— Woda z każdym wschodem słońca coraz bardziej opada. — cichy głos odezwał się za nim. Spojrzał na Malinowy Pląs. Pysk kotki pokryty był siwymi włoskami. Obydwoje już byli starzy. Za starzy na to wszystko co miało miejsce. Złapał się za bolący łeb. Nieprzyjemne ciarki rozchodziły się po jego ciele. Czuł, że czegoś mu brakuje. Silne pragnienie wciąż wrzało w kocurze. Lecz sam nie miał pojęcia za czym.
— Ruszymy dziś w nocy. — stwierdził. — Teraz nam już nikt nie ciąży.
Pozostałe kocięta samotniczki postanowiły same się usunąć z klanu. Prócz jednego. Liliowa kotka bez kawałka ogona została z nimi. Nie rozumiał. Reszta rozeszła się do innych klanów szpiegować? Zbyt dużo myśli na ten temat kłębiło się pod jego łbem.
Malinowy Pląs kiwnęła łbem, ruszając ogłosić pozostałym nowinę. Kocur usiadł. Ich sytuacja od księżyców się nie zmieniła. Po polanie nadal toczyły się śmierdzące rudzielce. Na bagnach czaili się żądni krwi samotnicy. Pozostawał im tylko las. Las, w którym od tamtego felernego dnia zawsze się gubił. Czarne futro przywarło do jego boku. Skrzywił się lekko. Znów. Powitała go uśmiechem. Nieszczerym.
— Przyniosłam ci coś. — oznajmiła.
Ryba. O złocistych łuskach. Znajomy zapach unosił się od niej. Nie mógł sobie przypomnieć skąd go pamiętał. Odwrócił łeb od posiłku.
— Nie jestem głodny. — wymamrotał, wbijając spojrzenie we własne łapy.
Czarny ogon uderzył o ziemię.
— Musisz zjeść, żeby mieć siłę. Dzisiejszej nocy musisz nas poprowadzić. To czy Klan Nocy będzie dalej istniał leży w twoich łapach. Tym bardziej, że nie wybrałeś zastępcy. — posłała mu stanowcze spojrzenie. — A ja nie zamierzam cię odławiać, jak zemdlejesz płynąc.
Westchnął, starając się zignorować kotkę. Było to co prawda trudne, gdyż jej łapa wylądowała na jego pysku, zmuszając go do spojrzenia na niej.
— Obydwoje wiemy kto jako jedyny się tutaj nadaje. — syknęła, jeżąc się. — I wiesz co? Wypchaj się.
Zaczęła mamrotać coś pod nosem, kiwając wściekle ogonem na prawo i lewo. Kocur nie za bardzo rozumiał o co chodziło wojowniczce. Wolał nawet się nie zagłębiać. Zmarszczył nos. Wstał, chcąc odejść od naburmuszonej kotki, lecz ta nieoczekiwanie stanęła mu na ogonie, posyłając wściekłe spojrzenie.
— Masz zjeść tą rybę. Chcesz zmarnować mój wysiłek? Wcisnę ją w ciebie choćby siłą. — zagroziła.
Mimowolnie zadrżał lekko, słysząc to. Wolał nie przysparzać sobie problemów niż trzeba. Choć i z drugiej strony wizja kłótni z kotką i wygarnięcia jej wszystkiego była także kusząca. Rozdarty pomiędzy tymi dwoma światami w końcu podjął się zjedzenia posiłku. Nie miał siły na jej jazgot dziś. Ani jutro. A szczególnie przy podróży.
Dziwnie znajome ciepło rozeszło się po jego ciele, gdy ostatnia część ryby wylądowała w jego żołądku. Uległ mu, czując spokój, którego od dawna tak szukał. Nie spodziewał się, że był aż tak głodny. Choć było to możliwe. Nie pamiętał dnia, w którym wziął coś więcej niż marną ukleję. Małą szarą rybkę. Z paskudnym pyskiem. Strasznymi ślepiami. Mama zawsze mówiła mu, że jak będzie niegrzeczny to go przechrzci na Uklejkową Łapę. Ukleja była niczym w porównaniu do potężnego i złocistego karasia. Nagła wdzięczność pojawiła się w jego łbie do Kruczego Futra. Mimo całego charakteru ich relacji i tak dbała o to, by zjadł coś porządniejszego.
— Niezapominajku?
Ślepia kleiły się mu coraz bardziej. Otulił się ogonem. Poczuł coś ciepłego na grzbiecie. Położyła się koło niego. Zbyt zmęczony by ją odgonić, zamknął oczy. Nie miał siły na to.
— Myślę, że powinieneś mianować mnie na zastępcę. Komu innemu tutaj ufasz bardziej niż mi? Sama banda morderców i zdrajców. — stwierdziła, przejeżdżając leniwie ogonem po grzbiecie kocura.
Zmarszczył brwi. Nie widział tego. Tak nerwowa i wulgarna kotka jako zastępca... Nie ufał jej. Była zazdrosna. Potrafiła się wściekać na nic. Była takim...
— Chaosem... — dokończył myśl.
— Co? — usłyszał nagłe miauknięcie nad sobą. — Co masz na myśli? — jej głos nagle stał się ostrzejszy.
Kurczę, ale wpadł.
— Wyobrażasz sobie ich pyski... Jakbym ogłosił ciebie?
— Jakiś problem? — syknęła.
Poczuł jak wszystkie mięśnie w jej ciele się napięły. Zaraz nie zostanie z niego kupka sierści. Nie będzie co pochować.
— Nie... Myślę, że mogliby... zabawnie wyglądać... Nikt się nie spodziewał... — urwał, nie wiedząc za bardzo jak to kontynuować.
Kotka mruknęła coś pod nosem, po czym wstała na łapy.
— Przekonajmy się, jak zabawnie będą wyglądać. — miauknęła, szturchając go lekko.
* * *
Księżyc samotnie wisiał na niebie. Zdrętwiałe łapy nie zapowiadały niczego dobrego. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł po ciele na myśl o zanurzeniu się w chłodnej wodzie. Cały klan na niego spoglądał. Krucza wdzięcznie się prężyła, zupełnie jakby sam Klan Gwiazd ją pobłogosławił. Miał złe przeczucia. To nie zanosiło niczego dobrego.
— Wyruszajmy. — ogłosił, spoglądając na klan.
Wymarniała grupka kotów podeszła do brzegu. Dziś mieli pozostawić to wszystko za sobą. Odbudować siły. Z dala od klanów. Z dala od żądnych krwi i terenów morderców. Uczniowie mieli płynąć tuż przy swych mentorach, by ci w razie potrzeby udzielili im pomocy. Dla Wieczornikowego Wzgórza została oderwana gałąź z wierzby, by pomóc starszemu przedostać się przez rzekę. Niezbyt zachwycona z przydzielenia zadania jakim było asekurowania starszego Tulipanowy Płatek machała ogonem na prawo i lewo, byle wyrazić swe niezadowolenie. Mopkowa Łapa także zdawał się niepocieszony z faktu mamy, która spoglądała na niego co uderzenie serca.
— Nie ma co dłużej zwlekać. — uznała Krucze Futro, chodząc do wody.
Lider podążył za nią. Podobnie jak reszta klanu. Cicha noc nie sprzyjała potajemnemu zniknięciu z oczu leśnych klanów. Woda rytmicznie uderzana przez grupę Nocniaków wydawała charakterystyczne dźwięki. Gdyby nie późna pora pewnie zostaliby zauważeni.
— Nie będę marudzić, jak staruch utonie. — rzuciła Krucza, spoglądając na niego. — Może dać znać Tulipan, żeby odkopnęła tą gałąź?
Niezapominajek nie odpowiedział. Nie miał siły na kotkę. Ląd się zbliżał. Z każdym uderzeniem łapy plaża była coraz bliżej. Nic nie wskazywałoby na to, że coś pójdzie nie tak. Aż czyjś nagły pisk rozległ się przerywając nocną ciszę. Koty zwróciły się w stronę dźwięku. Van odwrócił się.
— Wyruszajmy. — ogłosił, spoglądając na klan.
Wymarniała grupka kotów podeszła do brzegu. Dziś mieli pozostawić to wszystko za sobą. Odbudować siły. Z dala od klanów. Z dala od żądnych krwi i terenów morderców. Uczniowie mieli płynąć tuż przy swych mentorach, by ci w razie potrzeby udzielili im pomocy. Dla Wieczornikowego Wzgórza została oderwana gałąź z wierzby, by pomóc starszemu przedostać się przez rzekę. Niezbyt zachwycona z przydzielenia zadania jakim było asekurowania starszego Tulipanowy Płatek machała ogonem na prawo i lewo, byle wyrazić swe niezadowolenie. Mopkowa Łapa także zdawał się niepocieszony z faktu mamy, która spoglądała na niego co uderzenie serca.
— Nie ma co dłużej zwlekać. — uznała Krucze Futro, chodząc do wody.
Lider podążył za nią. Podobnie jak reszta klanu. Cicha noc nie sprzyjała potajemnemu zniknięciu z oczu leśnych klanów. Woda rytmicznie uderzana przez grupę Nocniaków wydawała charakterystyczne dźwięki. Gdyby nie późna pora pewnie zostaliby zauważeni.
— Nie będę marudzić, jak staruch utonie. — rzuciła Krucza, spoglądając na niego. — Może dać znać Tulipan, żeby odkopnęła tą gałąź?
Niezapominajek nie odpowiedział. Nie miał siły na kotkę. Ląd się zbliżał. Z każdym uderzeniem łapy plaża była coraz bliżej. Nic nie wskazywałoby na to, że coś pójdzie nie tak. Aż czyjś nagły pisk rozległ się przerywając nocną ciszę. Koty zwróciły się w stronę dźwięku. Van odwrócił się.
Ktoś znów ich sabotował?
— Kto to? — syknął, dusząc w sobie gniew.
Zrozpaczona para zielonych ślepi spojrzała na niego. Podpłynął do niego.
— To Kijakowe Mokradła. Nagle zniknęła pod wodą! — ogłosił zaniepokojony Trzcinowa Sadzawka, rozglądając się w panice za siostrą.
— Kminkowa Łapo, przejmę nad tobą opiekę. — niczym spod ziemi wyrosła obok nich czarna kotka. — No już. Nie ma czasu. — popędzała młodą.
Trzcinowa Sadzawka zanurkował. Niezapominajkowa Gwiazda próbował zlokalizować kotkę na powierzchni. Prócz oddalających się coraz szybciej kotów nie było śladu po szylkretce. Bury wynurzył się.
— Nie ma jej... Niezapominajkowa Gwiazdo... ona nie mogła od tak przepaść... — miauknął załamany wojownik.
Lider skrzywił się. To mogło oznaczać tylko jedno. Wciąż pamiętał Dżdżowniczka.
— Może przestraszyła się i wróciła na wyspę. Za dnia jej poszukamy. Teraz musimy sprawdzić czy pozostali są.
Wojownik spojrzał zaniepokojony na wyspę. Kiwnął niechętnie łbem.
— Wrócę sam. Dogonię was później. — miauknął.
Niezapominajkowa Gwiazda nie był przekonany do tego pomysłu. Lecz rozumiał ból kocura.
— Leć. Będzie iść w głąb lasu. Znajdziesz nas po zapachu.
— Kto to? — syknął, dusząc w sobie gniew.
Zrozpaczona para zielonych ślepi spojrzała na niego. Podpłynął do niego.
— To Kijakowe Mokradła. Nagle zniknęła pod wodą! — ogłosił zaniepokojony Trzcinowa Sadzawka, rozglądając się w panice za siostrą.
— Kminkowa Łapo, przejmę nad tobą opiekę. — niczym spod ziemi wyrosła obok nich czarna kotka. — No już. Nie ma czasu. — popędzała młodą.
Trzcinowa Sadzawka zanurkował. Niezapominajkowa Gwiazda próbował zlokalizować kotkę na powierzchni. Prócz oddalających się coraz szybciej kotów nie było śladu po szylkretce. Bury wynurzył się.
— Nie ma jej... Niezapominajkowa Gwiazdo... ona nie mogła od tak przepaść... — miauknął załamany wojownik.
Lider skrzywił się. To mogło oznaczać tylko jedno. Wciąż pamiętał Dżdżowniczka.
— Może przestraszyła się i wróciła na wyspę. Za dnia jej poszukamy. Teraz musimy sprawdzić czy pozostali są.
Wojownik spojrzał zaniepokojony na wyspę. Kiwnął niechętnie łbem.
— Wrócę sam. Dogonię was później. — miauknął.
Niezapominajkowa Gwiazda nie był przekonany do tego pomysłu. Lecz rozumiał ból kocura.
— Leć. Będzie iść w głąb lasu. Znajdziesz nas po zapachu.
* * *
Ruszyli, gdy słońce zaczęło wzbijać się na horyzont. Trzcinowa Sadzawka doszedł później. Wyraz jego pyska przekazał wszystko. Kotka nie odnalazła się. Szepty rozległy się w grupce ocalałych. Starsi uczniowie straszyli młodszych historyjką o pstrągu kociojadzie. Historyjką, która coraz bardziej okazywała się prawdą. Ogon lidera snuł się po wilgotnej ziemi. Nawet woda, w której pływali od zawsze była im wroga.
Ruszyli w głąb lasu. Ponure drzewa powitały ich. Nie było wśród nich czuć Burzaków. Królikojady najwidoczniej nie odważyły się zapuścić w takie tereny. Odrobina ulgi zapanowała pomiędzy grupą kotów. Szli w ciszy. Jedynie ćwierkot ptaków rozlegał się po lesie.
— Zapolujmy. — miauknęła Ptasi Jazgot, siadając zdyszana. — Albo bulgot z brzucha Przepiórki zbawi tu wszelkich Burzaków.
Bura zawstydzona pisnęła, patrząc na siostrę morderczo. Ptasia jedynie odpowiedziała łobuzerskim uśmiechem. Wzrok Nocniaków powędrował ku ich liderowi. Niezapominajkowa Gwiazda przełknął ślinę. Wolałby się nie zatrzymywać, lecz i jemu brzuch zaczął żądać posiłku. Zacisnął pysk.
— Kurkowa Pieśń, Bezchmurne Niebo, Ptasi Jazgocie, Trzcinowa Sadzawko — wyznaczył koty. — Wy pójdziecie zapolować.
Niezadowolone jęki uczniów nie umknęły jego uwadze.
— Przepiórcze Gniazdo z Tulipanowym Płatkiem pójdą na północ. Sprawdzicie tamte tereny. Krucze Futro wraz z Jabłkową Bryzą ruszą zachód. Jeśli znajdziecie coś nadającego się na tymczasowe obozowisko pierw upewnijcie się dwa razy czy nikt was nie obserwuje w drodze powrotnej. — mruknął. — Reszta uczniów pod okiem Malinowego Pląsu i Zanikającego Echa powtórzy treningi z walki. Muchomorzy Jadzie, rozejrzyj się za ziołami przydatnymi do wędrówki. — zakończył swą przemowę.
Koty mniej lub chętniej zabrały się za przydzielone im zadania. Niezapominajkowa Gwiazda spoglądał na rozchodzące się Nocniaki. Jeśli tylko tyle ich zostało czekały ich ciężkie księżyce. Nie natrafili na trop ani ślad pozostałych. Nie potrafił odrzucić myśli, że Klan Burzy znalazł i wymordował ich wszystkich. Rudzikowy Śpiew do dziś nie dał znaku życia. Może van nie miał co dłużej się łudzić.
— Zapolujmy. — miauknęła Ptasi Jazgot, siadając zdyszana. — Albo bulgot z brzucha Przepiórki zbawi tu wszelkich Burzaków.
Bura zawstydzona pisnęła, patrząc na siostrę morderczo. Ptasia jedynie odpowiedziała łobuzerskim uśmiechem. Wzrok Nocniaków powędrował ku ich liderowi. Niezapominajkowa Gwiazda przełknął ślinę. Wolałby się nie zatrzymywać, lecz i jemu brzuch zaczął żądać posiłku. Zacisnął pysk.
— Kurkowa Pieśń, Bezchmurne Niebo, Ptasi Jazgocie, Trzcinowa Sadzawko — wyznaczył koty. — Wy pójdziecie zapolować.
Niezadowolone jęki uczniów nie umknęły jego uwadze.
— Przepiórcze Gniazdo z Tulipanowym Płatkiem pójdą na północ. Sprawdzicie tamte tereny. Krucze Futro wraz z Jabłkową Bryzą ruszą zachód. Jeśli znajdziecie coś nadającego się na tymczasowe obozowisko pierw upewnijcie się dwa razy czy nikt was nie obserwuje w drodze powrotnej. — mruknął. — Reszta uczniów pod okiem Malinowego Pląsu i Zanikającego Echa powtórzy treningi z walki. Muchomorzy Jadzie, rozejrzyj się za ziołami przydatnymi do wędrówki. — zakończył swą przemowę.
Koty mniej lub chętniej zabrały się za przydzielone im zadania. Niezapominajkowa Gwiazda spoglądał na rozchodzące się Nocniaki. Jeśli tylko tyle ich zostało czekały ich ciężkie księżyce. Nie natrafili na trop ani ślad pozostałych. Nie potrafił odrzucić myśli, że Klan Burzy znalazł i wymordował ich wszystkich. Rudzikowy Śpiew do dziś nie dał znaku życia. Może van nie miał co dłużej się łudzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz