Potrzebował chwili wyciszenia, spokoju i odpoczynku. Takiej odskoczni od tego całego cholernego patosu, od codziennego życia, które dobijało go niczym ciężki głaz, miażdżąc wnętrzności, uniemożliwiając oddech.
Od awantury z Kalinką przeniósł się do drugiego legowiska, zabierając wszystkie swoje rzeczy. W tym pióro sroki o granatowym połysku, które przypominało mu o matce. Boki wojownika unosiły się i opadały przy każdym wdechu, co jakiś czas wybudzał się z letargu, poruszając nerwowo uszami tak, jakby zaraz jakiś potwór miał zakończyć jego żywot.
Kawałek dalej drzemała Złota Pręga, która mamrotała coś niewyraźnie przez sen.
Drugie legowisko wojowników miało zdecydowanie mniej rezydentów. A przynajmniej mniejszą część z nich znał. Czasem miał wrażenie, że właśnie tą drugą część zamieszkują wszyscy, którzy znaleźli się w klanie klifu przez jakikolwiek inny sposób, aniżeli przez urodzenie się w nim.
Kocur sapnął, gdy wybudzono go brutalnie ze snu. Końcówka ogona burego poruszyła się nerwowo a zielone ślepia błysnęły w mroku.
— Znowu wołałeś ją przez sen.
Ruda kotka warknęła niezadowolona, odsłaniając zęby. Sroczek skulił się w duchu, mając ochotę znowu zniknąć. Wziął głęboki wdech, podnosząc się ze swojego posłania, poprawił swoje pióro wetknięte za ucho, nim jego łapy dotknęły zmarzniętej gleby.
Pora Nagich Drzew.
Okropność.
— Wybacz, Złota Pręgo. Już nie będę
Przeszedł obok niej, potykając się o jakąś gałązkę leżącą na ziemi. Mruknął coś niezadowolony pod nosem. Zadrżał na chłód nocy, gdy wyszedł na zewnątrz. Sierp księżyca rozświetlał skąpany w śnie obóz, jednak wyjątkowo - Sroczek nie widział w tym nic pięknego.
— Czekaj.
Przystanął w półkroku, krzywiąc się na odmrażający mu łapy śnieg.
— Tak?
— Pójdziemy na polowanie? Klanowi przyda się coś do jedzenia a tobie chyba oderwanie od rzeczywistości.
— N-nie... d-dziękuję — doceniał jej gest. Od jakiegoś czasu była dla niego miła, jednak... potrzebował trochę samotności, musiał oczyścić umysł, pozbyć się negatywnych odczuć. Mimo wszystko - docenił jej gest oraz chęci i może... może nawet uznawał ją za dobrą koleżankę. Uśmiechnął się do kotki pod nosem, znikając w ciemnościach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz