły się na każdym kroku zniknęły gdzieś w głąb umysłu. Był tylko on. I wiatr. Ptaki. Wirujący świat.
— Widzę, że ci się spodobało. — miauknął niebieski, spojrzał na leżącą kotkę. — Masz mocniejszy łeb od niej, Niezapominajku.
Uniósł brew. Nieznajomy już dłuższy czas odnosił się do niego, jakby się od dawno znali.
— Serce mnie boli, że od tak mnie zapomniałeś. — wyznał z wymuszonym uśmiechem. — Ale pan lider. Nic dziwnego.
Zrobiło mu się głupio. Nie chciał za takiego uchodzić.
— Przestań... — wyrwało się z jego pyska. — Po prostu... — zaczął, czkając. — Kiedyś miałem wypadek... Spadłem z drzewa... Uderzyłem się w łeb i pamięć... pamięć mi nie działa. Nie działa, jak kiedyś.
Kocur spojrzał na niego z współczuciem.
— To już nie mam co ci smęcić. — uznał, wzdychając. — Kiedyś byliśmy przyjaciółmi... Aż uciekłem z klanu jako uczeń. — dodał, uciekając wzrokiem w stronę Kruczego Futra.
Coś zaczęło świtać w wolno pracującym umyśle vana. Powoli elementy układały jasną myśl, której nie zawahał się wypowiedzieć na głos.
— Ty to... Iglasta Łapa?
Kocur kiwnął łbem. Niewinny gest, a przyniósł Niezapominajkowi tyle szczęścia.
— Gdzie byłeś...? Tyle księżyców minęło.
Iglasta Łapa wzruszył ramionami.
— W wielu miejscach. Na Kruczą wpadłem niedawno. Usłyszałem co się stało. I kim zostałeś. — uśmiechnął się lekko. — Kto by się spodziewał.
Niezapominajek położył po sobie uszy. Nie był wart tego stanowiska. Iglasta Łapa jeszcze nie poznał o nim prawdy. Jak bardzo nie radził sobie z powierzonym jemu zadaniem. Położył się koło kocura, chcąc dodać coś jeszcze, lecz czarne cielsko przysunęło się bliżej niego. Spojrzał zdziwiony na Kruczą. Niebieski nie zauważył. Wzrok Iglastej Łapy błądził po niebie wraz wędrującymi po nim ptakami. Wojowniczka przysuwała się coraz bliżej i bliżej. Chciał się odezwać, lecz nie chciał ściągnąć na siebie uwagi brata kotki. Nie wiedząc co zrobić odwrócił się od Kruczej. Czarna jednak nie poprzestała. Długa łapa przejechała po jego ciele, zatrzymując się na udzie kocura. Poczuł ciepło na karku. Ciepły język kotki przejechał po jego futrze. Zbliżała się. Coraz bardziej i śmielej go dotykała. On nie reagował. Nie wiedział jak. Zupełnie jakby pozbawiła go czucia w kończynach jedynie leżał, nie umiejąc odtrącić od siebie kotki. Sam nie wiedział czy chciał. Nie umiał zadecydować czy chciał tego czy nie. Ciało ulegało Kruczej. Otumaniony umysł nie potrafił do tego podejść trzeźwo.
Poddał się tej sytuacji.
— Widzę, że ci się spodobało. — miauknął niebieski, spojrzał na leżącą kotkę. — Masz mocniejszy łeb od niej, Niezapominajku.
Uniósł brew. Nieznajomy już dłuższy czas odnosił się do niego, jakby się od dawno znali.
— Serce mnie boli, że od tak mnie zapomniałeś. — wyznał z wymuszonym uśmiechem. — Ale pan lider. Nic dziwnego.
Zrobiło mu się głupio. Nie chciał za takiego uchodzić.
— Przestań... — wyrwało się z jego pyska. — Po prostu... — zaczął, czkając. — Kiedyś miałem wypadek... Spadłem z drzewa... Uderzyłem się w łeb i pamięć... pamięć mi nie działa. Nie działa, jak kiedyś.
Kocur spojrzał na niego z współczuciem.
— To już nie mam co ci smęcić. — uznał, wzdychając. — Kiedyś byliśmy przyjaciółmi... Aż uciekłem z klanu jako uczeń. — dodał, uciekając wzrokiem w stronę Kruczego Futra.
Coś zaczęło świtać w wolno pracującym umyśle vana. Powoli elementy układały jasną myśl, której nie zawahał się wypowiedzieć na głos.
— Ty to... Iglasta Łapa?
Kocur kiwnął łbem. Niewinny gest, a przyniósł Niezapominajkowi tyle szczęścia.
— Gdzie byłeś...? Tyle księżyców minęło.
Iglasta Łapa wzruszył ramionami.
— W wielu miejscach. Na Kruczą wpadłem niedawno. Usłyszałem co się stało. I kim zostałeś. — uśmiechnął się lekko. — Kto by się spodziewał.
Niezapominajek położył po sobie uszy. Nie był wart tego stanowiska. Iglasta Łapa jeszcze nie poznał o nim prawdy. Jak bardzo nie radził sobie z powierzonym jemu zadaniem. Położył się koło kocura, chcąc dodać coś jeszcze, lecz czarne cielsko przysunęło się bliżej niego. Spojrzał zdziwiony na Kruczą. Niebieski nie zauważył. Wzrok Iglastej Łapy błądził po niebie wraz wędrującymi po nim ptakami. Wojowniczka przysuwała się coraz bliżej i bliżej. Chciał się odezwać, lecz nie chciał ściągnąć na siebie uwagi brata kotki. Nie wiedząc co zrobić odwrócił się od Kruczej. Czarna jednak nie poprzestała. Długa łapa przejechała po jego ciele, zatrzymując się na udzie kocura. Poczuł ciepło na karku. Ciepły język kotki przejechał po jego futrze. Zbliżała się. Coraz bardziej i śmielej go dotykała. On nie reagował. Nie wiedział jak. Zupełnie jakby pozbawiła go czucia w kończynach jedynie leżał, nie umiejąc odtrącić od siebie kotki. Sam nie wiedział czy chciał. Nie umiał zadecydować czy chciał tego czy nie. Ciało ulegało Kruczej. Otumaniony umysł nie potrafił do tego podejść trzeźwo.
Poddał się tej sytuacji.
* * *
Nie rozmawiali o tym. W ciszy wrócili do pozostałych. Wszyscy spoglądali na nich. Zupełnie jakby wiedzieli co się wydarzyło. Jakby byli przy tym. Onieśmielony tym wszystkim spuścił wzrok na własne łapy. Sam nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Co począć.
— Niezapominajkowa Gwiazdo. — cichy głos zmusił go do uniesienia wzroku.
Malinowy Pląs stała, wpatrzona w niego. Dopiero po uderzeniu serca ujrzał kogoś obok jej boku. Bażancie Futro. Bury kocur poprzecinany cętkami czekał na niego. Dumna postawa kocura spłoszyła lidera z lekka.
— Tak? — odpowiedział. — Bażancie Futro, tylko ty przetrwałeś?
Wojownik pokręcił łbem.
— Reszta już tu się zbiera. Malinowy Pląs poleciła reszcie pójście na około, by uniknąć pozostawienia po sobie tropów. — mruknął poważnie. — Lecz Rudzikowego Śpiewu nie ma wśród nas. Podejrzewam, że Klan Burzy go porwał wraz z niektórymi kotami. Nie mogliśmy znaleźć ich ciał.
Lider odetchnął z ulgą. Nie wszystko było skończone. Była nadzieja. Nadzieja na lepsze jutro.
— Lecz to nie wszystko. — mruknął.
Wszystkie ślepia spojrzały na burego. Kocur wskoczył na szeroki głaz i zwrócił się ku Nocniakom.
— Wraz z Pędzącym Wiatrem udaliśmy się na ostatnie zgromadzenie. To nie do wiary, że ta banda zdradzieckich szumowin jakby nigdy nic przyszła tam po tym, jak zabrali nam tereny — wycedził, nabuzowany negatywną energią związaną z przegraną wojną.
Koty oburzone szeptały pomiędzy sobą.
— Działy się tam dziwne rzeczy, ale przynajmniej udało nam się zakraść na skałę. Uświadomiliśmy te mysie strawy, że Klan Nocy jest silny i nie da się im nigdy zniszczyć.
— I słusznie. — miauknęła zjeżona Krucza, trzepiąc ogonem. — Banda mysich straw.
— Potem daliśmy radę zaatakować tych pseudoliderów. Nie potrafili jednak walczyć honorowo i pół klanu rzuciło się im na ratunek, więc musieliśmy uciekać — oświadczył, na chwilę milknąc, jakby zastanawiając się, czy powinien mówić dalej.
Koty wbiły w niego spojrzenia. Pewna postura kocura trochę osłabła.
— Cóż... Pędzący się poświęcił, a ja dałem radę uciec. Widziałem, że Klan Burzy go zabiera, ale nie wiem... Nie wiem czy żyje — wymamrotał pod nosem.
— Jak to nie wiesz? — syknęła wkurzona Malinowy Pląs. — Ty... ty tchórzu!
Bażant zjeżył się.
— Opanuj się staruszko, bo ci serce wysiądzie. Gdyby i mnie pojmali nie miałby kto was ostrzec przed tymi draniami! — odparł oburzony.
Starsza wojowniczka zdecydowanie miała dość rozmowy. Zamiast tego postanowiła rzucić się na kocura z pazurami. Gdyby nie Trzcinowa Sadzawka, który uniemożliwił kotce ów czynu zaczęłaby się klanowa jatka. Niezapominajkowa Gwiazda, wśród tych wszystkich kotów sprzeczających się czy Bażancie Futro postąpił słusznie czy nie, zamilkł. Ich pobratymcy w niewoli. Zbzikowanych rasistów. Nie wróżyło to niczego dobrego. Panika wkradła się do uspokojonego niedawna serca lidera. Nie miał pojęcia co teraz.
Czy miał podjąć się ratunku bliskich mu kotów?
— Niezapominajkowa Gwiazdo. — cichy głos zmusił go do uniesienia wzroku.
Malinowy Pląs stała, wpatrzona w niego. Dopiero po uderzeniu serca ujrzał kogoś obok jej boku. Bażancie Futro. Bury kocur poprzecinany cętkami czekał na niego. Dumna postawa kocura spłoszyła lidera z lekka.
— Tak? — odpowiedział. — Bażancie Futro, tylko ty przetrwałeś?
Wojownik pokręcił łbem.
— Reszta już tu się zbiera. Malinowy Pląs poleciła reszcie pójście na około, by uniknąć pozostawienia po sobie tropów. — mruknął poważnie. — Lecz Rudzikowego Śpiewu nie ma wśród nas. Podejrzewam, że Klan Burzy go porwał wraz z niektórymi kotami. Nie mogliśmy znaleźć ich ciał.
Lider odetchnął z ulgą. Nie wszystko było skończone. Była nadzieja. Nadzieja na lepsze jutro.
— Lecz to nie wszystko. — mruknął.
Wszystkie ślepia spojrzały na burego. Kocur wskoczył na szeroki głaz i zwrócił się ku Nocniakom.
— Wraz z Pędzącym Wiatrem udaliśmy się na ostatnie zgromadzenie. To nie do wiary, że ta banda zdradzieckich szumowin jakby nigdy nic przyszła tam po tym, jak zabrali nam tereny — wycedził, nabuzowany negatywną energią związaną z przegraną wojną.
Koty oburzone szeptały pomiędzy sobą.
— Działy się tam dziwne rzeczy, ale przynajmniej udało nam się zakraść na skałę. Uświadomiliśmy te mysie strawy, że Klan Nocy jest silny i nie da się im nigdy zniszczyć.
— I słusznie. — miauknęła zjeżona Krucza, trzepiąc ogonem. — Banda mysich straw.
— Potem daliśmy radę zaatakować tych pseudoliderów. Nie potrafili jednak walczyć honorowo i pół klanu rzuciło się im na ratunek, więc musieliśmy uciekać — oświadczył, na chwilę milknąc, jakby zastanawiając się, czy powinien mówić dalej.
Koty wbiły w niego spojrzenia. Pewna postura kocura trochę osłabła.
— Cóż... Pędzący się poświęcił, a ja dałem radę uciec. Widziałem, że Klan Burzy go zabiera, ale nie wiem... Nie wiem czy żyje — wymamrotał pod nosem.
— Jak to nie wiesz? — syknęła wkurzona Malinowy Pląs. — Ty... ty tchórzu!
Bażant zjeżył się.
— Opanuj się staruszko, bo ci serce wysiądzie. Gdyby i mnie pojmali nie miałby kto was ostrzec przed tymi draniami! — odparł oburzony.
Starsza wojowniczka zdecydowanie miała dość rozmowy. Zamiast tego postanowiła rzucić się na kocura z pazurami. Gdyby nie Trzcinowa Sadzawka, który uniemożliwił kotce ów czynu zaczęłaby się klanowa jatka. Niezapominajkowa Gwiazda, wśród tych wszystkich kotów sprzeczających się czy Bażancie Futro postąpił słusznie czy nie, zamilkł. Ich pobratymcy w niewoli. Zbzikowanych rasistów. Nie wróżyło to niczego dobrego. Panika wkradła się do uspokojonego niedawna serca lidera. Nie miał pojęcia co teraz.
Czy miał podjąć się ratunku bliskich mu kotów?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz