"Twój mentor jest pewnie z ciebie dumny"
Złota Łapa łypnął spode łba na Bławatkowy Potok, która uśmiechała się do niego promiennie. Kocur zastanawiał się, czy jego siostra upadła na łeb, czy to dopiero przed nią. Jak Rudzik mógł być z niego dumny?! J A K?! Kisił dupę na stanowisku ucznia już zbyt długo, do tego stopnia, że praktycznie stracił rachubę w tym, ile ma księżyców, sierść jeżyła mu się na karku ilekroć wracała do niego myśl, że już przekroczył "limit".
Poza tym, bał się nie tylko o siebie ale również o Szafirową Łapę. Asterka była bezpieczna i mimo jej wpieniającego charakteru oraz wywyższania się - Złoty poczuł ulgę, gdy klan skandował imię Astrowego Poranka.
— Złota Łapo?
Futro stanęło mu dęba, gdy usłyszał głos swojego mentora. Skulił uszy, odwracając łeb w jego stronę. Rudzielec wyglądał na istnie przerażonego, co tylko jeszcze bardziej wpędziło ucznia w wewnętrzną panikę, mimo iż Bławatka dotknęła uspokajająco ogonem jego boku.
Zadrżał, słysząc słowa nauczyciela, których tak bardzo się bał.
"Zbożowa Gwiazda chce cię widzieć"
W tym momencie miał ochotę odwrócić się i uciec w trzcinę czy inną cholerę, szczególnie, że doskonale wiedział, o co ich liderce chodziło.
Chciała go wygnać.
Czuł to całym sobą a mrowienie na karku tylko potęgowało przerażenie, które rozchodziło się po ciele ucznia. Miał ochotę zwiać stąd gdzie pieprz rośnie, jednakże mimo strachu - jakaś dziwna część jego zasranej dumy mu na to nie pozwalała.
Na drżących łapach obrał ścieżkę wiodącą do legowiska potwora, którą chwilowo właśnie w taki sposób postrzegał Zbożową Gwiazdę. Czuł ostry, ziemisty zapach liderki, która musiała przebywać w środku długo. Bardzo długo.
Wspiął się ostrożnie po pniu drzewa, koślawo wskakując do środka.
Brązowe ślepia łypnęły na niego złowróżbnie.
Oddech kocura przyśpieszył a gdy tylko zobaczył, że bengalka otwiera pysk, niewiele myśląc przylgnął całym ciałem do ziemi, rozpłaszczając się niczym naleśnik.
— NIE WYPĘDZAJ MNIE Z KLANU! BŁAGAM!
Nim zdziwiona kotka zdążyła cokolwiek powiedzieć, Złota Łapa zalał się krokodylimi łzami, płaszcząc się tuż u samych łap liderki. Z jego pyska uciekł żałosny szloch, drżał niczym osika, becząc niczym małe kocię.
— Uspokój się — ostre warknięcie sprawiło, że chociaż częściowo wrócił na ziemię. Przetarł załzawione, błękitne ślipia, wlepiając je w liderkę. Ta machała wściekle ogonem, jeżąc futro na grzbiecie, siwizna na jej pysku była już lekko widoczna — Nie zamierzam cię wyganiać. Chyba, żeś coś odwalił podobnie jak Wronia Strawa — zamilkła na uderzenie serca, biorąc głęboki wdech — Chciałam wiedzieć, czy masz jakieś obiekcje co do twojego wojowniczego imienia. Rudzikowy Śpiew mówił mi, że jesteś gotowy i więcej nie jest w stanie cię nauczyć.
Zamrugał ślepiami.
Raz.
Drugi.
Trzeci.
Trzeci.
— W-wojownicze?
— No, chyba nie uczniowskie — kotka była widocznie rozdrażniona jego nieogarnięciem, dlatego też szybko bąknął, że nie. Po prostu nie chce mieć imienia, które nawiązywałoby do jego matki i to właściwie tyle. Bengalka kiwnęła na to głową, po czym kazała mu stamtąd zmiatać, nim się rozmyśli.
Tak naprawdę po prostu kazała mu iść się przygotować do ceremonii, jednak wyobraźnia oraz paranoja Złotej Łapy dopowiedziała mu wiele rzeczy, które nawet nie przeszły kocicy przez myśl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz