Turkusowe ślepia utkwione były w szylkretowej koteczce, która delikatnie trzęsła się na całym ciele. Widział, a nawet czuł jej złość nawet wyraźnie, jednakże nie bardzo rozumiał dlaczego, po co i jak. Cóż, niczym typowe, jeszcze gówno wiedzące kocię. Gąsiorek przekrzywiał łeb, czekając aż wojowniczka skończy to całe psioczenie na ich starą i opowie nareszcie jakąś bajkę, bo jednak to go interesowało najbardziej. No- słuchanie jednak, jak nieznana mu kotka obraża Cisową Kołysankę było jednak w pewnym sensie ekscytujące i z całą pewnością, bawił się wybornie.
— Toooo... co z tą opowieścią? — mruknął Przebiśnieg z lekka rozbawiony. Spoglądał na szylkretkę, która sprawiała wrażenie, jakby się przesłyszała. Czekając jeszcze trochę aż wojowniczka zacznie coś opowiadać, zrezygnował ostatecznie i z fochem odwrócił się, wracając do środka.
Gąsiorek obserwował brata, aż ten nie zniknął mu z pola widzenia.
— Czyli moja matka jest aż taka okropna? — przechylił głowę, jakby nie potrafiąc uwierzyć w prawdziwość słów Motylego Trzepotu.
— Oczywiście, że jest! Nawet gorsza! Chyba wiem lepiej, skoro spędziłam z nią kilkanaście księżyców na treningu. Ślepe ciele. Nie powiesz mi chyba, że nigdy was nie pomyliła — prychnęła, pusząc z oburzenia swoje rudawe futro. Gąsiorek zamilkł na uderzenie serca. No... miała rację, jednak dziwnie mu było ją przyznać kocicy, która z marszu walnęła czymś pokroju "Siema dzieciaki wasza stara jest chujowa". Jednak żeby było śmieszniej, to prócz tego, że wojowniczka miała rację, to Gąsior nie umiał się też z nią nie zgodzić. Dziwne uczucie.
— To weź mnie od niej — zażądał, tupiąc łapą — Ponoć chcesz mieć kociaki, nie? — dodał zaraz, wciskając się kotce między łapy. Wtulił się w jej kręcone futerko na klatce piersiowej, przymykając ślepia. Faktycznie, było jakoś milej i nie śmierdziało. Kotka pachniała czymś w rodzaju pszczelego pyłku zmieszanego ze świeżymi ziołami; to było miła odmiana w porównaniu z zatęchłym smrodem Cisowej Kołysanki.
Kocurek kichnął, potrząsając łebkiem.
— Skąd o tym wiesz, glucie?
— Plotki — wzruszył barkami, kontynuując wtulanie się w szylkretkę. — Jak chcesz to możesz mnie sobie wziąć. I tak jej nie lubię — wskazał łapą w stronę żłobka, z którego wyłoniła się paskudna morda srebrnej karmicielki. — No, to jak będzie, mamciu? — zamruczał, wtulając się w jej policzek, korzystając z tego, że kocica nadal leży.
< motyl? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz